Lekcja umierania

Marcin Jakimowicz, ks. Artur Stopka

|

GN 15/2005

publikacja 06.04.2005 08:52

Przez kilkadziesiąt lat uczył jak żyć. Nawet w ostatnich godzinach swego ziemskiego życia prowadził katechezę. Uczył, jak umierać. Pięknie, po ludzku. Po chrześcijańsku.

Lekcja umierania PAP/EPA M. Sambuchetti

Tak nie umierał jeszcze żaden papież. Dziennikarze szybko przestali mówić, że Jan Paweł II „umierał na oczach świata”. Umieranie Papieża Polaka nie było widowiskiem, chociaż odbywało się w obecności kamer, mikrofonów i tysięcy dziennikarzy. Po to, aby świat był przy nim, jak rodzina przy łożu umierającego. To była jego ostatnia katecheza.

Wielokrotnie w ostatnich latach mówił o swojej śmierci. Gdy o niej wspominał, słuchacze głośno lub tylko w swych sercach wołali „Nie!”. Potrzebowali nauki, jak mówić śmierci „Tak”.

W całym pontyfikacie Jana Pawła II nic nie jest przypadkiem. Wszystko jest znakiem. Wszystko ma znaczenie. Nie bez powodu umierał w oktawie Wielkanocy. Nie bez powodu zaczęło się w czwartek, a skończyło się po odprawieniu Mszy z Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Ważne było każde słowo, wszystkie informacje, które z papieskiego apartamentu trafiały do mediów. Także takie, których nigdy oficjalnie nie potwierdzono.

Jan Paweł II umiał wykorzystać środki przekazu do głoszenia Ewangelii. „Nawet teraz mówimy to, co on chce” – stwierdził Jacek Pałasiński, dziennikarz TVN24.

W domu umierającego
Papież, który wcześniej zadziwił świat tym, że – jeśli zachodziła taka potrzeba – szedł do szpitala jak zwykły pacjent, tym razem stanowczo odmówił. Chciał umrzeć w domu. To znak dla świata, który spycha umieranie za szpitalne parawany.

Znany z powściągliwości w informowaniu i okazywaniu uczuć rzecznik Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls w tych dniach mówił dużo i nie ukrywał wzruszenia. Jan Paweł II nie umierał w tajemnicy.
I odchodził świadomie. Mówili o tym ci, którzy w tych dniach odwiedzali Ojca Świętego, m.in. kard. Joseph Ra-tzinger. „Papież wie, że umiera” – powiedział.

Na fakt, że Jan Paweł II był do końca przytomny, kładł nacisk w swych wypowiedziach J. Navarro-Valls. Stolica Apostolska błyskawicznie i bardzo stanowczo zdementowała nagłośnioną przez media plotkę, że Papież zapadł w śpiączkę.

Ostatnie dni Ojca Świętego były bezpośrednim przygotowaniem na spotkanie z Panem. Koncelebrował Msze święte lub w nich uczestniczył, odprawiał Drogę Krzyżową, Liturgię Godzin, słuchał fragmentów Pisma Świętego. Tak umiera człowiek wierzący. Tak kończy ziemską pielgrzymkę uczeń Jezusa Chrystusa.

Ostatnie słowa i znaki
Umierający Papież, który od kilku tygodni miał ogromne kłopoty z publicznym wypowiadaniem się, do ostatniej chwili mówił. Mówił rzeczy ważne. Chociaż niepotwierdzona oficjalnie, treść karteczki, którą miał z pomocą abpa Dziwisza napisać w piątek, jest ważna. „Jestem radosny, wy też bądźcie. Módlmy się razem z radością. Dziewicy Maryi powierzam wszystko radośnie”. To jest sposób myślenia Jana Pawła II. I sposób mówienia.

„Ujęło mnie piękno jego pełnego uśmiechu spojrzenia. Wyraźnie chciał, abym wiedział, że mnie poznaje” – opowiadał kard. Mario Francesco Pompedda, który w piątek odwiedził Papieża.
W sobotę J. Navarro-Valls przekazał papieskie słowa, jego zdaniem adresowane do młodzieży. Na wiadomość, że wśród rzesz gromadzących się na Placu św. Piotra jest mnóstwo młodych, Ojciec Święty powiedział: „Szukałem was. Teraz przyszliście do mnie i za to wam dziękuję”. To do nich adresował przede wszystkim swoją ostatnią naukę.

Mimo że był sobotni wieczór (pierwsza sobota miesiąca, poświęcona Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny), z punktu widzenia kalendarza liturgicznego Jan Paweł II umarł w 2. Niedzielę Wielkanocną, Miłosierdzia Bożego. Mszę z tej niedzieli odprawił o godz. 20.00 abp Stanisław Dziwisz przy łożu odchodzącego Papieża. Jan Paweł II był wielkim czcicielem Miłosierdzia Bożego i głosił je światu. Ustanowił jego święto.

