Z każdym się dogada

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 10/2007

publikacja 07.03.2007 21:21

Bp Kazimierz Nycz nagabywany przez dziennikarzy przed pielgrzymką do Ziemi Świętej o to, kto zostanie metropolitą stołecznej archidiecezji, poradził im z humorem, aby zażyli jakieś krople na uspokojenie, bo strasznie panikują.

Z każdym się dogada Nowy metropolita warszawski, abp Kazimierz Nycz. Agencja Gazeta/Grażyna Makara

3 marca okazało się, że ich podekscytowanie było uzasadnione: Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Ksiądz proboszcz Grzegorz Then z Nowej Wsi, rodzinnej parafii bp. Nycza, przewidując jego karierę, życzył mu „dużo czerwieni”. – Nie każ mi się czerwienić – śmiał się obecny arcybiskup. Kiedy w archiwum redakcji „Gościa” koszalińskiego szukano do druku jego zdjęcia w piusce, nie znaleziono ani jednego. Chodzi w zwykłej sutannie, wyróżnia go tylko krzyż biskupi. – To człowiek skromny, mądry, otwarty – powtarzają ci, którzy zetknęli się z nim w Lublinie, Krakowie, Koszalinie.

Ale najbardziej przeżywają jego nową nominację koszalinianie, którym duszpasterzował od 2004 r. – Od rana płaczą w słuchawkę, że stracili biskupa – mówi ks. Dariusz Jaślarz z redakcji koszalińskiego „Gościa”. Jego koledzy księża też, zamiast się cieszyć, robią się smutni: – Ceni każdego, pamięta o imieninach, rocznicach, pomaga rozwiązywać problemy. Będzie go nam brakować. Nawet z pielgrzymki do Ziemi Świętej wysyłał do wielu SMS-y z kolejnych miast. Dziennikarka koszalińskiej telewizji informuje, że biskup ma wyłączony telefon, ale przysłał do redakcji SMS-a: „Pozdrawiam z Jerozolimy”. Jego zawołanie biskupie brzmi Ex hominibus, pro hominibus, czyli „Z ludu i dla ludu”.

Przewodnik kochający
Urodził się 1 lutego 1950 roku w rodzinie rolniczej w Starej Wsi koło Oświęcimia. Święcenia przyjął 20 maja 1973 roku. Jego „idolami kapłańskimi” byli ks. Tadeusz Fedorowicz – duszpasterz z Lasek i ks. Józef Dowsilas – przedwojenny katecheta, który „niemoralizatorsko prawił do młodych”. To im był wierny, kiedy w 1977 r. wybrał katechetykę na KUL. Opublikował około stu artykułów z tej dziedziny. Powołując się na ks. Dowsilasa podkreślał, że wychowawcy muszą zmienić styl z autorytarnego na partnerski, a nauczyciel powinien być przewodnikiem, który kocha.

W 1981 r., po doktoracie, rozpoczął pracę w kurii metropolitalnej w Krakowie jako wizytator katechetyczny i pracownik naukowy PAT. Nie chciał zrezygnować z duszpasterstwa, dlatego skorzystał z propozycji kolegi rocznikowego, ks. Mariana Podgórnego, który poprosił go o pomoc przy budowie kościoła na osiedlu Ogrody w Skawinie. Przeniósł się tam w sierpniu 1981 r. – Wtedy ks. Nycz mocno zaangażował się w duszpasterstwo. Katechizował kilka godzin tygodniowo, prowadził grupę studencką, spotkania z radą katechetyczną, pomagał przy budowie kościoła – wspomina ks. Podgórny. – Nie tworzył barier między sobą a uczniami – dodaje Piotr Ćwik, jego uczeń, obecnie dyrektor Zespołu Szkół Katolickich im Jana Pawła II w Skawinie. – Już wtedy objawiała się jego życzliwość i umiejętność nawiązywania bezpośredniego kontaktu z ludźmi – opowiada ks. Podgórny. – Dzięki niemu mogłem pojechać na urlop ze spokojną głową. W Skawinie ujawniły się też jego talenty organizatorskie. Umiał rozdzielić pracę i nadzorować jej wykonanie.

