Pragnąłem być bliżej

mówi Krzysztof Błażyca - chrześniak

|

GN 07/2008

publikacja 20.02.2008 22:06

Wielki Post AD 2008 z "Gościem" Chrzest przyjąłem w wieku 18 lat. Bóg, wiara, Kościół – wcześniej te słowa tylko napotykałem dokoła. Wzbudzały we mnie niepokój. W końcu przyjaciel Tomek zaprosił mnie na oazę.

Pragnąłem być bliżej Krzysztof Błażyca (z prawej) fot. Henryk Przondziono

Poszedłem nie bez oporu. Potem były trzydniowe rekolekcje. Właśnie tam „pękłem”. Wieczorna modlitwa, pokój w sercu i ta tęsknota niedookreślona. Przede wszystkim ona. By BYĆ BLIŻEJ. Tego wieczoru poprosiłem ks. Jarka o chrzest. „Jesteś pewien, że nie jesteś ochrzczony?” – spytał zaskoczony „Znasz prawdy wiary?”. „Wiem, że jest Trójca: Bóg, Chrystus, Matka Boska” odparłem. Nie było wątpliwości.

Potrzebowałem chrztu i solidnej katechezy. Spotykaliśmy się przez osiem kolejnych miesięcy. Ksiądz Jarek przybliżał mi tajemnice wiary, tłumaczył naukę Kościoła. Zanim przyjąłem chrzest, już „płonąłem”. W dniu chrztu, i zarazem Pierwszej Komunii św., wypełniała mnie radość: promienna, prosta, pełna siły. „Teraz masz czystą kartę. Obmyty z grzechów” – słyszałem. Czysta karta szybko się zapaskudziła. Białej szaty w dniu chrztu też na sobie nie miałem. „Nie chcę robić przedstawienia” – tłumaczyłem. Głupi byłem – zbyt nieśmiały. To nie przedstawienie. To wesele. „W szat świątecznych czystej bieli” iść do Jezusa...

Moimi chrzestnymi są Tomek i Ania, przyjaciele. Dziękuję Bogu za nich. Im jestem wdzięczny za przyjaźń. Ona pomaga. Nie udaję przed nimi. Znają mnie, moją drogę wiary, moje pierwsze sprzeczki z Bogiem. Wiedzą, gdzie się potykam, a gdzie mnie zachęcić. Znają mój grzech i nieraz nazywali go po imieniu. Zwłaszcza wtedy, gdy ja tego nie czyniłem. Nie mydlą mi oczu pobożnymi frazesami. Tu nie ma co się bawić w subtelności. Ofiarowali mi wiele czasu. Często wspólnie się modliliśmy.

Chrzest był dla mnie nie tylko oficjalnym zaangażowaniem w chrześcijaństwo. Znalazłszy się w Kościele zacząłem inaczej przeżywać codzienność. Poznając bogactwo Kościoła, odkrywałem głębię życia wiary. Przez chrzest nie odciąłem się od „dawnego” świata, lecz określiłem się wobec niego. By dalej móc w nim trwać – czytelniej. Czasem to ode mnie wiele wymaga i wiele kosztuje. Ale to w tym wysiłku odkrywam piękno. Chrzest, początek drogi, był drzwiami. Wkroczyłem w rzeczywistość, o jakiej nie miałem pojęcia. Spotkałem ludzi, którzy głęboko wpisali się w moje życie, wskazując Boga. Znalazłem się w miejscach, gdzie prawdopodobnie nigdy bym się nie znalazł. Wszędzie Jego ślady. To wszystko otrzymałem, robiąc jeden krok wiary.

Z żoną, która również przyjęła chrzest jako osoba dorosła, razem odkrywamy Boże prowadzenie. Przed nami chrzest naszej córki Sary. Na rodziców chrzestnych poprosiliśmy przyjaciół, którzy żyją z Bogiem na co dzień. „Prawdziwie wierzący chrzestni to najpiękniejszy prezent, jaki możecie dać Waszej córce” – powiedział zaprzyjaźniony dominikanin.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.