Pan przechodzi ulicami Warszawy
Papieska ostatnia katecheza nie trafiła w próżnię. Reakcja świata, mediów, milionów ludzi przypomina cud. Widać go było także całkiem blisko. „Ta noc była prawdziwą Paschą. To było wielkie przejście Pana ulicami Warszawy” – opowiada Małgorzata Kotarba, wydawca magazynu muzycznego RUaH. Przyjechała z Krakowa na Targi Wydawców Katolickich. W chwili śmierci Papieża znalazła się pod kolumną Zygmunta. „Zdziwiona zauważyłam, że na ulicy tworzą się spontanicznie kręgi ludzi, którzy zaczynają się modlić. Pod kolumną jacyś młodzi stali w kółku i głośno czytali Pismo Święte. Nadjechał chłopak na deskorolce. Świetnie ubrany, widać, że »trendy«. Wziął deskorolkę pod pachę, stanął w kręgu i… dołączył do modlitwy.

Weszłam nocą do kościoła. Tuż obok mnie modlili się młodzi. Obcięci na krótko, w szerokich spodniach, bluzach z kapturami. Typowi hip-hopowcy, ludzie z bloków. Odmawiali różaniec. Głośno! A przecież nie byli do tego przyzwyczajeni! Klęczeli i płakali. Nigdy jeszcze nie widziałam podobnego obrazka.
Kiedy wróciłam do Krakowa, dzieci z wypiekami na twarzach opowiedziały mi o pojednaniu nienawidzących się kibiców Wisły i Cracovii. Szli Franciszkańską naprzeciw siebie. Dwie spore grupy kiboli w szalikach i koszulkach klubowych. Podeszli do siebie, podali sobie ręce, przewiązali szaliki i powiesili je wspólnie pod oknem papieskim. W piątek w Poznaniu kibice zażądali przerwania meczu. Nie mam wątpliwości. Ta śmierć przynosi ogromne owoce”.

„Kilkulatkowie”w kolejkachdo spowiedzi
„Tak gigantycznych kolejek do konfesjonałów nie widziałem już dawno – opowiada ojciec Paweł Kozacki, szef miesięcznika „W drodze” i przeor dominikańskiego klasztoru w Poznaniu. – Z piątku na sobotę, gdy dotarły do nas wieści z Watykanu, zrobiliśmy całonocną adorację. Dlaczego? Bo tego domagali się sami ludzie! Chcieli być w kościele, czuwać przed Najświętszym Sakramentem. I ku naszemu zaskoczeniu zapełnili całą świątynię. A dzień później na czuwanie przyszło tak wiele ludzi, że nie zmieścili się nawet na naszych potężnych krużgankach. Do tego stopnia, że policja musiała zablokować ulicę, bo ludzie wylewali się na zewnątrz. Coś niesamowitego.

Tuż po śmierci Papieża przed konfesjonałami ustawiły się gigantyczne kolejki. Wiele spowiadałem już w życiu, ale to było zdumiewające. Więcej ludzi niż przed Triduum Paschalnym! Nasi bracia spowiadali od rana do wieczora non stop. A co najciekawsze, do spowiedzi przychodzili ludzie po wielu, wielu latach. Po trzydziestu, piętnastu latach klękali do kratek konfesjonału. Jeszcze przed tygodniem spowiadałem przede wszystkim tych, którzy spowiadali się ostatnio w czasie Bożego Narodzenia, a teraz przychodzili „kilkulatkowie”. To ogromne Boże działanie. Jeśli życie Jana Pawła II wydawało potężne owoce, to o ile bardziej jego śmierć?

Gdy Papież leżał pozbawiony sił i umierał, doświadczyłem mocno jednego – jesteśmy rodziną. Tak to poczułem, dosłownie. Umiera nasz ojciec, patriarcha, a ludzie spontanicznie gromadzą się przy nim, jak dzieci”– podsumowuje ojciec Kozacki.

Nie ma śmierci
„Gdy stanęłam pod oknem kurii krakowskiej, gdzie w czasie pielgrzymek Papież rozmawiał z młodymi, usłyszałam informację o jego odejściu” – opowiada Ania, studentka z Krakowa. – Padłam na kolana, zaczęłam szlochać. Ale chwilkę później rozbrzmiała piękna dominikańska pieśń paschalna: Zmartwychwstał Chrystus król, zakrólował nasz Bóg, śmiercią zwyciężył śmierć Tłum nieśmiało podjął melodię i włączył się w porywający śpiew. To był taki uśmiech przez łzy. Nie spodziewałam się tego. Po raz pierwszy pomyślałam o tym, że zmartwychwstanie to chyba rzeczywiście konkret, a Jezus naprawdę otwiera nasze groby, śmierci nie ma”.

Sławek gra w ostrym zespole rockowym. Dotąd kościół omijał szerokim łukiem. W niedzielny poranek niespodziewanie zadzwonił do przyjaciela. „Czy mógłbym przyjść na spotkanie waszej wspólnoty? Bardzo chciałbym się pomodlić”. W niedzielę po śmierci Jana Pawła II po raz pierwszy od kilku lat zamknięta była większość hipermarketów. „Po prostu ludzie tam nie szli” – stwierdziła z lekkim zdziwieniem Janina Paradowska, dziennikarka „Polityki”. Szli do kościoła. Na Mszachbyło więcej ludzi niż w święta.

Chcę tak umrzeć
„Od dawna modlę się o dobrą śmierć. Teraz wiem, co to jest dobra śmierć” – powiedziała w niedzielę nasza redakcyjna koleżanka. „Chcę tak umrzeć”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.