Problem złej ufności

Franciszek Kucharczak

|

21.06.2010 08:01 GN 24/2010

publikacja 21.06.2010 08:01

Myśl wyrachowana: Bardziej niż człowieka należy wybierać to, co on wybiera

Problem złej ufności

Niedzielna Msza na tydzień przed wyborami prezydenckimi. Kaznodzieja mówi, że Polska ginie i musimy ją ratować. Jest tylko jeden człowiek, który ojczyznę ocali przed rozkradzeniem i zniszczeniem. Naszym patriotycznym obowiązkiem jest głosować na niego. Pada jego nazwisko. Atmosfera w kościele tężeje. Ktoś kiwa głową z aprobatą, ktoś ostentacyjnie wychodzi. Co tam cisza wyborcza – zdradzę to nazwisko: Lech Wałęsa. Bo to był rok 1990. Tak jaskrawa agitacja z ambon jest dziś rzadkością. Ja tylko ten jeden raz słyszałem takie kazanie. Jednak problem chyba istnieje i dotyczy nie tylko księży. Polega na złej ufności. Na tym, że ludzie oddani Chrystusowi często tak popierają swoich politycznych faworytów, jakby ci politycy byli samym Chrystusem. To nie skutkuje niczym dobrym. Gdy z polityka robi się zbawcę, z Boga robi się polityka. Niech potem taki duchowny „od Wałęsy” powie coś z zapałem o Chrystusie. Słuchacz mógłby pomyśleć: „Jeśli z Jezusem jest tak samo jak z Wałęsą, to co ja tutaj robię?”. Lepiej popierać sprawę, którą człowiek reprezentuje, niż jego samego. Bo człowiek jest grzeszny i zawsze w czymś zawiedzie, a przy okazji narazi na szwank wiarygodność również tego, co wiary jest naprawdę godne.

Kiedyś bardzo poruszyły mnie słowa Jeremiasza: „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku” (Jr 17,5). – Czemu tak ostro? Czemu zaraz przeklęty? – zdziwiłem się. Myślę dziś, że nadzieja zbyt mocno złożona w człowieku jest rodzajem bałwochwalstwa. To sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu i to chyba dlatego prorok w imieniu Boga wypowiedział tak mocne słowa. Nie wolno żadnemu człowiekowi ufać bardziej niż sobie, a sobie też ufać nie wolno. Kto jest pewien, że nie zawiedzie, ten już zawiódł. To szczęście, że duchowni nie mogą należeć do partii i że w swoje sympatie polityczne nie powinni angażować kapłańskiego autorytetu. Ksiądz ma zbyt wielkie rzeczy do powiedzenia, żeby stworzeniem przesłaniał Stworzyciela. Jest rzecznikiem spraw ponadczasowych, więc lepiej żeby z dystansem traktował sprawy
tego czasu. Ale ten dystans dotyczy nie tylko duchownych.

Jesteśmy chrześcijanami. Dlatego głosując na ludzi, w istocie powinniśmy głosować na sprawy Boga. Skoro mamy demokrację, musimy ją wykorzystać do budowania monarchii – a konkretnie królestwa Bożego. Agitacja w tej sprawie powinna odbywać się na okrągło i do upadłego, w porę i nie w porę, w duchu i na dachu. Zewsząd powinno padać wypowiadane z największą gorliwością imię kandydata na naszego władcę absolutnego – Jezusa Chrystusa. Bo wartość ludzkich kandydatur na cokolwiek mierzy się zgodnością z Jego programem – i tylko z nim. Nasza troska powinna skupiać się na tym, żebyśmy wszyscy znaleźli się w niebie. Gdy 1 maja kończyła się Msza na placu przed Jasną Górą, zebrani tam na pielgrzymce kapłani śpiewali „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz”. To fragment wczesnochrześcijańskiego traktatu Didache. Pod koniec rozległy się słowa „I niech przeminie ten świat”. Och, niech przeminie. Niech przyjdzie
Twoje królestwo.

- - - - - - - - - - - - -

 

 

Walka z szacunkiem
Ruszyła „śmiała wystawa”, jak nazwano w „Gazecie Wyborczej” olbrzymią ekspozycję „Homo Ars Erotica” w Muzeum Narodowym. Ta homoseksualna propaganda to „sztandarowa propozycja” nowego dyrektora muzeum, Piotra Piotrowskiego. „Obawiałem się, czy nie będziemy tu mieli demonstracji moherowych beretów, szykowaliśmy nawet specjalną szatnię” – zażartował sobie dyrektor. Obok „sztuki” z ulubionym motywem współczesnych artystów, czyli męskimi genitaliami, znalazły się akademickie akty pędzla Matejki czy Malczewskiego. Na ich temat kurator wystawy Paweł Leszkowicz powiedział: „Niewiele wiemy o orientacji homoseksualnej XIX-wiecznych artystów, ale uważam, że to są bardzo erotyczne prace, mają w sobie duży potencjał zmysłowy”.

Jakie to typowe. Gdy wiadomo, że ktoś na sto procent nie miał problemu homoseksualnego, mówi się, że „niewiele wiadomo o jego orientacji homoseksualnej”. Ale cóż, to nie czas na uczciwość. To „czas walki”, o czym informuje tytuł części wystawy w holu głównym. „Bo dla gejów i lesbijek w Europie Środkowo-Wschodniej to wciąż jest czas walki – z dyskryminacją, cenzurą, o prawa do związków partnerskich” – mówi gazecie kurator. Zapomniał dodać, że to też walka o szacunek dla wszystkich ludzi – nie dla jakichś moherowych beretów.

Majstrowanie ludzi
Jak doniosła „Rzeczpospolita”, niemiecki sąd zezwolił 29-letniej wdowie „zajść w ciążę z nieżyjącym mężem”. Zapłodnienie odbędzie się metodą in vitro w Polsce. Do tej pory niemiecka klinika nie zgadzała się wydać zamrożonego nasienia, uznając to za niezgodne z niemieckim prawem. Sąd drugiej instancji zgodził się na wydanie nasienia.

Jakie to in vitro świetne. Dzięki tej metodzie można sprawić sobie półsierotę.

 

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.