Czy tylko piękny umysł?

Leszek Śliwa

|

GN 36/2005

publikacja 01.09.2005 21:41

Są bardzo zdolni. Kiedyś będą wynajdować nowe leki, konstruować urządzenia, które ułatwią nam życie. Nasza przyszłość jest w ich rękach. Na razie jednak to oni potrzebują naszej pomocy.

Filip Wolski Filip Wolski
zgromadził już kolekcję kilkudziesięciu medali i dyplomów.
Agencja Gazeta/Wojciech Strożyk

Badać odległe planety jako naukowiec w NASA – to marzenie Macieja Hermanowicza
W każdej epoce wiele było „cudownych” dzieci, które pięknie grały na skrzypcach czy fortepianie. Obwożono je po królewskich dworach, gdzie swym talentem wzbudzały zachwyt. Tylko nieliczne z nich stawały się jednak później wielkimi artystami, takimi jak Mozart lub Chopin. O większości słuch zaginął.
Gimnazjalista Oskar Sala już w szkole podstawowej rozwiązywał na szóstkę zadania maturalne, ucząc się w gimnazjum, był najmłodszym laureatem olimpiady chemicznej. Licealista Filip Wolski zdobywał złote medale na trzech kolejnych międzynarodowych olimpiadach informatycznych, skutecznie rywalizując z Amerykanami i Azjatami. Maturzysta Maciej Hermanowicz zna pięć języków, współpracował z NASA przy lotach na Marsa, jest laureatem kilku różnych olimpiad.

W naszych szkołach uczy się wielu nieprzeciętnie uzdolnionych uczniów. Co zrobić, żeby nie zmarnować ich talentów? – Opieka nad nimi jest równie trudna i odpowiedzialna jak nad uczniami mającymi poważne trudności w nauce – twierdzą zgodnie pedagodzy.

Bohater nagrodzonego Oscarem filmu „Piękny umysł” był genialnie uzdolnionym matematykiem, który pod wpływem presji otoczenia i wyobcowania zachorował na schizofrenię. Wychowanie to nie tylko zdobywanie kolejnych medali na olimpiadach przedmiotowych. O tym nie można zapomnieć.

Chemik
Oskar Sala ma 15 lat, mieszka w Babicach koło Oświęcimia. Kiedy chodził do przedszkola, interesował się elektroniką. Rozkręcał stare telefony i magnetofony, tworzył konstrukcje własnego pomysłu. Gdy miał sześć lat, jego pasją stała się chemia. Nauczycielka w pierwszej klasie podstawówki, zaskoczona poziomem wiedzy malca, załatwiła przeniesienie go od razu do klasy drugiej. Kilka lat później wysłała go na korepetycje do Zofii Kłys, nauczycielki z gimnazjum. Ta dała mu do rozwiązania zadania maturalne. Rozwiązał je na szóstkę. – Nie były zbyt trudne – mówił później Oskar. – Już na początku gimnazjum syn miał szanse wygrywać konkursy dla uczniów szkół średnich. Często nie dopuszczano go jednak do udziału, argumentując, że jest… za młody. Musiałam osobiście interweniować aż w Warszawie, żeby go dopuszczono do olimpiady chemicznej – mówi matka Oskara, Violetta Sala.

W tym roku Oskar wystartował w krajowej Olimpiadzie Chemicznej. Był jedynym gimnazjalistą wśród laureatów. Jego rywale to w większości 19-latkowie. Teraz zdolny chemik ukończył gimnazjum w Oświęcimiu. Trzy lata temu proponowano mu naukę w elitarnym gimnazjum w Toruniu, rodzice uznali jednak, że 12-letnie dziecko nie powinno być pozbawiane ciepła domu rodzinnego. We wrześniu rozpoczyna naukę w miejscowym liceum ogólnokształcącym.

– Wybraliśmy zwykłą, państwową szkołę i zwykłą klasę. Nie chcemy narzucać synowi klimatu rywalizacji, jaki może wytwarzać elitarna szkoła, czy specjalnie dobrana klasa. Boimy się „wyścigu szczurów”. Wprawdzie czasem Oskar trochę się na lekcjach nudzi, ale chcemy, żeby rywalizował sam ze sobą, a nie z innymi. Skoro praca z dotychczasowymi nauczycielami dawała dobre wyniki, to nie ma sensu nic zmieniać – twierdzi Violetta Sala.

