Każdego dnia wychodź z Egiptu

Z Janem Grosfeldem rozmawia Marcin Jakimowicz

|

GN 14/2007

publikacja 10.04.2007 13:57

Marcin Jakimowicz: Żydzi czekali na Mesjasza, a ujrzeli dziecko, Maria Magdalena myli Jezusa ze zwykłym ogrodnikiem. Czy naprawdę tak trudno dostrzec Jego obecność?

Każdego dnia wychodź z Egiptu Nie mogę traktować Pana Boga jak idola. On jest moim Zbawicielem – mówi prof.Jan Grosfeld. Józef Wolny

Jan Grosfeld: – Zastanawiam się, dlaczego ta pomyłka umieszczona jest w Ewangelii. Może dlatego, że Bóg Ojciec przyrównywany jest do ogrodnika? To On uprawia ogród, w którym żyjemy. Pielęgnuje, podlewa, nawozi i przycina. Człowiek religijny w sposób naturalny, a nie judeochrześcijański, postrzega wydarzenia swojej historii jako dobre albo złe, w zależności od tego, co mu się przydarza. Człowiek ufający Bogu postrzega historię zawsze jako dobrą: bez względu na to, czy wydarzenia są miłe, czy przykre.

Nawet przycinanie gałązek i obkładanie nawozem jest dobre, choć często śmierdzi i odrzuca. Krzyż najpierw zdaje się nam odrażający. Odrzucamy krzyż. Możemy go wieszać w sali sejmowej, demonstrować na ulicach w jego obronie, ale tak naprawdę go odrzucamy. To paradoks, bo przecież tym samym odrzucamy miejsce, w którym można spotkać Boga. Krzyż stoi na zakrętach drogi życia. Tam, gdzie jest trudno, niepewnie, niebezpiecznie, gdzie wydaje się, że możemy zginąć. Krzyż jest dany jako znak drogowy. Jeśli go omijam, to jest pewne, że rozminę się z Bogiem i będę przeklinał swoją historię. A tego przecież nikt nie chce.

Nad Wisłą słowo „Pascha” kojarzymy ze Zmartwychwstaniem. Zapominamy, że Bóg wpisał historię Jezusa w to największe wydarzenie w dziejach Izraela…
– Wiele rzeczy w naszych rytach stało się bardziej obrzędami, kulturą, tradycją niż osobistym spotkaniem z Mesjaszem. Nie wiemy już, co się za nimi kryje. A kryje się istota chrześcijaństwa. Uczestniczymy w sakramentach, które bez naszego świadomego udziału stają się puste. Chrześcijaństwo powstało w łonie religii żydowskiej. Pascha Jezusa była odpowiedzią Boga – choć trudną do zaakceptowania – na żydowską wiarę i oczekiwania mesjańskie.

Żydzi przebywający w niewoli egipskiej nie mieli żadnej nadziei na wolność, a Bóg wyprowadził ich za pomocą wielu cudów i prowadził przez kolejne sytuacje, które groziły śmiercią. Izraelici mieli doświadczenia, że Bóg jest mocniejszy od śmierci, od niewoli, od ludzkiego rozumu. Jezus wszedł w Paschę żydowską i w swoją Paschę, a przechodząc z braku nadziei do nadziei totalnej, do ogrodu Eden, przetarł drogę dla mnie.

Cadyk Izrael z Kozienic powiedział, że człowiek każdego dnia powinien wychodzić z Egiptu. Co to znaczy?
– Budzę się rano i konstatuję, że nie jestem chrześcijaninem. Dlaczego? Bo od rana jestem niezadowolony, narzekam: O, Boże, znów czeka mnie to i tamto. Harówka, praca, użeranie się z dziećmi. To zresztą świetny probierz tego, co jest moim krzyżem: wystarczy zobaczyć, co sprawia, że jestem markotny, smutny, że nie chce mi się żyć. Chrześcijanin to człowiek, który wstaje rano i mówi: Panie Boże, jaki jest Twój pomysł na dzisiejszy dzień? A my ledwie przetrzemy oczy, narzekamy na życie. I tak na okrągło. Inni uciekają do pracy, by nie przebywać w domu z żoną i dziećmi. Zostawiają wszystko na jej głowie, wracają wieczorem i zasypiają razem przed telewizorem, bo w łóżku już nic im się nie chce. Chrześcijanin nie ma łaski Boga wlanej raz na zawsze. Każdego dnia musi nieustannie zmagać się, szukając obecności Pana. Codziennie może wychodzić z niewoli, która uniemożliwia radość, swobodny oddech. Nie jest wyprany ze smutku, nie jest wyprany z lęku, ale może zmagać się i przyznając się do grzechu wołać: Panie Boże, znów okazałem się idiotą, pesymistą, tchórzem, a Ty kolejny raz byłeś mocniejszy.

Izrael wyszedł w nocy. Jezus zmartwychwstał, gdy jeszcze było ciemno. Dlaczego Bóg wybiera noc?
– Wydaje mi się, że Bóg działa w nocy, dlatego, że w dzień mamy zbyt dużo siły. W ciągu dnia sami jesteśmy bogami, w nocy On ma większe możliwości. Może opierać się na naszej słabości, kruchości, bezradności, na naszym braku oporu. W nocy nie trzymamy w rękach naszego życia. Talmud mówi, że modlitwa nocna jest czymś niezwykle ważnym i skutecznym, bo aniołowie schodzą na ziemię, by patrzeć, co ludzie robią, i wtedy skarbiec łask Boga jest słabiej strzeżony. Noc powoduje, że nie możemy się przygotować, zabezpieczyć. Żydzi, wychodząc z Egiptu, nie zdążyli upiec chleba do końca. Mieli tylko chleb niekwaszony. Dzisiejsza hostia jest prostą kontynuacją tamtego faktu. To symbol kruchości. Tę samą kruchość miał Jezus, gdy nie sprzeciwiał się złu.

Przeżył Pan takie po ludzku przeklęte sytuacje, za które mógł Pan później błogosławić Boga?
– Tak, choć nie jest ich wiele i dzięki temu nie mogę traktować Pana Boga jak idola, który załatwia moje problemy. Tym, co najbardziej mnie dotyka, jest moja relacja małżeńska. Kiedyś kompletnie w rozsypce, od ponad dwudziestu lat i nadal układana na nowo. Ten proces trwa bardzo długo, pewnie do końca życia, ale mam dziś doświadczenie, że coś, co wydawało się przeklęte, przegrane i skończone również w sensie formalnym, bo w pewnym momencie rozstaliśmy się z żoną, okazało się stopniowo czymś uzdrawiającym, pięknym. Zadaliśmy sobie wiele ran, a one, gdy wróciliśmy do siebie, odnawiały się w sytuacjach konfliktowych. Rany się zagoiły, pozostały blizny. A te bolą choćby na zmianę pogody. Gdy w domu zmienia się aura, od razu pojawia się wątpliwość: nic się nie zmieniło, znów to samo… Demon chętnie by tę nie do końca uzdrowioną pamięć wykorzystał. Ale to jest moje „przetrącone biodro Jakuba”. Bóg mnie uzdrowił, ale kuleję. Dzięki temu mogę wciąż przypominać sobie, komu zawdzięczam uzdrowienie. I mogę błogosławić Boga za moją historię życia, powtarzając za św. Pawłem, że skarb nosimy w naczyniach glinianych, kruchych, które On toczy wciąż na nowo.

Jan Grosfeld jest profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.