Siedmioro wspaniałych

Barbara Gruszka-Zych, zdjęcia Marek Piekara/archiwum domowe

|

GN 24/2007

publikacja 20.06.2007 09:42

Konkurs im. Pawła Migasa na reportaż społeczno-religijny, zorganizowany przez naszą redakcję, rozstrzygnięty. Dziś prezentujemy sylwetki zwycięzców, którzy zajęli dwa równorzędne drugie miejsca, cztery równorzędne trzecie miejsca, oraz laureatkę nagrody specjalnej Rodziców Pawła Migasa.

Siedmioro wspaniałych

Po polsku po dwóch latach
Kinga Figat, startując w „gościowym” konkursie, napisała pierwszy od dwóch lat tekst po polsku. Dlatego że studiuje germanistykę w Katedrze Literatury i Kultury Niemiec, Austrii i Szwajcarii w Łodzi, i pisze tylko po niemiecku. To właśnie niemiecki skłonił ją do wyboru tematu reportażu. Jego bohaterkę – panią Annelise – spotkała w domu seniora właśnie w Niemczech, gdzie pojechała podszkolić język. – Chciałam opowiedzieć o niej innym – mówi. – Ujęła mnie radością, optymizmem. W tym domu wszyscy czekali na śmierć, a ona na każdy kolejny dzień i na mnie też. W dzieciństwie Kinga była związana ze swoją babcią Anią, która mieszkała z nimi w Jasionnej. – Przeżyłam z nią jej starość, chorobę, śmierć – wyznaje. Jej miejsce na ziemi to właśnie Jasionna, wioska pod Bolimowem, niedaleko Łowicza.

Uważa, że tam jest wszystko co najlepsze – dużo drzew, rzeka, dobrzy sąsiedzi i oczywiście rodzice Elżbieta i Józef. – To oni pokazali mi, że najważniejszy jest Pan Bóg – mówi. – Najbardziej potrzebuję miłości, On mi ją daje. Tata, kolejarz, nauczył ją wytrwałości w pracy, mama – zaufania Bogu. Ma też siostrę Monikę, która dziś nosi imię Wiktoria. Wstąpiła do zakonu sióstr bernardynek i miesiąc temu złożyła śluby wieczyste. – Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, ze dosłownie bierze ślub z Panem Jezusem – opowiada. – On był jej prawdziwym Panem Młodym. Kinga zamierza opisać to niezwykłe przeżycie. Lubi reportaże, bo pokazują innych. Wraca do Kapuścińskiego, Libery i wierszy Stachury. Działa w duszpasterstwie „Piątka” przy łódzkiej katedrze. Organizują dyskoteki i spotkania modlitewne. Zawsze też może liczyć na swoje przyjaciółki: Marlenę, z którą mieszka w bursie, i koleżanki z liceum – Asię, teraz studiującą w Lublinie, i Dobrusię, uczącą się w Warszawie. – Razem cieszyłyśmy się, że zwyciężył mój reportaż – mówi z uśmiechem.

Na granicy ciszy
Agnieszce Huf zwycięstwo w naszym konkursie zbiegło się z obroną licencjatu na pedagogice niesłyszących w Kolegium Nauczycielskim w Gliwicach. Z niesłyszącymi i słabo słyszącymi zetknęła się w parafii św. Antoniego, w swoim rodzinnym Rybniku, poprzez pracującego tam duszpasterza głuchych. To on nauczył ją języka migowego. Dlatego później wybrała takie studia, a teraz temat konkursowego reportażu, który nosi intrygujący tytuł Między ciszą a dźwiękiem. Materiały do niego zbierała w czasie spotkań wirtualnych, bo lubi długie godziny spędzać przy komputerze, to jej hobby. – Z tematem ludzi żyjących na granicy ciszy i dźwięków spotykam się dopiero od półtora roku, ich problemy są mało znane, dlatego postanowiłam pokazać je innym – mówi. Jest jedynaczką, ale od sześciu lat ma „młodsze siostry”. Zajmuje się ośmioosobową grupką Dzieci Maryi w swojej parafii.

To dziewczyny z szóstej klasy podstawówki. Regularnie się spotykają, wyjeżdżają razem na rekolekcje. – Lubią, jak coś się dzieje, wciąż mają nowe pomysły, potrafią też być wdzięczne – chwali swoje podopieczne. Już w liceum brała udział w międzyszkolnych konkursach literackich. Wybierała tematy dotyczące problemów niepełnosprawnych, ale też integracji europejskiej. Na studiach dotąd brakowało jej czasu, dopiero nasz konkurs stał się impulsem do powrotu do pisania. Na wakacje planuje rekolekcje akademickie w Nowym Groniu. Zabierze ze sobą do czytania zbiory reportaży Kapuścińskiego i Tochmana. Ma zamiar też popracować. Marzy, żeby zaczepić się, choćby na krótko, w jakiejś redakcji i popróbować prawdziwego dziennikarstwa.

