Bądź ofiarą ADWENT 2006

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 50/2006

publikacja 06.12.2006 13:47

Wszyscy ochrzczeni mają udział w kapłaństwie Chrystusa – powtarzają zgodnym chórem kościelne dokumenty. Jak to rozumieć? Czy mamy wszyscy włożyć sutanny? Odprawiać przy kredensie Msze dla domowników?

Bądź ofiarą ADWENT 2006

Adwent jest czasem dochodzenia do prawdy o sobie. To czas stawiania ważnych i trudnych pytań. W ostatnim numerze zaproponowaliśmy temat, który porządkuje naszą adwentową pracę. Chodzi o odkrycie, że wszyscy jako chrześcijanie jesteśmy prorokami, kapłanami, królami. Potrójna godność i trzy rodzaje służby. Trzypasmowa droga do nieba. Patrząc przez ten pryzmat, inaczej postrzegam swoje istnienie. Oddycham głębiej, staję się człowiekiem zakorzenionym, dumnym z przynależności do królestwa nie z tego świata. Co to znaczy, że mogę i, co więcej, powinienem być kapłanem (kapłanką)?

Kim właściwie jest kapłan? Przede wszystkim pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Dwa łacińskie określenia dobrze oddają sens kapłańskiego zadania: sacerdos oznacza „udzielający świętości, dostępu do tego, co święte (sacrum)”, pontifex znaczy „czyniący pomost”. Kapłan buduje most łączący ludzkie życie z Bogiem, ziemię z niebem, doczesność z wiecznością.

Napij się z Jego kielicha
W Starym Testamencie kapłaństwo należało dziedzicznie do jednego z dwunastu pokoleń Izraela, do pokolenia Lewiego. Posługa izraelskich kapłanów była związana ze świątynią w Jerozolimie. Byli odpowiedzialni za sprawowanie kultu oraz za posługę słowa. Prorocy, krytykując kapłanów sprzeniewierzających się swojej misji, zapowiadali jednocześnie przyjście Mesjasza, który będzie miał cechy idealnego kapłana – doskonałego pośrednika między Bogiem a ludźmi.

Te nadzieje spełniły się w osobie Jezusa Chrystusa. Choć On sam nie nazywał siebie kapłanem, to jednak wypełniał obie funkcje kapłańskie. Złożył ofiarę z siebie i głosił słowo Boże. Autor Listu do Hebrajczyków ukazał Chrystusa jako doskonałego kapłana, który zawarł w imieniu ludzkości Nowe Przymierze z Bogiem.

Jako prawdziwy człowiek i prawdziwy Bóg przez całkowite posłuszeństwo Ojcu aż po śmierć na krzyżu złożył ofiarę przebłagalną za grzechy całego świata raz jeden na zawsze. Przez zmartwychwstanie stał się Kapłanem na wieki, który wciąż wstawia się za nami u Boga.

Jezus zaprosił swoich uczniów do uczestnictwa w swoich kapłańskich funkcjach. Wzywał ich do wzięcia Jego krzyża, do picia Jego kielicha – to symbole ofiary. Zaprosił także do dawania świadectwa, czyli do posługi słowa.

Najbardziej dobitne słowa o kapłańskiej funkcji całego ludu zapisał św. Piotr: „Wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa. (…) Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1 P 2, 5.9).

Zbawia przez odmrożone nogi
Kapłaństwo Jezusa Chrystusa realizuje się na dwa sposoby: jako tzw. kapłaństwo wspólne wszystkich ochrzczonych i kapłaństwo hierarchiczne, zwane też służebnym, udzielane przez sakrament święceń. Różnią się one istotą, a nie tylko stopniem. Tylko kapłan urzędowy na mocy sakramentu święceń kapłańskich sprawuje w zastępstwie Chrystusa (in persona Christi) Eucharystię i inne sakramenty. Zadaniem kapłana jest budowanie mostów między ludźmi i Bogiem.

I taka też jest misja każdego chrześcijanina: otwierać swoje codzienne życia na Boga. W pobożnych dokumentach jak refren powtarzają się słowa, że wszyscy ochrzczeni mają na co dzień składać duchowe ofiary. Słowo „ofiara” nie brzmi najlepiej. Nikt nie chce być ofiarą. Nikt nie chce, by robiono z niego ofiarę. A jednak życie na wzór Jezusa Chrystusa – Kapłana to życie ofiarne. Całe życie Jezusa, nie tylko Jego śmierć, było istnieniem dla – dla Boga i bliźnich. Małe słówko „dla”, a sprawa wielka i, powiedzmy szczerze, bardzo trudna. Żyć dla Boga i dla innych oznacza zgodę na to, że inni mnie „zjedzą”, że po ludzku będę tracił. Co? Czas, pieniądze, zdrowie... właściwie wszystko. Ostatecznie życie.

Być może to wszystko brzmi patetycznie, ale w codzienności są to sprawy bardzo konkretne, przyziemne. Wstawanie o świcie do pracy, gonienie z chorym dzieckiem po przychodniach, znoszenie marudzenia schorowanej matki czy ojca… „Wszystkie bowiem uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywają się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli cierpliwie są znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa (KK 34). Nie koncentrujmy się na nieco oschłym tonie tego soborowego dokumentu. Jego sens jest przecież niezwykle głęboki. Szare życie nabiera blasku.

W sedno sprawy trafia ks. Twardowski: „Chrystus przez wierzących jeszcze nie poznany / zbawia znowu / przez robotników dźwigających ciężkie kosze / przez odmrożone nogi / przez bóle głowy / przez okropne mieszkania / przez nowenny nie wysłuchane / przez korkiem wykładaną ścianę / co wariatom zdrowie ochrania… / przez śmieszne życie złamane / przez chorób niewylecznie… / przez heretyków bezradne szukanie / przez dziobatą twarz nieforemną / przez płacz dziecka zgubionego w pociągu / co upadło nosem w ciemną noc / przez twoje własne cierpienie / to ostatnie co tak bolało / przez twoją krew i ciało / przedłuża się ramię krzyża / wyszła msza… ( „Zbawia przez…”).

Posól świat
Być kapłanem w codziennym życiu oznacza także bycie świadkiem Chrystusa w swoim środowisku. Ewangeliczna sól nadaje smak każdej ludzkiej aktywności, chroni przed zepsuciem. Rzecz w tym, że ktoś musi solić. Każdy z nas ma jakieś możliwości w tym zakresie. Świeccy nie potrzebują liturgicznych szat, by głosić Chrystusa. Jeśli są zanurzeni w świecie i zarazem wszczepieni silnie w Kościół, stają się pośrednikami między ziemią a niebem. Przez nich Chrystus staje się obecny pośrodku świata. Dostałem ostatnio e-maila z wyspy Guam. Ks. Wojtek opowiada, że po II wojnie światowej pewien żołnierz japoński ukrywał się jeszcze przez 28 lat, bo nie wiedział, że wojna się skończyła. „Wielu z nas tak właśnie jeszcze żyje, jakby Chrystus nie zmartwychwstał. Trzeba wyjść z ukrycia”. Ilu chrześcijan wciąż się ukrywa?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.