Ubodzy krewni?

Andrzej Grajewski

|

GN 01/2007

publikacja 08.01.2007 10:32

Bułgaria i Rumunia mają niewielki dochód gospodarczy, ale wnoszą do europejskiej wspólnoty bogatą tradycję i odmienną mentalność.

Ubodzy krewni? Nowi członkowie świętują pod barwami zjednoczonej Europy. Agencja Bazeta/AP

Na prywatną sondę, z czym kojarzą się oba kraje, otrzymałem stereotypowe odpowiedzi: z biedą, zacofaniem, Cyganami oraz dobrym winem. Starsi z pewnym sentymentem wspominali jeszcze urokliwe plaże nad Morzem Czarnym.

W innym rytmie
Złote Piaski lub Mamaia w czasach PRL kusiły Polaków nie tylko wspaniałymi warunkami naturalnymi, ale i dostępnymi cenami oraz gościnnością gospodarzy. Środowiska studenckie lubiły wypoczywać w górskich pejzażach masywów Riła bądź Piryn w Bułgarii lub Fogaraszy czy Gór Marmaroskich w Rumunii. Z pewnością walory krajobrazowe obu krajów nie mają odpowiedników w całej Unii. Co ważniejsze, górskie tereny Rumunii i Bułgarii zachowały nie tylko dziewiczą przyrodę, ale także niezwykle bogaty folklor, który w Europie Zachodniej praktycznie zaniknął. Jeśli ktoś zakosztował klimatu tamtych regionów – z ich melancholijną zgodą na wszystko, co przyniesie czas, a także ciągłym poszukiwaniem okazji do świętowania przy butelce znakomitego wina albo rakii – nie będzie narzekał, że do unijnej kasy ustawią się mniej zamożni krewniacy. Bułgarzy i Rumuni wnoszą bowiem do Unii wartości od dawna deficytowe na Zachodzie: silną rodzinę, autentyczną ludową pobożność, serdeczną, bezinteresowną gościnność. To społeczeństwa, w których dominuje prawosławie z wielką tradycją wschodniej kultury religijnej, sztuką ikony oraz wspaniałym cerkiewnym śpiewem. Wraz z tymi krajami Europa zacznie pełniej oddychać drugim, wschodnim płucem, o czym zawsze marzył Jan Paweł II, ciepło przyjmowany zarówno w Bukareszcie, jak i w Sofii.

Własną drogą
Tradycyjnie o Węgrach myślimy jako o naszych najlepszych sojusznikach. Z Rumunami było podobnie, choć rzadziej o tym pamiętamy. W czasach pierwszej Rzeczpospolitej Mołdawia stanowiła obszar, z którym przez wieki graniczyliśmy. Nie brakowało także między nami sporów i wojen, ale częściej byliśmy sojusznikami aniżeli wrogami. Wielu władców (hospodarów) mołdawskich było wiernymi lennikami polskich królów, korzystając z ich pomocy oraz bogacąc się na handlu z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. W okresie międzywojennym Rumunia była naszym ważnym sojusznikiem politycznym i wojskowym. We wrześniu 1939 r. okazała pomoc polskim wojskom i władzom państwowym, które znalazły tam schronienie, choć formalnie Rumunia była sojusznikiem Hitlera. Tysiące Rumunów zginęły bądź zamarzły pod Stalingradem. Sytuacja zmieniła się w sierpniu 1944 r. Wówczas młody król Michał dokonał zamachu stanu, aresztował proniemieckiego marszałka Iona Antonescu, a wojskom nakazał uderzyć na jednostki III Rzeszy. Ten nagły zwrot miał wielkie znaczenie dla dalszego przebiegu wojny. W ciągu kilku tygodni Niemcy stracili ponad 60 tys. żołnierzy i, co ważniejsze, odcięci zostali od rumuńskich pól naftowych, które miały dla nich strategiczne znaczenie. Także w czasach komunistycznych Rumunia starała się budować własną pozycję w tzw. obozie socjalistycznym. Nie wzięła udziału w agresji na Czechosłowację w 1968 roku, a w latach 70. otwarła się na Zachód, pomimo niezadowolenia Moskwy. Rumunia będzie siódmym co do wielkości krajem Unii. Zajmuje także ważną pozycję w strategicznych planach NATO, zwłaszcza jej porty nad Morzem Czarnym i bazy lotnicze.

