Powszechność religijności

Franciszek Kucharczak

|

GN 51/2009

publikacja 21.12.2009 23:30

Myśl wyrachowana: Gdy Bóg staje się sprawą prywatną, życie społeczne staje się domem publicznym.

Powszechność religijności

Swego czasu wojsko w Birmie zabiło wielu demonstrantów. „Gość” zapytał wtedy dr. Krzysztofa Jakubczaka z Katedry Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, dlaczego ci żołnierze z taką łatwością strzelają do swoich rodaków. Specjalista odparł: „Życie ludzkie jako takie nie jest dla nich nadrzędną wartością. Ma na to wpływ choćby ich wiara w reinkarnację”. Te słowa przyszły mi na myśl, gdy słuchałem Wojciecha Jaruzelskiego w programie TVN „Teraz My”. Zapytano go, czy wierzy w niebo, piekło, czyściec. Odpowiedział wymijająco, że wierzy „w ziemię, taką jaka ona jest”. I że na pewno będzie na cmentarzu. Redaktorzy dociskali gościa, co wywołało jego irytację, bo nie chciał mówić „o sprawach tak osobistych, jak sprawa stosunku do religii”.

A przecież „ziemia”, w którą generał wierzy, w dużej mierze zależy od tego, jaka jest ta „osobista sprawa”, o której nie chce mówić. Gdyby Wojciech Jaruzelski w swoim dorosłym życiu kierował się nauką Chrystusa a nie Marksa, Lenina i Engelsa, nie utrwalałby władzy ludowej i nie byłby autorem stanu wojennego. Gdyby pełnił wolę Boga, a nie radzieckich towarzyszy, nie byłby czerwonym dygnitarzem, który nawet na pogrzebie własnej matki nie wchodzi do kościoła. Nie broniłby socjalizmu jak niepodległości i nie grałby bohatera, przygniecionego brzemieniem „mniejszego zła”. „Stosunek do religii” pana generała zaważył na stosunkach panujących w domach, na ulicach i w sklepach, zwiększył zaludnienie na cmentarzach, w zakładach karnych i na emigracji, przedłużył agonię przeklętego systemu. Religia ma najściślejszy związek z ludzkimi decyzjami. Ma się tak do działania, jak pieniądze do kupowania, jak źródło do strumienia, jak prąd do żarówki.

I co – nie wolno o to pytać? Właśnie o tym należy mówić! Czy wybieramy posła, prezydenta, czy małżonka – powinniśmy przede wszystkim interesować się jego religią: czy szczerze wyznaje Chrystusa, czy wzywa Allacha, naśladuje Buddę, czy czci bożka neutralności światopoglądowej. Od osobistej religijności będzie zależało, o co człowiek będzie walczył, z kim i jakimi metodami. Bo walczył będzie. Jak nie o człowieka, to z człowiekiem, jak nie o krzyż, to z krzyżem. Nie da się ani istnieć neutralnie, ani neutralność osiągać. Każdy o coś walczy, choćby o pokój. I o to, jak należy pokój rozumieć. I kto ma w nim siedzieć, i za co. Toczyć boje można nawet o sens cmentarza – bo Wojciech Jaruzelski dopiero na nim będzie, a Zbigniew Chlebowski już był.

Ocena rzeczywistości i sposób działania zależą od wiary. Od wiary zależy przede wszystkim to, jak się człowiek zachowa w sytuacjach granicznych. Kto nie wierzy w nic większego od siebie, nie znajdzie powodu, żeby przekraczać siebie. Nie znajdzie motywu, żeby narazić siebie w obronie własnej godności i cudzego życia. Dlaczego miałby sumienia słuchać bardziej niż władzy, skoro nie wierzy, że jest ktoś, kto z tego posłuszeństwa rozlicza? Dlaczego miałby oddać życie za większą sprawę, skoro jego własne życie jest dla niego sprawą największą? Ale i taki człowiek jest religijny – wierzy w siebie. A raczej w to, w co się obróci – w „ziemię”.

- - - - - - - - - -

 

 

To był błąd
Els Bort, była holenderska minister zdrowia, doprowadziła w 2001 r. do zalegalizowania eutanazji. Dziś Els Bort przyznaje, że to był błąd. „W Holandii słuchaliśmy najpierw politycznych żądań w sprawie eutanazji” – mówi. I dodaje, że rząd nie zwrócił dostatecznej uwagi na możliwości, jakie daje opieka paliatywna. Innymi słowy, zaniedbano troskę o uśmierzanie cierpień. Według rejestru, jaki składają tamtejsi lekarze, w roku 2008 uśmiercono w Holandii ponad 3200 chorych. Być może również i innych, ale trudno to sprawdzić, bo zapowiadany na początku rygorystyczny system kontroli przypadków eutanazji dawno już „przeszedł ewolucję”. Słowa minister Bort są kłopotliwe, zwłaszcza że kolejne kraje chcą wprowadzać eutanazję na podstawie świetlanego holenderskiego wzorca. Co tu zrobić? A może pani Els Bort źle się czuje?

Bezwstyd zaślubiony
Dwaj panowie – z Wolina i ze Szczecina – zawarli „ślub humanistyczny”. „Ceremonia była bardzo piękna. Myślę, że piękniejsza niż niejeden ślub zawierany w Urzędzie Stanu Cywilnego czy w kościele” – powiedział Wirtualnej Polsce jeden z panów młodych. Opowiada, że w obecności rodziców i świadków złożyli sobie przysięgę miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej oraz że się nie opuszczą aż do śmierci. Czyli tradycyjnie. Tradycyjna była też muzyka, wybrana przez mężów: „Ave Maria”. Czytano też fragment ze Starego Testamentu. Nie podano który, ale chyba nie żaden z tych mówiących o praktykach homoseksualnych. „Humanistyczną” parodię ślubów organizuje od pewnego czasu polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. W rozumieniu członków stowarzyszenia humaniści to „ludzie afirmujący Człowieka, jego potencjał twórczy i stwórczy, w nim upatrujący początek i koniec świata dzieł i wartości”. Oj tak, tak. Szczególnie wyraźnie rysuje się tam już koniec świata wartości.

 

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.