„Nie ja jestem ważny”
W roku akademickim 1987/88 był wicerektorem w krakowskim seminarium duchownym. Potem, już jako biskup, jeszcze kilka lat prowadził w seminarium zajęcia z katechetyki. Klerycy zaliczający u niego ćwiczenia cenili go za rzeczowość, celne uwagi. Każda katecheza oceniana była przez kilku kolegów rocznikowych prowadzącego i samego biskupa. – Biskup uczył nas krytycznego myślenia – wspomina ks. Ireneusz Okarmus, dyrektor krakowskiego oddziału „Gościa”.

– Nie lubił, gdy ktoś jednoznacznie oce- niał prowadzącego. Domagał się wypunktowania tego, co dobre, złe, i co należy poprawić. Nikt nie czuł się przez niego potraktowany niesprawiedliwie. Szybko nawiązywał kontakt ze studentami. Ks. Okarmus poprosił go o wygłoszenie kazania na swojej Mszy prymicyjnej 29 maja 1988 r. Sytuacja zmieniła się 16 kwietnia, gdy przyszła wiadomość o nominacji biskupiej dla ks. Nycza. 29 maja miały się rozpocząć jego tygodniowe rekolekcje. – Czy muszę szukać nowego kaznodziei prymicyjnego? – spytał ks. Okarmus.

– Przyjadę, jak było zaplanowane – odpowiedział ks. Nycz. – Tylko powiedz proboszczowi, żeby nie robił mi powitania. To twoje prymicje i nie ja jestem ważny. Wiedział, że nauczyciel musi sam się nauczyć bycia czasem na drugim planie. Powtarzał, że „katecheza nie może być tylko nauczaniem religii, lecz powinna być kształtowaniem u dzieci i młodzieży umiejętności modlitwy i postaw potrzebnych do przeżywania sakramentów”. Myślał o nowych metodach dydaktycznych, żeby młodzi na katechezie mogli też znaleźć odpowiedź na swoje najtrudniejsze pytania. Wychowanie było jego oczkiem w głowie. W 1999 roku został przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski do spraw Wychowania Katolickiego.

„Swojski” biskup
Krakowskim biskupem pomocniczym został w wieku 38 lat. Przez 16 lat, do czasu otrzymania nominacji na biskupa koszlińsko-kołobrzeskiego, dał się poznać – jak pisze Alina Petrowa-Wasilewicz – „jako dynamiczny biskup do »specjalnych poruczeń«. (...) Wykonywał nie tylko »standardowe« posługi biskupa, ale był obecny na dyskusjach o ważnych problemach kraju, wernisażach, prezentacjach książek”. Jego rozmówcy zwracają uwagę, że jest konkretny, zmusza do aktywnej rozmowy, pytając np. „Co myślisz o ostatnim tekście w »Więzi«?”. To „ty” w stosunku do młodszych księży pojawia się mimochodem, podkreśla bezpośredniość relacji. Bezpośredni i „swojski” jest jakby z natury.

Kiedy odwiedził redakcję „Gościa” w Koszalinie, sam zabrał się do krojenia przygotowanego tortu. „Głoście prawdę, tak jak aniołowie mówili o tym, co widzieli w Betlejem” – definiował misję mediów katolickich. „Nie da się zbudować jedności na zgniłych kompromisach, półprawdach i ustępstwach. Nie da się zbudować jedności poza prawdą” – mówił w 2000 r. do polityków. Od 1991 r. podczas każdej pielgrzymki Jana Pawła II był przewodniczącym komitetu organizacyjnego wizyty w Krakowie. W 2002 r. został koordynatorem całości przygotowań do pielgrzymki. „Największym darem Jana Pa- wła II dla Kościoła jest on sam” – podsumował 25-lecie pontyfikatu.

