Wpływ czynów na wyczyny

Franciszek Kucharczak

|

GN 07/2011

publikacja 22.02.2011 00:14

Myśl wyrachowana: Skąd by grzech nie przyszedł, zawsze wychodzi bokiem

Wpływ czynów na wyczyny

Dowcip z PRL. Radziecki uczony wyrwał musze nogę. – Mucha, idi! – zakomenderował. Mucha ruszyła. Wy-rwał drugą nogę – ruszyła. Gdy owad nie miał już kończyn, wezwanie „mucha, idi” nie zadziałało. Uczony zapisał: „Po wyrwaniu ostatniej nogi mucha traci słuch”.

Niedawno znajomy powiedział mi: „Zauważyłem, że gdy nie jestem w łasce uświęcającej, za całe zło obwi-niam żonę”. Kapitalne. Rzadko się zdarza, żeby ktoś zauważył taką zależność. Bo ludzie powszechnie stosu-ją wnioskowanie „uczonego” – gdy sprawy się sypią, przyczynę zawsze widzą na zewnątrz. Nigdy w złu ich własnej produkcji. Przyjęło się sądzić, że grzech nie ma żadnego wpływu na życie, bo jego skutki nie wyskakują od razu jak guz na głowie po uderzeniu. Co więcej, skutki te nie dotyczą tylko dziedziny, w której się grzeszy. Ktoś łyknął pigułkę „dzień po” i nie wie, co to się stało, że w domu wszyscy na siebie warczą, czemu każdy wkurzony jak premier po urlopie w Dolomitach.

Małżonkowie stosują antykoncepcję i nie mają pojęcia, skąd im się biorą napady agresji albo dlaczego nie mogą dogadać się z teściami. Właści-ciel stacji benzynowej leje wodę do paliwa i nie widzi związku między tym faktem a nienawiścią, jaką czuje do wszystkiego i wszystkich. Ktoś nie wychodzi z domu bez sprawdzenia horoskopu i dziwi się, czemu – choć żona Ryba, córka Baran, a syn Koziorożec – wszyscy patrzą na niego bykiem. Inny ktoś masturbuje się i nie wie, skąd ten ciężki smutek, który ogarnia go ni stąd, ni zowąd i czemu świat nie jest już taki kolorowy jak kiedyś. Nie może być inaczej, skoro ludzie tak powszechnie wypierają się Tego, który przekonuje świat „o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”. Kiedy ochrzczeni przestają korzystać z sakramentów, zwłaszcza z sakramentu pokuty, trwale żyją bez łaski uświęcającej. Za tym musi iść uznanie wymagań Kościoła za nieludzkie.

„To nierealne, żeby żądać od młodzieży życia bez seksu” – słychać coraz częściej. „Niemożliwe” rozlega się w odniesieniu do wszystkiego, co kosztuje odrobinę duchowego wysiłku. Owszem, to jest niemożliwe – bez łaski uświęcającej. Chrześcijanin, który odcina się od źródła łaski, jest jak człowiek usychający z pragnienia. I choć deszcz łaski pada obficie, on nie może napić się ani kropli, bo otacza go nieprzemakalny kokon grzechu. Nie da się żyć po chrześcijańsku – czyli szczęśliwie – bez łączności z Bogiem. Niemożliwe, żeby człowiek skrępowany sznurem swobodnie chodził. Niemożliwe, żeby osobnik tkwiący w piwnicy bez okien cokolwiek widział.

Niemożliwe, żeby ktoś od tygodnia pozbawiony jedzenia był równie silny jak tydzień wcześniej. Ale też Bóg nie wymaga, żebyśmy mimo więzów chodzili, żebyśmy widzieli w ciemności, a przymierając głodem, wyrywali drzewa z korzeniami. Bóg chce, żebyśmy byli wolni od więzów, żebyśmy chodzili w świetle i nie cierpieli głodu. I to się może stać. I to dzieje się zawsze, gdy człowiek wreszcie uniesie głowę znad koryta i powie: „Zgrzeszyłem. Wracam do Ojca”.?

- - - - - -

 

 

Zepsuć małych
„Gazeta Wyborcza” podjęła akcję „Sekskorepetycje” na rzecz przymusowej edukacji seksualnej w szkole. I to mimo już i tak restrykcyjnych zasad, zgodnie z którymi rodzic, który nie chce udziału dziecka w lekcjach wychowania do życia w rodzinie, musi pisemnie oświadczyć, że sobie tego nie życzy. Gazeta powołuje się na opinię rodziców, którzy ponoć uważają, że „seks” powinien być w szkole obowiązkowy. Pytanie dlaczego, skoro inni rodzice nie chcą, żeby ich dziecku w sprawach moralności wciskano treści, na które nie mają wpływu.

Gazeta podaje przyczyny: „Z opublikowanych kilka dni temu badań GfK Polonia dla firmy Bayer wynika, że w Polsce uprawiało już seks 12 proc. dzieci w wieku 12–15 lat i co trzeci 16- i 17-latek” – czytamy. No cóż, to skutek powszechnego nawoływania do lekceważenia zasad chrześcijańskich. A kiedy już „seks” będzie w szkole obowiązkowy, zmieni się program według planów środowisk „postępu” i wyniki będą jak w Wielkiej Brytanii. Tam edukacja seksualna trafiła już do przedszkoli, a właśnie dlatego odsetek ciężarnych nastolatek bije rekordy. Kiedy stanie się tak i u nas, rozwali się święty Kompromis Aborcyjny i na całego ruszy zabijanie dzieci. Też na wzór brytyjski. A przemysł aborcyjno-gumowo-pigułkowy zbierze wreszcie i u nas kokosy. I o to tu chodzi.

Nie ta wiedza
Lewicowa TVP 2 przedstawiła w „Panoramie” wyniki badań na temat tego, co dla młodzieży jest najważniejsze przed randką. Redaktorów szokuje, że ponad 40 proc. młodych z 25 krajów za najważniejszą uznaje higienę osobistą. Antykoncepcja jest dopiero na drugim miejscu – tylko 25 procent! A w „niechlubnej czołówce” znaleźli się polscy nastolatkowie (15–19 lat), bo higienę przed kondomami preferuje aż 49 procent. Oj, chyba tu nie brakuje edukacji z seksu, lecz z języka polskiego. Trzeba komuś wytłumaczyć, że „randka” to spotkanie w kawiarni, a nie w łóżku.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.