Czego oczekuję od radia katolickiego

Adam S., Katowice

|

GN 19/2006

publikacja 08.05.2006 09:57

Jadę samochodem. Mam włączone radio. Kończy się okres Wielkiego Postu. Zaczyna się Triduum Paschalne.

To dni, kiedy uroczyście rozważa się i przeżywa najważniejsze wydarzenia w dziejach świata – mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Mam tę ufność, że radio katolickie pomoże mi wejść w ten czas, wyciszyć się, zatrzymać.... Akurat jest transmisja z uroczystej Mszy Krzyżma. Super, myślę – skoro nie mogę tam być osobiście, to przynajmniej posłucham przez radio. Homilia.

Słyszę, że powinniśmy być radykalni w głoszeniu prawdy i przeciwstawianiu się temu, co „światowe”. Słucham dalej, że katolickie media zdobywają coraz więcej czytelników i słuchaczy. Msza się kończy. Transmisja też. I nagle łup! Dosyć tego smucenia. Trzeba odreagować. Leci jakiś Elton albo Madonna. Zgrzyt. Zero wyczucia, nawiązania. Słucham dalej. Jest 12.00. „Anioł Pański”. Śpiewam razem z nimi. Modlitwa się kończy. I nagle … łup! Jakiś rozdarty Oddział Zamknięty. No tak, nie można być... oddziałem zamkniętym.

Nie chodzi o to, by puszczać tylko laureatów konkursów piosenki religijnej i słuchać radia na klęcząco. Chodzi o to, że nazwa „radio katolickie” do czegoś zobowiązuje. A słuchacz, świadomie wybierając radio katolickie, czegoś oczekuje. Również w związku z prezentowaną na jego falach muzyką.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.