Informatyk
Filip Wolski ma 18 lat, mieszka w Gdańsku. – Pamiętam, jak miał cztery lata, wziąłem jego i kolegów na sanki. Filip wtedy oświadczył, żeby inni zjeżdżali, a on będzie liczył zjazdy. Wydało mu się to ciekawsze – śmieje się Mirosław Wolski, ojciec Filipa.

W podstawówce nikt nie podejrzewał, że chłopiec ma nadzwyczajne zdolności. – Zainteresowanie ze strony szkoły było zerowe. Dopiero gdy w piątej klasie posłaliśmy syna na kółko matematyczne, nauczyciel uświadomił nam, jak zdolny jest Filip. – Informatyką zainteresowałem się dopiero w gimnazjum – deklaruje Filip Wolski. W III klasie zajął pierwsze miejsce w krajowej Olimpiadzie Informatycznej, wyprzedzając licealistów. To było dwa lata temu. W kolejnych olimpiadach powtarzał ten wynik. Wygrywał też regularnie konkursy międzynarodowe, był również wśród laureatów Olimpiady Matematycznej.

Co roku odbywa się Międzynarodowa Olimpiada Informatyczna, w której rywalizują najzdolniejsi informatycy z całego świata. Filip trzy razy pod rząd przywoził z tej imprezy złoty medal. Ostatni – pod koniec sierpnia tego roku.

– Miał to szczęście, że w jednym budynku znajduje się zarówno gimnazjum, jak i liceum. W obu szkołach pracują ci sami nauczyciele. To pozwala przezwyciężyć wady reformy oświatowej, która skróciła okres nauki w liceum. Filip może pracować przez sześć lat pod opieką Wojciecha Tomalczyka (matematyka) i Ryszarda Szubartowskiego (informatyka) – tłumaczy ojciec zdolnego licealisty.
Filip we wrześniu rozpocznie naukę w klasie maturalnej. Chodzi do szkoły, która wychowuje wielu olimpijczyków i zajmuje wysokie miejsce w specjalistycznych rankingach – III LO w Gdyni. Rodzice nie chcieli natomiast przesuwać go do wyższej klasy.

Filip ma kolegę, rówieśnika, równie uzdolnionego. Przesuwano go kilka razy, aż w końcu chodził do szkoły z uczniami o pięć lat starszymi. Teraz kończy studia i bardzo narzeka. Brakuje mu przyjaciół, ma trudności w nawiązywaniu kontaktu z ludźmi. To odbija się też na jego postępach naukowych. – Przecież to są wrażliwi młodzi ludzie. Łatwo zrobić im krzywdę – przekonuje Mirosław Wolski.

Astrofizyk
Maciej Hermanowicz ma 19 lat. Mieszka w Dywitach koło Olsztyna. Zaczął czytać, kiedy miał trzy lata. W wieku lat pięciu uczył się już angielskiego i gry na pianinie. Teraz włada biegle pięcioma językami. Startował w tylu olimpiadach i konkursach, że nawet wszystkich nie pamięta. Był laureatem olimpiady nautologicznej, w geograficznej zajął pierwsze miejsce. Wygrywał konkursy krasomówcze, języka polskiego, angielskiego, niemieckiego, chemiczny, fizyczny, astronomiczny. Pisze wiersze, tłumaczy poezję francuską, śpiewa w przykościelnym zespole. Cztery lata temu uznano go gimnazjalistą roku, teraz – najlepszym polskim maturzystą. Nagrodą w jednym z konkursów był wyjazd do USA i praca pod okiem specjalistów z NASA.

Najbardziej interesuje się astrofizyką. Wkrótce zaczyna naukę na prestiżowym Trinity College w Cambridge, uczelni, która wychowała już 31 noblistów. Na maturze prawie ze wszystkich przedmiotów zdobył sto procent punktów. Mimo to uważa, że polski system oświatowy jest źle zorganizowany. Narzeka także na nową maturę.

