Może jeszcze oddać krew czy pieniądze, ale przede wszystkim trzeba być tu, być duchem z tymi ludźmi.
Wierzyć w to, że Pan Bóg jest miłością i mieć nadzieję, że kiedyś spotkamy się z tymi, którzy odeszli w sobotę - tam, „u góry”. To był taki mój wewnętrzny, moralny obowiązek, żeby przyjechać. Wierzę, że to, co się tu stało, nie poszło na marne.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.