Siedmiogród, czyli Transylwania
Najcenniejszym klejnotem, który Rumunia wnosi do Unii, nie są jednak wspaniałe plaże, bogate złoża naftowe czy delta Dunaju, lecz Siedmiogród, przez Rumunów nazywany Transylwanią. Niewiele jest w Europie zakątków równie urokliwych i tajemniczych jak właśnie ten region. Siedmiogród zawsze był mieszanką wielu kultur, religii, narodowości. Przez wieki należał do Królestwa Węgierskiego. Nigdy do końca nie zdobyty przez wrogów był enklawą węgierskiej tradycji powstańczej, wymierzonej przeciwko Turkom, a później Austriakom. W miastach Siedmiogrodu dominowali Węgrzy bądź Niemcy, wieś była rumuńska, pod względem wyznaniowym podzielona na prawosławnych i unitów. Tych ostatnich prześladowali zarówno Węgrzy, jak i rumuńscy komuniści, którzy w 1948 roku zdelegalizowali Kościół greckokatolicki, który dalej trwał w podziemiu, aż do obalenia dyktatury Ceausescu.

Wykorzystując międzynarodową koniunkturę po I wojnie światowej, Rumunia przyłączyła Siedmiogród, ale blisko 40 proc. jego mieszkańców ( ponad 2 mln ludzi ) stanowili Węgrzy, a Budapeszt nigdy nie zrzekł się pretensji do tych ziem. W czasie II wojny światowej zarówno Węgry, jak i Rumunia przyłączyły się do Hitlera, gdyż wiedzieli, że to on może zadecydować o losach Siedmiogrodu. Niemcy oddali większość tych ziem Węgrom, ale Rumuni, gdy zmieniali sojusze w 1944 r., otrzymali gwarancje Stalina, że Siedmiogród wróci do nich. Jesienią 1989 r. w Siedmiogrodzie rozpoczął się bunt przeciwko dyktaturze Ceausescu. Po obaleniu komunizmu mniejszość węgierska otrzymała możliwość normalnego rozwoju, co było także jednym z warunków stawianych Rumunii przez Unię Europejską.

Stolica pod Witoszą
Z odległości najpierw widać górę, a później dopiero miasto. Sofia leży u stóp Witoszy (2290 m n.p.m.), rozległego masywu górskiego. Na zboczach góry odnaleźć można ślady bizantyjskich klasztorów, których fundamenty pamiętają czasy, gdy leżące nieopodal miasto nazywało się Serdika i było ważnym centrum bizantyjskiego imperium. Sofia będzie także jedyną unijną stolicą, w której stoi średniowieczny meczet. To ślad po stuleciach tureckiego panowania, któremu kres położyły krwawo tłumione w XIX w. powstania oraz interwencja Rosji w 1877 r. Dlatego na centralnym placu Sofii stoi pomnik cara Aleksandra II oraz gen. Josifa Hurki, bohaterów tamtej wojny. Nam obaj kojarzą się jako kaci powstania styczniowego. Bułgaria zawsze była wiernym sojusznikiem Rosji i z pewnością będzie nadal jej orędownikiem w Unii. Przez Bułgarię biegną rosyjskie rury z gazem, zmierzające do Grecji oraz Włoch. W planach jest budowa gigantycznego rurociągu naftowego. Pozostała także w Bułgarii dość liczna turecka mniejszość (ok. 100 tys.), a jej status jest ciągle przedmiotem kontrowersji i interwencji rządu tureckiego. Po raz pierwszy członkami Unii zostanie spora grupa muzułmanów, nie imigrantów, lecz rdzennych mieszkańców nowego kraju członkowskiego.

Bułgaria nie posiada zbyt wielu atutów gospodarczych. Zbudowany w czasach komunizmu ciężki przemysł jest przestarzały i nie wytrzymuje konkurencji z produkcją zachodnią. Pod tym względem gospodarka rumuńska jest znacznie lepiej przygotowana do działania na europejskich rynkach. Bułgaria jest kopciuszkiem gospodarczym, będzie najuboższym krajem w Unii. Co więcej, od kilku lat przeżywa dramatyczny kryzys demograficzny. W ciągu kilkunastu lat liczba mieszkańców Bułgarii zmniejszyła się o ponad milion osób. Nostalgii za spokojnym bytowaniem w czasach komunistycznych towarzyszy tęsknota za naprawdę dobrymi czasami, kiedy Bułgarią rządził car. Do niedawna premierem Bułgarii był ostatni potomek dynastii, Symeon II Sakskoburggotski. Nie potrafił rozwiązać trudnych problemów kraju i zastąpił go były komunistyczny dziennikarz Sergiej Staniszew. Z pewnością wejście Bułgarii do UE będzie ciężkim egzaminem dla całego społeczeństwa, ale także szansą na stopniowe nadrobienie czasu niegdyś zabranego Bułgarom przez historię. Przez wieki Europę dzieliła tzw. linia Teodozjusza, granica wytyczona w IV w. przez cesarza między administracją kościelną Rzymu i Konstantynopola. Przebiegała w rejonie dzisiejszej Chorwacji. W sensie cywilizacyjnym granica przetrwała kolejne imperia i zmiany. Wejście Bułgarii i Rumunii do UE stwarza szansę przełamania tego dziedzictwa i odtworzenia pierwotnej jedności Europy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.