Będzie druga Rwanda?

Jarosław Dudała

|

GN 05/2008

publikacja 05.02.2008 11:56

– Bez pomocy z zewnątrz Czad zamieni się w drugą Rwandę. Wystarczy mała iskra, a dojdzie do wybuchu – przestrzega pracujący w Czadzie polski misjonarz ks. Stanisław Worwa. Wiosną polscy żołnierze pojadą do tego afrykańskiego kraju w ramach misji wojskowej Unii Europejskiej (EUFOR).

Będzie druga Rwanda? Napięcie na granicy między Czadem i Sudanem jest powodem ucieczek nawet osób z chorymi, małymi dziećmi fot. East News/Uriel Sinai

W obozie na pograniczu Czadu i Sudanu spotkałam zgwałcone kobiety i dzieci, które widziały śmierć swoich rodziców. Nie spotkałam nikogo, kto nie straciłby kogoś z bliskich – mówi polska pielęgniarka pracująca przez kilka miesięcy w obozie dla sudańskich uchodźców w Czadzie. Interwencja armii krajów Unii Europejskiej ma zapobiec rozlewaniu się krwawego konfliktu, który wybuchł w sudańskiej prowincji Darfur, znajdującej się tuż za wschodnią granicą Czadu. Cóż to zresztą za granica... W dużej części nakreślono ją za pomocą linijki na konferencji berlińskiej w 1885 r., a tak naprawdę po obu jej stronach żyją podobne plemiona i granica nie jest dla nich żadną barierą. Może to i dobrze, bo dzięki temu członkowie murzyńskich plemion z Darfuru mają dokąd uciekać przed arabskimi bandami dżandżawidów, którzy palą wioski, zabijają i gwałcą. Dlaczego? – Chcą władzy i ziemi – mówi cytowana już polska pielęgniarka.

Wymordowali chrześcijan
Kwestie religijne są na dalszym planie, ponieważ zarówno agresorzy, jak i ofiary są najczęściej muzułmanami. Wcześniej jednak dżandżawidzi zamordowali w południowym Sudanie ok. 200 tys. chrześcijan. Drugi problem to napięcia wewnątrz Czadu. Działa tam opozycja, dążąca do zbrojnego obalenia rządu. Efektem niepokojów jest 170-tysięczna rzesza Czadyjczyków, którzy musieli opuścić swoje domy, podobnie jak napływający uchodźcy z Sudanu. Nieoficjalnie mówi się, że interwencja może też mieć na celu zapewnienie względnego spokoju po to, by firmy spoza Czadu mogły eksploatować odkryte tam bogate złoża ropy naftowej. Właściwie mieszkańcom tego kraju należałoby życzyć, by ta eksploatacja się rozpoczęła, bo jest to jakaś szansa na rozwój. Gdy sąsiednie kraje, choć ubogie, jakoś się jednak rozwijają, to Czad pozostaje w tyle za nimi. Panuje tam wielka bieda, nawet jak na warunki afrykańskie.

Miliony ofiar
Ofiary śmiertelne trwających od lat krwawych zajść w tym regionie liczy się już w milionach, zaś liczba uchodźców, którzy przeszli z Sudanu do Czadu, sięga ponad 200 tysięcy. – Groźnie jest także w sąsiedniej Republice Środkowo- afrykańskiej. Tam też pojadą obce wojska – dodaje ks. Worwa. W tej sytuacji ONZ jesienią ubiegłego roku udzieliła krajom Unii Europejskiej zgody na wysłanie do Czadu swoich wojsk. Ich głównym zadaniem będzie zapewnienie uchodźcom bezpieczeństwa i udzielenie pomocy humanitarnej. Obszar działania misji ma 900 km długości i 200–400 km szerokości. EUFOR liczyć będzie ok. 4 tys. żołnierzy z 10 państw. Największy kontyngent zadeklarowała Francja, a całością dowodzić będzie irlandzki generał Patrick Nash. – Mieszkańcy Czadu są przyzwyczajeni do obecności obcych wojsk. Zwykli ludzie nie są do nich nastawieni wrogo. Ale nie wiadomo, czy to się nie zmieni, bo przywódca zbrojnej opozycji czadyjskiej wypowiedział wojnę obcym wojskom – mówi ks. Worwa, zaznaczając, że dla Czadyjczyka każdy biały to Francuz. A gdyby nie stacjonujące w Czadzie francuskie lotnictwo, zapewne już doszłoby do politycznego i militarnego przewrotu.

