Zaszczycanie Boga

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 48/2007

publikacja 03.12.2007 13:43

Myśl wyrachowana: Ludzie wypatrują pomocy z nieba, a Boga mają za podnóżek

Zaszczycanie Boga

Kiedyś zaszedłem do urządzonego w szkole lokalu wyborczego, żeby spełnić swój obywatelski obowiązek. Poza członkami komisji był tam jakiś pan o twarzy zawodowego opozycjonisty. – Dlaczego krzyż jest wyżej niż godło? – krzyczał z palcem wycelowanym nad tablicę. Jeden z członków komisji podniósł wzrok znad stołu. – Bo Bóg jest ponad państwem, proszę pana – powiedział beznamiętnie.

Jeśli religijność bardzo wielu chrześcijan jest tylko zbiorem ceremonii z zerową skutecznością, to chyba właśnie dlatego, że przyjęło się Boga umieszczać poniżej. Poniżej czegokolwiek: poniżej prawa państwowego, ludzkich opinii, poniżej praw większości i mniejszości, praw społeczności i jednostek, praw szympansów i myszy. Nie, nie żeby Boga całkiem usunąć. Jemu przyznaje się zaszczytne drugie miejsce. I to jest przyczyna wszystkich ludzkich nieszczęść.

Jak to? Drugie miejsce to bardzo dobra pozycja – zdziwi się ktoś. Owszem, ale w zawodach sportowych. Pan Bóg srebrnym medalem się nie zadowala. Złotym zresztą też nie, bo On medale wręcza, a nie je przyjmuje. On nawet, przy okazji ustanowienia Dekalogu, bez żadnych ogródek określił się jako „Bóg zazdrosny”. A to znaczy, że nie toleruje konkurencji. Jeśli życie chrześcijanina ma wyglądać po ludzku, Bóg musi mieć w nim pierwsze miejsce. I to nawet nie ex aequo. Pierwsze bezwzględnie. W domu, w pracy i na wczasach. We śnie, na jawie i na Sumatrze. Zawsze. Już słyszę pojękiwania: „A co z inaczej wierzącymi lub niewierzącymi w ogóle?”.

To już zaczyna być rozczulające, jak formalni chrześcijanie troszczą się o tych „innych” – żeby przypadkiem nie poznali Chrystusa. Bodaj dwa lata temu na Zachodzie muzułmanie wystąpili w obronie świąt Bożego Narodzenia, bo ktoś tam chciał skasować stajenki i choinki, żeby „nie obrażać uczuć muzułmanów”.

Skoro my, chrześcijanie, wiemy, jaka jest prawda, to mamy obowiązek robić wszystko, żeby ją wszyscy poznali. Skoro wiemy, że Bóg rządzi światem, czemu mamy bardziej przejmować się odmienną opinią Jego pogubionych stworzeń? To my mamy światu coś do powiedzenia. To my mamy najważniejszą nowinę, która dotyczy każdego, bo każdego Bóg chce zbawić. Dlaczego mamy zachowywać się tak, jakby Boga nie było, skoro jest? Z jakiej przyczyny mamy chować krzyże, medaliki i szkaplerze? Dlaczego mamy udawać, że cenimy jakąś moralność bardziej niż chrześcijańską, skoro lepszej nie ma? Czemu mamy mówić, że szanujemy każde poglądy i zachowania, skoro niektórych wręcz szanować nam nie wolno? Z jakiej racji mamy twierdzić, że prawo państwowe jest dla nas ważniejsze niż wola Boża, skoro jest odwrotnie?

Pewnie, że nikogo do wiary zmusić nie można ani nawet nie należy. Ale jeśli czegoś mamy się wstydzić, to nie naszych związków z Jezusem, tylko tego, że to są zbyt często jedynie związki zawodowe.

- - - - - - - - - - - - - - - - - -

Nabijanie w butelkonosy
Jak doniósł „Dziennik”, szef Kampanii Przeciw Homofobii Robert Biedroń wystąpi do Ministerstwa Edukacji Narodo- wej z wnioskiem o zakwalifikowanie swojej książki jako lektury uzupełniającej w liceach. Książka nazywa się „Tęczowy elementarz” i, oczywiście, propaguje zachowania homoseksualne. „Jak wygląda seks lesbijski i gejowski?”, „Jak powiedzieć rodzicom, że jestem gejem?”, „Jak zachować się wobec kolegi geja?” – tak brzmią tytuły niektórych rozdziałów książki.

„Dziennik” przytacza wypowiedź nauczycielki z Kędzierzyna-Koźla, która zamierza przeczytać fragmenty „Tęczowego elementarza” grupie uczniów tamtejszego liceum: „Poprzez fakt, że mówię młodzieży o istnieniu delfinów butelkonosych, żaden z nich nie stał się delfinem butelkonosym, ale niejeden dzięki temu zajrzał do encyklopedii”. Tak, tak, pani nauczycielko. Tylko że te „delfiny butelkonose” jakimś sposobem zaczęły zawierać ludzkie związki małżeńskie i adoptować ludzkie dzieci. A zaczynało się od zmiany definicji „butelkonosowatości” w encyklopedii.

Zabić się u Minellego
Ludwig Minelli, szef szwajcarskiej organizacji eutanazyjnej „Dignitas”, uśmiercił dwóch Niemców (na ich prośbę, naturalnie) na parkingu autostrady. To wywołało w Niemczech ożywioną dyskusję o eutanazji. Jak podaje KAI, Minelli domaga się zgody na utworzenie w Hanowerze filii „Dignitas”. Zapowiedział właśnie, że jeśli Niemcy nie zgodzą się na to, złoży skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Dobra droga. Po sukcesie Alicji Tysiąc istnieją szanse, że Trybunał każe Niemcom zapłacić odszkodowanie wszystkim obywatelom, którzy chcieli się zabić u Minellego, a z powodu „nieludzkiego prawa” nie mogli.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.