„Zwolennik Wojtyły”
– Ludzie patrzą idealistycznie na Kościół i Bogu dzięki, że tak jest, ale z tego powodu pewne rzeczy im się w głowie nie mieszczą – powiedział „Gościowi” o lustracji duchownych. – Konieczne jest oczyszczenie pamięci. W naszej trudnej historii były rzeczy piękne, szlachetne i wspaniałe – i o tym trzeba mówić. Nie wolno jednak przemilczeć tego, co było słabe i grzeszne.

Sam nie uległ presji SB. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w książce „Księża wobec bezpieki” relacjonuje, że chciano go pozyskać do współpracy, aby donosił na swego proboszcza i wikarego podczas tworzenia nowej parafii w jednej z dzielnic Jaworzna. W dokumentach SB zapisano: „Z ustaleń wynika, że w/w obowiązki katechetyczne wykonuje gorliwie i wszczepia młodzieży ideologię idealistyczną. Nie stwierdzono, by uprawiał świecki styl życia i nie ujawniono jego kontaktów z kobietami. Osobowość jego cechuje się tym, że nie używa napojów alkoholowych, nie pali, nie posiada własnego środka lokomocji, a korzysta tylko z państwowej i miejskiej komunikacji autobusowej. (…) W rozmowach z aktywem kościelnym podkreślał potrzebę aktywizacji wszystkich parafian na rzecz pogłębiania wiary katolickiej i występowania w obronie Kościoła zagrożonego ateizmem”. Werbunek nie udał się z powodu „braku możliwości”. Samego zaś kandydata określono jako „zwolennika linii kardynała Wojtyły”. Później, kiedy pracował w kurii w Krakowie, znów naciskano na niego i jego rodzinę w Starej Wsi. Ale „ kandydat zdecydowanie odmówił”. Później biskup sam powołał komisję historyczną do zbadania sprawy inwigilacji Kościoła przez SB.

Nie patrzeć z Giewontu
– Od 29 lat spędzam co roku wakacje nad Bałtykiem – powiedział w rozmowie z KAI. – Ale wiem, że patrzenie na diecezję z brzegu morza to tak, jak patrzenie na Podhale z Giewontu. Od początku wprowadził nowy styl duszpasterzowania w tej rozległej terytorialnie diecezji, w której na terenach popegeerowskich żyje 850 tys. wiernych, często biednych i bezrobotnych. Trudno było go zastać w rezydencji biskupiej. Jak mówił – wymyślał wiele sposobów, żeby nie zamknąć się w kurii. Najczęściej wyjeżdżał w teren, żeby wizytować nawet najmniejsze wioski. – Lubię spotkania z ludźmi różnych powołań i zawodów – powiedział „Gościowi”. – Jestem przekonany, że te spotkania są bardziej mnie niż im potrzebne. By to, co człowiek pisze, czy mówi z ambony, nie było obok problemów, którymi żyją ludzie.

Po cichu nazwano go biskupem jedności, bo chciał mieć wokół siebie ludzi niezależnie od ich opcji politycznych. Dobrze wpływał na integrację samorządowców. Zapraszał ich na spotkania opłatkowe i zwyczajne rozmowy. Biskup senior Ignacy Jeż mówi o nim krótko: „Dobry człowiek, dobry kapłan, dobry biskup. Szybko wszedł w tę diecezję. To chyba wystarczy tej charakterystyki?”.

Bp Kazimierz Nycz do naszych Czytelników z Jerozolimy: W dniu mojej nominacji na metropolitę warszawskiego serdecznie pozdrawiam Czytelników „Gościa Niedzielnego” i proszę o modlitwę w mojej intencji. Życzę, by „Gość Niedzielny” nadal był dobrym narzędziem formowania katolików świeckich w Polsce

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.