– Z fizyki napisałem pięć razy więcej niż z polskiego, bo z polskiego były ograniczenia wielkości pracy. To przecież absurd. Na maturze z niektórych przedmiotów było za mało czasu. Nie rozumiem też sensu zasad sprawdzania według tzw. słów kluczowych. Jeśli uczeń użyje synonimu, ktoś może uznać odpowiedź za błędną – wylicza.

Ukończył II LO w Olsztynie. Twierdzi, że miał szczęście, bo trafił na dobrą szkołę i w pierwszej klasie mógł wybrać indywidualne specjalizacje.

– Rok później kuratorium, z nieznanych mi bliżej powodów, uznało, że tak nie można i uczniowie mogą się uczyć tylko w narzuconych z góry profilach. To znaczy, że pasjonat ekonomii nie może poszerzać wiedzy równolegle z matematyki, historii i geografii, chociaż właśnie te przedmioty będą mu później potrzebne – narzeka.

Geniusze specjalnej troski
Filip Wolski w ankiecie organizatorów olimpiady informatycznej na pytanie o poziom wiedzy wyniesionej ze szkoły, odpowiedział: „mierny”. Również Oskar Sala i Maciej Hermanowicz podkreślają, że swą wiedzę zdobywają raczej na zajęciach pozaszkolnych. – Najważniejsze, żeby szkoła nie przeszkadzała – podsumowuje Maciej Hermanowicz.

„W każdym roczniku jest 3–5 procent takich dziewczynek i chłopców, którym praktycznie rzecz biorąc nie są w stanie zaszkodzić ani fatalni rodzice, ani szkoła z jej najgorszymi wadami. Idą jak burza przez życie, uczą się szybciej i lepiej niż ich rówieśnicy, dochodzą do wielkich karier. Ale jest też w każdym roczniku kilkanaście procent dzieci i młodzieży, które posiadają w zalążkowej postaci na przykład wybitne zdolności matematyczne, ale zarazem niezwykle ograniczone zdolności humanistyczne lub wykazują nadwrażliwość tego rodzaju, iż zniechęca ich każda porażka. Zadaniem pedagogów jest »wyłowić« taką młodzież i jej pomóc” – pisze prof. Wojciech Pomykało.

– Nie róbmy z grupy uczniów uzdolnionych stajni wyścigowej, gdzie ewentualny sukces okupiony jest wysiłkiem tak wielkim, że powodującym dezintegrację psychiczną, która może okazać się trudna do usunięcia. Uczeń zdolny jest przede wszystkim dzieckiem. Ciesząc się z jego zdolności, nigdy o tym nie zapominajmy! – przestrzega Magdalena Sarnowska, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 108 we Wrocławiu.

Problem dostrzega wielu pedagogów. Na Dolnym Śląsku kilka lat temu powstał program zwany Systemem Wspierania Uzdolnień. Zakłada on współpracę rodziców, szkół, uczelni, samorządów i organizacji pozarządowych. Wszędzie najzdolniejsi uczniowie są objęci pomocą stypendialną.
Praca z uczniem zdolnym jest trudna. Każdy jest innym człowiekiem, ma inny temperament i charakter, wymaga więc indywidualnego podejścia i zastosowania rozmaitych metod wychowawczych. Niestety, ta ważna i trudna praca bywa zakłócana z przyczyn… ideologicznych.

Maciej Hermanowicz uważa, że bardzo pomogło mu zakwalifikowanie do klasy grupującej najzdolniejszych uczniów. Tymczasem takie podziały władze oświatowe uważają często za niewłaściwe. Politycy lewicy mówią wręcz o segregacji i dyskryminacji. Niedawno Ministerstwo Edukacji kazało wszystkim kuratoriom oświaty zbadać, czy przypadkiem gdzieś nie „segreguje” się uczniów.
– Przecież w zwykłych klasach albo słabsi uczniowie nie nadążają, albo mocniejsi się nudzą. Podział jest dobry i dla jednych i dla drugich. Podobno to narusza zasadę równości. Rozmawiałem z kolegami ze Stanów Zjednoczonych. Dziwili się, że u nas są takie dziwne zasady – krytykuje Maciej Hermanowicz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.