Oto rachunek

Tomasz Gołąb

|

GN 28/2005

publikacja 05.07.2005 19:11

Ile kosztuje praca w domu? Nic. Naprawdę? To spróbuj wrzucić do pralki pranie, zmyć naczynia, sprzątnąć podłogę, zrobić zakupy, ugotować obiad, uprasować dzieciom ubranie i uśmiechnąć się – bo tak szybko i przyjemnie poszło…

Oto rachunek Tomasz Gołąb

Przyzwyczailiśmy się myśleć o pieniądzach w kategoriach cyferek, które w różnej ilości pojawiają się raz w miesiącu na bankowym koncie. To jedyny, namacalny dowód, że się pracuje. Bo przecież żona nie mówi mężowi, który wybiera się do pracy: idź, ja pracuję w domu. Ścieranie kurzu i krojenie marchwi do zupy wydaje się czynnością na tyle prozaiczną, że nie przyszłoby jej do głowy powiedzieć: to jest rachunek.

Zawód: gospodyni domowa
Według wielu mężczyzn GUS dokonał cudu. Policzył, ile kosztuje „nic”, skrupulatnie dodając wartość codziennych czynności, jakie rutynowo każda Polka i wielu mężów wykonują niemal bezwiednie, ale w pocie czoła, w swoich domach. To tak, jakby liczyć, ile kosztuje chodzenie po chodniku albo oddychanie atmosferą lasu po letniej burzy. Czyżby?

W Polsce połowa kobiet w tak zwanym wieku produkcyjnym zajmuje się tylko domem. Ta połowa to ok. 6 milionów osób. Rachunkom ekonomicznym umykało też do tej pory kolejnych 6 milionów kobiet, które pracują zawodowo poza domem i w „wolnych chwilach” prowadzą dom. O kobiecie, której mąż pomaga w domu, mówi się, że ma szczęście, a związek między nimi określa się jako partnerstwo.

Problem ze śmiertelną powagą traktuje Organizacja Narodów Zjednoczonych, której Komitet do spraw Eliminacji Wszelkich Form Dyskryminacji Kobiet we wrześniu 1991 r. zwrócił uwagę rządów na potrzebę dokonywania przez państwa wyceny nieodpłatnej pracy domowej kobiet i jej uwzględniania przy szacowaniu dochodu narodowego - Produktu Krajowego Brutto.

Od 1997 roku Europejski Urząd Statystyczny EUROSTAT prowadzi program zmierzający do upowszechnienia budżetów satelitarnych wobec PKB, pozwalających poszczególnym krajom oszacować wartość nieopłacanej pracy domowej. Według Beaty Mikuty z SGGW, autorki pracy doktorskiej pt. „Studia nad wartością pracy domowej w mieście i na wsi”, wartość pracy domowej wynosi tyle, ile średnia płaca krajowa, czyli około 2000 zł brutto. W pracy znalazła się sugestia, że praca domowa może być uznawana za zawód. „Wytwarzane w gospodarstwie domowym dobra i usługi powiększają wartość dochodu narodowego brutto o około 23 proc. (w USA i Kanadzie – 40 proc.)” – uważa dr Beata Mikuta.

Bez świadczeń socjalnych
Według metodologii, którą przyjął GUS, praca kobiet zajmujących się tylko domem warta jest ok. 1,3 tys. zł. Praca mężczyzn w tej samej sytuacji warta jest ok. 790 zł.

Dlaczego zatem na hasło „praca domowa” uśmiecha się wielu naukowców? Czemu ekonomiści, słysząc o propozycji zaliczenia pracy domowej do dochodu narodowego, dostają gęsiej skórki? Pytanie tym bardziej zasadne, że ekonomiczną Nagrodę Nobla w 1992 r. otrzymał Gary Becker, znany także jako twórca ekonomicznej teorii rodziny, który dowiódł, że rodzina i praca w niej wykonywana przynoszą aż 30 procent dochodu narodowego. Becker pisze też, że właśnie w rodzinie kształtują się tak pożądane w gospodarce rynkowej cechy, jak rzetelność, uczciwość, solidarność, zdolność do współpracy i poświęcenia, pracowitość czy zamiłowanie do porządku.

Kobieta (lub mężczyzna, co zdarza się coraz częściej w społeczności miejskiej) musi wykonywać w domu zawód kucharza, sprzątaczki, zaopatrzeniowca, hydraulika, praczki, krawcowej, opiekunki do dziecka i pielęgniarki, by wymienić tylko kilka najważniejszych. Ale wykonując nieopłacaną pracę domową na rzecz swojej rodziny, nie może uzyskać najmniejszego nawet kredytu, ponieważ dla banku jest osobą bez zdolności kredytowej.

Nie jest też objęta ubezpieczeniem od następstw nieszczęśliwych wypadków, nie ma stażu pracy uprawniającego ją do emerytury i nie ma opłaconej składki emerytalnej. Nie jest również objęta samodzielnym ubezpieczeniem zdrowotnym (jest ubezpieczona tylko jako pozostająca we wspólnym gospodarstwie z mężem), nie ma urlopu, nie otrzymuje zasiłku w razie choroby.

Feministki nie doceniają
Wydawałoby się, że problem gratyfikacji za pracę w domu powinien być bliski ruchowi feministycznemu.
– Nic bardziej błędnego. Kiedy w 2001 r. moja fundacja „Zadbać o świat” rozpoczęła kampanię „Zrobione – zapłacone”, przedstawicielki tych ruchów mocno ją skrytykowały. Problem w tym, że one chciałyby za wszelką cenę wyrwać kobiety z domu, z „kieratu macierzyństwa” i „patriarchalnego zniewolenia”, my natomiast chcemy tylko, by praca kobiet w domu była przynajmniej społecznie dostrzeżona i doceniona – mówi psycholog Anna Mieszczanek.

A jednak: w Szwecji kobiety, które część swojego życia spędziły w czterech ścianach, organizując życie rodzinne, nabywają prawo, podobnie jak bezrobotni, do zwykłej emerytury. W przypadku gdyby mąż chciał porzucić żonę na Wyspach Brytyjskich, musi płacić jej alimenty, tak by zapewnić jej poziom życia podobny do tego, gdy zajmowała się domem i dziećmi. Podobnie w Kanadzie: wartość pracy domowej oblicza się tam precyzyjnie od 30 lat. Rocznie matka małego dziecka wypracowuje ponad 26 tys. dolarów, poświęcając temu zajęciu blisko 1500 godzin rocznie. Ostatni raport GUS „Budżet czasu ludności” może się więc okazać przełomowy. Mężczyzno: odłóż teraz „Gościa” – pozmywaj, wynieś śmieci i umyj okna w dużym pokoju. Zacznij wreszcie zarabiać.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.