Cztery równorzędne trzecie miejsca
Historia i ping-pong

Jakub Zapała, choć skończył dopiero 17 lat, ma przemyślane poglądy na świat i wie, co chce w życiu robić. No, może nie do końca. Pasjonuje go historia, zwłaszcza II wojny światowej, dlatego wybrał w liceum klasę humanistyczną z poszerzonym polskim, wiedzą o społeczeństwie i właśnie historią. Bierze udział w konkursach z tej dziedziny i odnosi sukcesy. Ale wciąż chodzą mu po głowie myśli, żeby zostać księdzem. – Dużo rozmawiałem o tym z rodzicami, od małego uczyli mnie, że najważniejsza jest wiara – opowiada. – Myślę, żeby iść do seminarium, ale do końca nie wiem, jak ta chęć służenia Bogu ma się objawić, nie odczuwam jakichś silnych znaków. Na razie jest lektorem. Razem z kolegami i ks. Wacławem z liceum w Limanowej wybierają się na wakacje w Bieszczady.

Do szkoły dojeżdża 17 km autobusem ze swojej rodzinnej, liczącej 800 mieszkańców wioski Szyk. Jego tata był dyrektorem tutejszej szkoły, a mama jest nauczycielką polskiego i właśnie historii. To oni zarazili go swoimi pasjami, także pisaniem. Właśnie o życiu i zwyczajach w swojej wsi napisał reportaż na nasz konkurs. – Dziś nie tylko w mediach bardzo krytykuje się Kościół – wyjaśnia przyczynę wyboru tematu. – W naszej wiosce jest zupełnie inaczej. Tu prawdziwie świętuje się niedziele i święta, pielęgnuje tradycje i obrzędy, wierzy jak dawniej. W maju razem z innymi parafianami Jakub modlił się na różańcu, śpiewał pieśni maryjne przy kapliczkach, których w okolicy jest bardzo dużo. Kiedyś na lekcje historii zrobił ich fotograficzną i opisową dokumentację. Ostatnio w domu ubyło mu rodzeństwa, bo brat Marcin wyjechał na studia do Krakowa. Została młodsza o dwa lata siostra Kasia. Ale ją nie za bardzo można zachęcić do gry w ping-ponga. A Jakub jest w tym dobry. Na razie gra w trzeciej lidze.

Hołd dla Migasa
Barbara Labisko pierwszy reportaż napisała w liceum w Chrzanowie na konkurs pod patronatem „Dziennika Polskiego” i UJ. Zajęła drugie miejsce. Dziś studiuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, tym samym, w którym uczył się Paweł Migas. – Mój udział w konkursie to hołd dla niego, tego, jakim dziennikarzem i człowiekiem chciał być – mówi. – To też moja droga. Jest zastępcą redaktora naczelnego „WUJa” – gazety Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na pierwszym roku na zajęciach z gatunków dziennikarskich z Markiem Zającem zdecydowała się na reportaż o sprzedawcach starych książek z dworca kolejowego w Krakowie. – Po zajęciach biegłam na dworzec, żeby porozmawiać z moimi bohaterami, to był środek zimy, temperatura minus 20 stopni – opowiada.

– Walka z własną nieśmiałością: zadać, nie zadać pytania. Poczułam na własnej skórze, że pisanie to ciężki kawałek chleba. Zawsze zadaje dużo pytań. – Niektórzy mogą powiedzieć „wścibska”, ja wolę – „ciekawa świata” – mówi. – Naprawdę wolę słuchać niż gadać. Czasem ma opory przed wchodzeniem „z butami” w cudze życie. Stara się ze swoimi bohaterami zaprzyjaźnić, zrozumieć ich, nie oceniać. Wierzy w siłę reportażu, w to, że wpływa na ludzi, bo porusza i odwołuje się do emocji. – Reporter zwraca uwagę na rzeczy, których inni nie zauważają, albo nie odczuwają tak intensywnie i przechodzą koło nich obojętnie – mówi. Zmysł reporterski ma po mamie, nauczycielce, najlepszej przyjaciółce. – Ona pokazała mi, jak ciekawi są ludzie i że trzeba być wrażliwym na ich potrzeby. Czyta Kapuścińskiego, Tochmana, kiedyś Leśmiana, Poświatowską, Hłaskę. A w wolnych chwilach tańczy tańce latynoamerykańskie, szczególnie swoją ulubioną cza-czę.

Pierwszy wywiad z Martą
Marta Wąsik lubi lody bakaliowe. Ale jeszcze bardziej pisanie. – Język polski to moja miłość – śmieje się. Już w podstawówce, zamiast tradycyjnych wypracowań, pisała opowiadania i wypracowania wierszem rymowanym. Dlatego poloniści nie mogli jej nie zapamiętać. Swoje wprawki dziennikarskie zaczynała od gazetek szkolnych, dziś współpracuje z „Polskim Tygodnikiem Regionalnym”, wydawanym w powiecie ząbkowickim, skąd pochodzi. Od roku studiuje we Wrocławiu na wydziale dziennikarstwa i komunikacji społecznej. – To był eksperyment – wyjaśnia. – Chciałabym jeszcze zająć się filologią polską, językoznawstwem. Śmieje się, że rozmowa ze mną to jej debiut w udzielaniu wywiadów.

