Po co malować od nowa?

Ewa K. Czaczkowska

|

GN 44/2022

„Malując katolicyzm od nowa”, można doprowadzić do usunięcia tego, co „stare”, i spowodować pustkę, której to, co „nowe”, nawet doskonałe artystycznie, nie będzie w stanie wypełnić.

Po co malować od nowa?

Poprawa jakości sztuki sakralnej w Polsce jest bez wątpienia jedną z pilniejszych spraw. Mam jednak wątpliwości, czy dobrym pomysłem na takie działanie jest akcja, skądinąd cenionego przeze mnie środowiska „Teologii Politycznej”, malowania na nowo obrazu Jezusa Miłosiernego. A precyzyjnie mówiąc: obrazu z podpisem „Jezu, ufam Tobie”. Zwłaszcza że odbywa się to pod hasłem: „Namalujmy katolicyzm od nowa”.

Jezus, objawiając się siostrze Faustynie w lutym 1931 roku i nakazując namalowanie swojego wizerunku, powiedział: „Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie”. Zapewne interpretacja, że chodzi tylko o jeden jedyny malarski wizerunek, jest zbyt wąska. Niemniej warto mieć na uwadze, że najbardziej znany na świecie obraz „Jezu, ufam Tobie” pędzla Adolfa Hyły od początku, tzn. od 1943 roku, jest czczony w kaplicy sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. Wcześniejszy, namalowany w 1934 roku przez Eugeniusza Kazimirowskiego w Wilnie pod okiem s. Faustyny Kowalskiej, nigdy nie był wystawiony w kaplicy tego zgromadzenia. Były natomiast prezentowane na początku II wojny światowej w dwóch klasztorach jego dwie kopie. Po wojnie ks. Michał Sopoćko próbował przewieźć obraz Kazimirowskiego do Polski, ale mu się to nie udało.

Ksiądz Sopoćko, krytyczny wobec obrazu Adolfa Hyły, zarzucał mu głównie nieliturgiczność. Dlatego w 1954 roku doprowadził do rozpisania przez Komisję Artystyczną KEP konkursu na nowy obraz Jezusa Miłosiernego. KEP wybrał dobry wizerunek, autorstwa Ludomira Sleńdzińskiego, dopuszczając umieszczanie go w kościołach, ale… na tym się skończyło. W kolejnych latach ks. Sopoćko, o czym piszą zwolennicy malowania obrazu na nowo, zamawiał kolejne wizerunki Jezusa, nawet bez podpisu „Jezu, ufam Tobie”, ale – co trzeba mocno podkreślić – czynił to, gdyż chciał oddzielić kult Miłosierdzia Bożego, na którego rozwoju bardzo mu zależało, od objawień siostry Faustyny, których Kościół nie uznawał, a w latach 1959–1978 zakazywał.

Najbardziej dziś znany na świecie obraz Jezusa Miłosiernego pędzla Adolfa Hyły z artystycznego punktu widzenia jest słaby. Lepsze jest bez wątpienia dzieło Kazimirowskiego, choć i tak siostra Faustyna płakała, że nie oddaje piękności Chrystusa, którego widziała. Ważne jest to, co wówczas powiedział jej Jezus: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce Mojej”. Myślę, że to zdanie jest kluczem do zrozumienia popularności obrazu Adolfa Hyły. To nie kościelne nakazy albo zakazy o niej zdecydowały, ale Boży zamysł i oddolny, spontaniczny kult Ludu Bożego.

Warto zauważyć, że czczone w sanktuariach cudowne wizerunki – obrazy czy rzeźby – często nie są piękne artystycznie, przeciwnie, z punktu widzenia recenzentów sztuki przedstawiają marną jakość, jak choćby obrazy Matki Bożej w Pompejach, Licheniu czy figurka w Gidlach. Tak jak Jezus i Maryja objawiają się głównie dzieciom czy osobom prostego serca, które nie stawiają uczonych barier w przyjęciu objawionego im słowa, tak cudowne obrazy nie są doskonałe artystycznie, by – jak się wydaje – nie stwarzać barier osobom nieprzygotowanym do odbioru dzieł sztuki. Doskonałość artystyczna dzieła może również przeszkadzać w kontemplacji tego, do czego ma prowadzić. Mnie na przykład zachwycają obrazy Caravaggia, ale nie jestem w stanie kontemplować ich treści religijnych, gdyż podziwiam geniusz autora.

Malarskich przedstawień Jezusa Miłosiernego jest wiele. Nie ma w „Dzienniczku” zakazu malowania nowych wizerunków. Najważniejsze pytanie jednak brzmi: po co malujemy? Jeśli po to, jak głosi hasło akcji, by „namalować katolicyzm od nowa” – co oznacza ni mniej, ni więcej tylko odrzucenie tego, co było czy jest – budzi to moje głębokie zastrzeżenia. Obraz Jezusa Miłosiernego pędzla Hyły jest znany na całym świecie, omodlony przez miliony ludzi. To światowy znak kultu Bożego Miłosierdzia. „Malując katolicyzm od nowa”, można doprowadzić do usunięcia tego, co „stare”, i spowodować pustkę, której to, co „nowe”, nawet doskonałe artystycznie, nie będzie w stanie wypełnić. Dlatego choć bardziej podoba mi się obraz Jezusa Miłosiernego namalowany ręką Kazimirowskiego, w domu mam ten Hyły. I tak już pewnie pozostanie. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.