Prorok we własnym kraju

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 35/2005

publikacja 01.09.2005 06:48

"Kochani Rodzice, bardzo was proszę, żeby wasza córka Marta mogła pójść z wami na Mszę św., którą odprawię na Marienfeld – Benedykt XVI" – taki list 17 sierpnia otrzymali rodzice 10-letniej Marty Maniury.

Prorok we własnym kraju Agencja GAzeta/AP/M. Probst

Mieszkają w Kolonii Blumenbergu, w parafii św. Katarzyny ze Sieny. Mają troje małych dzieci i nie wszystkie zamierzali zabrać ze sobą na niedzielną Mszę z Ojcem Świętym. Ten list napisała właśnie Marta, która bardzo chciała brać udział w uroczystości. I udało jej się. Pojechała z rodzicami na Maryjne Pola.

– Ale ona należy do 10 proc. Niemców zaangażowanych w życie Kościoła – zaznacza jej tata, Peter Maniura. – 90 proc. wykazywało małe zainteresowanie Światowymi Dniami Młodzieży. Podobnie było z dorosłymi. Parafia Katarzyny Sieneńskiej liczy 2 tys. wiernych. Spośród nich kilkanaście rodzin zgłosiło chęć goszczenia młodzieży przyjeżdżającej z Włoch, Ukrainy, Polski.

– Większość płacących kirchesteuer (podatek kościelny) nie praktykuje. Uważa, że Kościół to organizacja, a wiara – prywatna sprawa każdego z nas – mówi Maniura, aktywny członek rady parafialnej. – Po I Komunii z 30 przystępujących dzieci zostaje w Kościele może 10. Wielu Niemców i kolończyków, przyzwyczajonych do przeżywania hucznego karnawału, potraktowało Światowe Dni Młodzieży jako fiestę. – Młodzież bawi się, tańczy, głośno się modli, to przejściowy karnawał – powtarzali. – Przetrwajmy to, a wszystko wróci do dawnego porządku.

– Ludzie cieszą się, że przyjechał Papież, ale on niczego nie zmieni – mówi Maniura. – Niemcy pozostaną ze swoimi problemami, lepiej nie mówmy o sprawach, które nam ciążą. A niemieckiemu Kościołowi ciążą puste świątynie, zamykanie ich (bo umarł proboszcz i nie ma następcy) albo zamienianie w sklepy, czy kawiarnie, brak powołań kapłańskich i zakonnych oraz fakt, że tak niewielu przystępuje do spowiedzi, a przyjmuje Komunię św. W Kościele niemieckim przywiązuje się większą wagę do spraw socjalnych – zakładania katolickich przedszkoli, szkół – a nie kładzie się nacisku na odnowę duchową. W niewielu parafiach odbywają się rekolekcje.

– To chyba do nas zwrócił się na Marienfeld Benedykt XVI – zauważył po zakończeniu ŚDM Horst Lenz, mieszkaniec Kolonii, który przybył na błonia w grupie 300 tys. Niemców. To mieszkańcy Kolonii i okolic wypełnili w niedzielę do ostatniego miejsca Maryjne Pola, tak że komentatorzy mogli podawać okrągłą liczbę uczestników spotkania – 1 mln. – Papież powiedział, że w wielu miejscach świata zapomina się o Bogu. Religia staje się produktem rynkowym. Każdy konstruuje ją po swojemu, na zasadzie „zrób to sam”. Ale wtedy człowiek zostaje sam ze swoją pustką, bez Boga. Tak jest i u nas.

– To, jakiej narodowości jest Papież, nie ma dla mnie większego znaczenia – uważa bezrobotny Michael Schlambacher z Weinsbergu, który podczas Światowych Dni rozdawał przed katedrą kolońską publikacje propagujące obronę życia. – Kościół jest ponadnarodowy. Ale proroka najtrudniej słuchać we własnym kraju, dlatego Niemcy są wobec niego tak krytyczni.

Dla mnie jest ważne, że głosi podstawowe wartości, a więc i obronę życia. Młodzi potrzebują przewodnika, który ich poprowadzi. Kiedy wyjadą z Kolonii, będą opowiadać o swoim doświadczeniu Boga tutaj. W prasie i w tramwajach krytykowano Ojca Świętego, że jest konserwatywny, że nie zniesie celibatu, nie wprowadzi kapłaństwa kobiet, nie zaakceptuje środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw.

– A to przecież nasze najważniejsze sprawy, które trzeba rozwiązać – powiedziała mi Ann Platz, studentka socjologii z Kolonii. – Ktoś musi mówić ludziom, jak żyć, i to właśnie zrobił Benedykt XVI w swoich kazaniach w Kolonii. Przypomniał, że obowiązują zasady, a miłość jest miarą życia – mówi Schlambacher.

Rodacy obserwowali swojego Papieża z dużą uwagą. Komentowali, że uczy się spontaniczności od kard. Kolonii Meisnera, kiedy uciszając zebranych podczas przemówienia przed kolońską katedrą, powtórzył za nim wyliczankę „raz, dwa, trzy”. Że wielokrotnie łamał sztywny program i podchodził do wiernych w kościele św. Panthaleona, przemawiał do młodych przed Mszą na Marienfeld. W gazetach kółeczkiem otaczano dłoń Ojca Świętego, trzymającego dłoń jednej z uczestniczek spotkania w drodze do katedry. Lękano się, że nie pociągnie tłumów.

– Ale on uwiódł Kolonię i Niemcy, zauroczył młodych – musieli stwierdzić. Nawet działacze ekumeniczni, zarzucający Benedyktowi, że nie akceptuje interkomunii z protestantami, a jeszcze jako kardynał dawał Eucharystię bratu Rogerowi i Tony’emu Blairowi, musieli przyznać, ze Papież uczynił duży krok naprzód w dialogu z judaizmem, odwiedzając synagogę, spotykając się z głównym rabinem Kolonii, a potem na spotkaniu ekumenicznym z protestantami, prawosławnymi i muzułmanami.
– Młodzież pokazała, że jest jej potrzebny papież Benedetto – powiedziała mieszkanka Kolonii. – Trzeba się nad tym poważnie zastanowić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.