Na studiach sama będzie je przeprowadzać. Ale, jak można przypuszczać, zrobi to z dużą wprawą i przyjemnością. Bo interesuje ją drugi człowiek – podmiot, a nie przedmiot, docieranie do jego prawdy. – W mediach pokazuje się to, co się dzieje na scenie polityczno-społecznej, zwraca uwagę na sensacje. Gdzieś gubi się indywidualny bohater, świadectwo jego życia, czyli to, co najważniejsze – dzieli się swoimi przemyśleniami. Fascynuje ją słuchanie reportaży nadawanych w serii dokumentów Polskiego Radia. Uważa, że to wyższa szkoła dziennikarskiej jazdy. – Ale tak poza wszystkim jestem zwykłym, szarym, normalnym człowiekiem – zastrzega się, jakby za żadną ceną nie chciała się wyróżnić. A przecież wyróżniła się w naszym konkursie na reportaż.
Francja i taniec

Anna Zasada dwa dni temu skończyła 18 lat. I została jedną z laureatek naszego konkursu. Temat tajemniczej śmierci ojca Honoriusza interesował ją od gimnazjum. Już wtedy napisała o nim pracę. Teraz dodatkowo ją rozbudowała. Chęć do pisania odziedziczyła po tacie, Stanisławie, dziennikarzu, który – jak mówi – pracuje jako wolny strzelec w różnych czasopismach i bardzo dużo czyta. – Zawsze podkradałam mu jakieś książki – wyjawia. Przepada za Kapuścińskim, Szczygłem i... poezją Miłosza. Zawsze wraca do jego wiersza „Dar”. Na maturze zamierza pisać pracę o fenomenie polskiego reportażu. Uważa, że jest czymś niezwykłym w skali świata. Jej mama jest biologiem, chce, żeby córka została lekarzem. Ale ona sama zafascynowała się Francją, jej kulturą i językiem. Ma zamiar studiować filologię francuską. Odkąd pojechała na wycieczkę do w Paryża i Bretanii, wie, że chce tam wrócić. – Dobrze, kiedy dziennikarz, oprócz sprawności warsztatowej, ma jakieś dodatkowe wykształcenie – mówi.

– Dlatego romanistyka mi się przyda. Na razie bardzo ważna jest dla niej szkoła: Liceum im. Paderewskiego w Poznaniu. Z grupą kolegów stworzyli tam swój autorski teatr pantomimiczny „Karakony”. W szóstkę grają w przedstawieniu Samotność, inspirowanym wierszem Rainera Marii Rilkego pod tym właśnie tytułem. – Za pomocą tańca, muzyki, ekspresji ciała wyrażamy swoje stany emocjonalne, ja gram „Lęk”. – Czego najbardziej się lękasz? – pytam. – Chyba samotności – odpowiada. Nie sądzę, by jej groziła. Ma zgraną paczkę przyjaciół z klasy – Tosię, Krzysia i Basię. A przyjaźń to dla niej coś bardzo ważnego.

Laureatka nagrody specjalnej Rodziców Pawła Migasa
Mama z hospicjum

Magdalena Górska dotąd niczego większego nie napisała. – Polski nie jest moim ulubionym przedmiotem – zastrzega się. – Wolę biologię, angielski, niemiecki, i w ogóle języki. A poza tym lubi czytać, pływać i jeździć na rowerze. Na co dzień ma długie trasy do pokonywania na dwóch kółkach, bo razem z rodzicami i młodszym bratem Pawłem mieszka na obrzeżach Olsztyna, na osiedlu domków jednorodzinnych. Chodzi do I klasy XII Liceum Ogólnokształcącego Akademickiego o profilu medycznym. – To liceum pod patronatem Uniwersytetu War-mińsko-Mazurskiego – wyjaśnia. Trafiła tam przez przypadek, ale teraz jest zadowolona. – Najważniejsza jest dla mnie nauka – podkreśla. O „gościowym” konkursie dowiedziała się od swojego katechety. Zainteresował ją temat, który miał być społeczno-religijny. Od dawna obserwowała, jak jej mama, pielęgniarka, pracuje w hospicjum z terminalnie chorymi dziećmi. Słuchała jej opowieści o dojrzałości małych chorych, o ich troskach i marzeniach. Razem z mieszkającą niedaleko przyjaciółką z klasy, Kasią, nieraz rozmawiały na temat odchodzenia swoich rówieśników. Magda sama, jako wolontariuszka, odwiedziła kilkakrotnie chorego Szymona. To on został jej w pamięci i postanowiła utrwalić go na kartach swojego reportażu. Żeby nie został zapomniany. I udało jej się spełnić to zamierzenie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.