Od prawa do chlewa

Franciszek Kucharczak

|

GN 15/2006

publikacja 05.04.2006 23:21

Myśl wyrachowana: Jak tak dalej pójdzie, ludzie przestaną odróżniać Środę Popielcową od Środy Magdaleny

Od prawa do chlewa

W diecezji katowickiej do 1988 roku był tzw. staż pracy dla kleryków. Adepci kapłaństwa po trzecim roku szli na rok do pracy – do kopalni, na budowy, do szpitali. Była też „jednostka specjalna” przy świniach. Jeden z obecnych księży, weteran tejże jednostki, opowiadał, jak jego towarzysz wybrał się do sklepu. Wrócił z zakupami roztrzęsiony. Podstawił wspólnikowi rękaw pod nos. – Czujesz coś? – zapytał. – Nie. – Ja też nie. A ludzie puścili mnie bez kolejki.

Ta historia przypomniała mi się, gdy przed z górą tygodniem oglądałem program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Temat dotyczył dokonywanych przez homoseksualne komanda ataków edukacyjnych na młodzież. Wróciła tam sprawa ulotek rozdawanych przez Kampanię Przeciw Homofobii, z gołymi facetami na pierwszej stronie i dokładnym opisem, jak praktykować „miłość”, żeby nie dostać AIDS. Ulotka w najwyższym stopniu ohydna, wstyd nawet cytować fragmenty. Znamienne, że wśród zaproszonych zwolenników takiej edukacji nie było potępienia samej zasady wciskania młodzieży podobnych treści. Oni tylko użalali się nad metodą, bo ulotka mogła ludzi zrazić do idei edukacji „wolnego seksu”, a przecież ona taka niezbędna. Jeden pan profesor upomniał nawet oponującą mu młodą kobietę, że powinna się wstydzić z powodu swojej nietolerancyjności.

Tak właśnie działa trujący gaz rzekomej tolerancji. Z początku czuje się smród, ale po pewnym czasie człowiek przyzwyczaja się i choć cały przesiąkł odorem, oburza się, gdy inni w jego obecności choćby się skrzywią. Kto się krzywi, ten homofob – człowiek, który jeszcze nie dość długo przebywał w atmosferze demoralizacji. Dlatego trzeba go zresocjalizować, oswoić z normalnością rzeczy nienormalnych. Oplakatować świat pornografią, tulącymi się do siebie ludźmi, pod warunkiem tylko, że nie będą płci odmiennej. I gadać, gadać, gadać o tolerancji. Utożsamiać ją z akceptacją, a potem z aprobatą. Wmawiać oponentom, że potępiają człowieka, gdy ci piętnują tylko jego czyny. Odór koślawej tolerancji zatruł już wiele umysłów, bo i wśród zadeklarowanych katolików spotyka się jej misjonarzy. Wynika z tego, że albo nie uznają „swobodnej ekspresji seksualnej” za grzech, albo twierdzą, że grzech pachnie fiołkami.

To pewnie z takiego gazowego zamroczenia biorą się rodzice, którym nie przeszkadza, że ich dorastające dzieci mieszkają z „partnerami” albo sami zachęcają młodych do „wypróbowania się”. Nie znaczy to, że niepotrzebna jest edukacja seksualna. Jest potrzebna i to bardzo. Ona się nazywa ewangelizacja. W Ewangelii jest zapisany przypadek niejakiej Marii Magdaleny, kobiety doskonale wyedukowanej seksualnie. No, może nie znała metod zapobiegania AIDS, ale o seksie, jako ladacznica, wiedziała bardzo dużo. Aż któregoś dnia spotkała Pana Jezusa. W otaczającym Go czystym powietrzu poczuła woń samej siebie. Klęcząc u Jego stóp, zalana łzami, nie usłyszała „Idź i bądź tolerancyjna”. Usłyszała za to, jak Jezus mówi do zebranych: „Odpuszczone są jej liczne grzechy”. No, niestety, jednak grzechy. No, niestety, jednak trzeba uznać, że śmierdzą. Albo wracać do chlewa.

Obrażanie prenatalne
Na amerykańskim Uniwersytecie Harvarda grupa studentów rozwiesiła plakaty ze zdjęciami dziewczynki w jej różnych fazach rozwoju przed narodzeniem. Zdjęcia były ładne, a komentarze dowcipne. Całość opatrzono hasłem „Człowiek jest człowiekiem bez względu na wielkość”. Plakaty wywołały histerię zwolenników aborcji. Zostały podarte i podeptane, jako „bezczelny sposób na wyrażenie swoich poglądów”. Obrażeni uznali, że takie zdjęcia sprawiają im ból, bo sugerują, że są „żądnymi krwi dzieciobójcami”. Reakcja słuszna. Przecież kto popiera zabijanie dzieci, nie jest żadnym dzieciobójcą, tylko Misiem Uszatkiem. Nawet chętnie Państwu łapkę poda. Czyściutką.

Tatuś umowny
W RPA zakończył się proces pary lesbijek. Hanelie Botha i jej partnerka Engeline de Nysschen zostały uznane winnymi zamordowania syna jednej z nich. Powód? Czterolatek nie chciał powiedzieć mamusinej kochance „tatusiu”. Matka twierdziła z początku, że złamana czaszka, uszkodzony mózg dziecka, jego połamane ręce, nogi, obojczyk i miednica to obrażenia doznane w trakcie kąpieli. Zapewne, zapewne. To ta sama kąpiel, w której pierze się mózgi dzieci oddanych do adopcji jednopłciowym „małżeństwom”. Tych już nie trzeba bić. Wiedzą, że „tatuś” i „mamusia” to tytuły przyznane losowo jednemu z dwóch opiekujących się nimi osobników.

Sprostowanie
W felietonie pt. „Rada coś nierada” napisałem: „Kazimiera Szczuka spotkała się z Madzią, przeprosiła ją i jej mamę”. To informacja błędna. W rzeczywistości Kazimiera Szczuka przeprosiła Magdę Buczek i jej mamę telefonicznie. Przepraszam.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.