Uwaga, cholera!
Bardzo trudne są w Czadzie warunki klimatyczne i zdrowotne. Od stycznia do maja panują tam upały, sięgające ponad 50 stopni Celsjusza. Różnica temperatur miedzy dniem a nocą jest niewielka. – Śpimy pod gołym niebem, bo wewnątrz się nie da. A i tak trudno jest zasnąć – mówi ks. Worwa. – Nie ma czym się ochłodzić. Wodą z cysterny można się poparzyć – mówi polska pielęgniarka. Według niej, realnym zagrożeniem są także choroby: cholera, tyfus, robaczyce, zapalenie opon mózgowych. – Wystarczy, że gdzieś zdechnie osioł, zacznie się w błyskawicznym tempie rozkładać, zlecą się muchy... O epidemię nietrudno – dodaje. Osobnym poważnym problemem jest AIDS. Polska wysyła do Czadu brygadę zmechanizowaną z Międzyrzecza Wielkopolskiego, logistyków z Opola oraz żandarmerię z Gliwic. Według informacji sztabu generalnego Wojska Polskiego, ma to być w sumie 350 żołnierzy, choć mówi się też, że liczba ta wzrośnie do 400.

Polonia, my friend!
– Większość z nas była już na misji za granicą – mówią por. Damian Golec i sierż. Adrian Markewka z Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Gliwicach. – Po to jesteśmy żołnierzami zawodowymi, żeby wyjeżdżać na takie misje. To praca, którą lubimy, a misje to przygoda i okazja do zdobycia doświadczeń potrzebnych w dalszej służbie – dodaje sierż. Markewka, który był już w Afryce, w Kongu. Wspomina, że z początku tamtejsza ludność nie była przychylnie nastawiona do białych żołnierzy. Gdy jednak mieszkańcy Konga przekonali się, że Polacy przyjechali im pomóc, niechęć ustąpiła.
– Wołali: Polonia, my friend! – mówi sierż. Markewka, dodając, że żołnierzom pomogło i to, że Afrykanie skojarzyli Polaków z Janem Pawłem II. – Do Czadu też jedziemy po to, żeby pomagać, a nie okupować ten kraj – mówi por. Golec, który służył wcześniej w Afganistanie.

A mój tata pomaga czarnym dzieciom
Żołnierze z Gliwic podkreślają, że taki wyjazd to misja nie tylko dla nich, ale także dla ich rodzin. Żony zdają sobie sprawę, że to służba z narażeniem życia, trudno więc spodziewać się po nich entuzjazmu, ale rozumieją taki właśnie charakter tej służby. Na swój sposób rozumieją to też ich dzieci. – Gdy byłem w Kongu, moi 5-letni wówczas synowie mówili kolegom na podwórku, że tata pojechał pomagać czarnym dzieciom – opowiada sierż. Markewka. Dodaje, że podczas poprzedniej misji wojsko zapewniło żołnierzom kontakt telefoniczny i internetowy z rodzinami. – Mogłem z tego korzystać po pół godziny dziennie. Na Skypie można było zobaczyć, ile dzieci urosły – uśmiecha się gliwicki podoficer.

Logistykom najciężej
Zastępcą dowódcy polskiego kontyngentu i jednocześnie najwyższym stopniem żandarmem będzie ppłk Marek Gryga. Jego zdaniem, skala trudności stojących przed jego podwładnymi w Czadzie będzie podobna do tej, z którą miał do czynienia w Demokratycznej Republice Konga i w Liberii. Trudniejsze zadanie czeka logistyków. Problemem będą kiepskie drogi, ich nieprzejezdność w porze deszczowej i duże odległości od lotnisk strategicznych. Odległość pomiędzy dowództwem operacyjnym w mieście Abeche a planowanymi bazami wojsk w rejonie operacji wynosi 100–200 km. W porze suchej dotarcie do nich lądem zajmuje od 5 do 11 godzin. W porze deszczowej może trwać 2, 3 razy dłużej, o ile w ogóle będzie można tam dotrzeć. Pierwsi polscy żołnierze polecą do Czadu jeszcze w marcu. Pełną gotowość nasz kontyngent ma osiągnąć w czerwcu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.