I przyjaciel, i chrzestny

mówi Tomasz Głąb - chrzestny

|

GN 07/2008

publikacja 20.02.2008 22:12

Wielki Post AD 2008 z "Gościem" Informacja, że mam zostać chrzestnym, nie była dla mnie zaskoczeniem. Krzyśka znałem od lat. Razem chodziliśmy do szkoły. Widywaliśmy się codziennie po parę godzin.

I przyjaciel, i chrzestny Tomasz Głąb (z lewej) fot. Henryk Przondziono

Wspólnie przygotowywaliśmy się do jego chrztu. Dużo rozmawialiśmy o wierze, o podejściu do Pana Boga, do chrześcijaństwa jako religii. Te rozmowy mnie samego zmuszały do myślenia. Podejmowaliśmy tematy rzadko poruszane wśród młodych. Nam się chciało rozmawiać, pytać innych. Tworzyła się między nami więź, która zaowocowała tym, że zostałem chrzestnym mojego rówieśnika.

Chrzest Krzyśka był i nadal jest dla mnie wyzwaniem. Osoba dorosła podejmuje świadomy wybór. Przystępując do sakramentu, chce w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła. Dlatego bycie chrzestnym wymaga ode mnie ciągłej pracy nad dojrzałością własnej wiary. By nie tyle wypełniać tzw. obowiązki, ale być naprawdę przy tej osobie, pozostawać otwartym na spotkania, rozmowy, by modlić się z nią i za nią. Przyjaźń w tym pomaga.

Bez oporów mogę mówić też, co mi się nie podoba. Jako chrzestny musiałem np. nieraz moralnie pokierować Krzyśkiem. Pojawiała się pokusa, by w takich sytuacjach przymknąć oko. Ja jednak czułem, że muszę być wewnętrznie spójny. Nie mogę być podzielony na chrzestnego i na pobłażliwego przyjaciela. Aby wymagać od Krzyśka, sam muszę właściwie postępować w życiu. Ja je- dynie mogę coś zasugerować, powiedzieć, co myślę. On sam wybiera.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.