Oszczędne dzieci

Jacek Dziedzina

|

GN 06/2011

publikacja 14.02.2011 00:24

Zamiast płatnych urlopów wychowawczych, państwo proponuje „tańsze” rozwiązanie: żłobki. Pedagodzy, psycholodzy i pediatrzy biją na alarm: to będzie drogo kosztować nas wszystkich. A zwłaszcza dzieci.

Psychologowie i pediatrzy potwierdzają: nawet najlepiej zorganizowane żłobki nie zastąpią opieki rodziców Psychologowie i pediatrzy potwierdzają: nawet najlepiej zorganizowane żłobki nie zastąpią opieki rodziców
AGENCJA GAZETA/Rafał Michałowski

Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, Polskie Towarzystwo Psychologiczne, krajowy konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, Fundacja „ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom” – te i inne instytucje protestują przeciwko tzw. ustawie żłobkowej. Wymienione środowiska zostały całkowicie pominięte w tworzeniu nowego prawa dotyczącego najmłodszych. Zamiast autorytetów z pediatrii i psychologii, autorzy ustawy zapytali o zdanie związki zawodowe, Business Centre Club i Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Nieprzypadkowo wymieniamy te instytucje na początku. Wybór jednych i pominięcie drugich przełożyło się bezpośrednio na kształt ustawy, zupełnie ignorującej potrzeby rozwojowe dziecka i tylko pozornie zaspokajającej tzw. wymogi ekonomiczne rodziny i państwa. Z naciskiem na „państwa”.

Zepsuty kalkulator
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda zachęcająco. Ustawa – sztandarowy projekt minister pracy Jolanty Fedak – ma być lekarstwem na nieustanny dylemat rodziców: co zrobić z dzieckiem po skończonym urlopie macierzyńskim, kiedy trzeba pracować, żeby utrzymać rodzinę. Nie każdy może pozwolić sobie na zatrudnienie niani, nie wszyscy też mają możliwość zostawić na kilka lub kilkanaście godzin dziecko pod opieką dziadków. Coraz mniej rodzin przecież może sobie pozwolić na to, by tylko jedno z małżonków pracowało, a drugie przeszło na bezpłatny urlop wychowawczy. Niezmieniony od wielu lat zasiłek wynosi zaledwie 400 zł i dotyczy tylko osób żyjących w ubóstwie (próg dochodowy również nie był rewaloryzowany od dawna i wynosi 504 zł na osobę w rodzinie). Jest jednak, ogłasza
z entuzjazmem rząd, świetne wyjście: można oddać dziecko do żłobka. Dotąd zaledwie, jak podkreślają zwolennicy ustawy, 2,6 proc. dzieci w Polsce korzysta z tej formy opieki. Nowe prawo ma ułatwić zakładanie żłobków, przez co odsetek uczęszczających do nich dzieci powinien wzrosnąć. W ten sposób rząd chwali się, że realizuje ogólnounijne cele strategii lizbońskiej, która zakłada, że do 2012 roku w całej Unii Europejskiej jedna trzecia dzieci w wieku do 3 lat powinna być objęta opieką w żłobkach.

Tymczasem specjaliści alarmują, że po pierwsze ustawa, poprzez wprowadzenie mniejszych wymagań wobec takich placówek (co ma pomnożyć ich ilość), obniży standardy panujące w żłobkach. Właściwie intencje twórców ustawy wyraził rzecznik rządu Paweł Graś, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” przyznał bez zająknięcia, że „jednym z założeń pracy nad tą ustawą było znalezienie takich rozwiązań, które byłyby »bezkosztowne«. Użyty przez Grasia nowotwór językowy dobrze oddaje kierunek myślenia o polityce rodzinnej państwa w Polsce: dziecko jest pewnym obciążeniem, z którym trzeba sobie jakoś „bezkosztownie” poradzić. Tyle że problem nie tkwi tylko w obniżeniu jakości (w porównaniu z obecnie działającymi) mających powstawać jak grzyby po deszczu miejsc dla maluchów. Chodzi o to, że „bezkosztowność” leży u podstaw samej idei żłobków: to dla państwa ciągle tańsze rozwiązanie niż wprowadzenie płatnych urlopów wychowawczych, które rozwiązałyby dylemat: niania, babcia albo żłobek. Jest to jednak lokata krótkoterminowa i szkodliwa dla samych zainteresowanych. W tych zawodach potrzebna jest inwestycja.

Bez wyboru
Zaznaczmy od razu: nie chodzi o to, by przyjąć odwrotną optykę i wszystkie matki zmuszać do pozostania w domu. Chodzi o realny wybór, którego teraz nie ma. – Ta ustawa nie wspiera najbardziej naturalnego sposobu wychowania dzieci – w domu, nie daje szans tym rodzicom, którzy chcieliby sami opiekować się dzieckiem, a z powodów materialnych nie mogą – mówi GN Irena Koźmińska, prezes Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. – Badania nad mózgiem pokazują, że opieka instytucjonalna jest dla dzieci niekorzystna. Zaburzenie więzi z matką może pozostawić trwały, negatywny ślad w ich psychice na całe życie. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłaby niania, ale nie każdego będzie na nią stać. Tę opinię potwierdza psycholog Justyna Święcicka. – Więzi budowane są najpierw w rodzinie. Ważne jest zatem, by przynajmniej do pierwszego roku życia dziecka opiekowała się nim jedna osoba. Tak wytworzona więź jest podstawą relacji, jakie dziecko będzie tworzyć w przyszłości z innymi ludźmi – mówi GN. – W ośrodkach, gdzie często zmienia się personel, nie wytworzy się taka więź. Nie chodzi przecież tylko o zapewnienie dziecku bezpieczeństwa i higieny, ale o emocje, które kształtują się w relacji z najbliższymi – dodaje Święcicka.

Opinie fachowców są jednoznaczne. W liście do premiera Tuska (do którego dotarł GN), popartym przez wymienione na początku instytucje, czytamy: „Jako specjaliści z dziedziny pediatrii, psychiatrii i psychologii pragniemy stwierdzić, że oddawanie dzieci od ukończenia 20. tygodnia życia do żłobka, w którym na jednego opiekuna przypadać ma od 5 do 8 dzieci w różnym wieku, i w którym miałyby przebywać one po 10 godzin dziennie lub dłużej (wg potrzeb rodziców), odseparowane od swych najbliższych, nie poprawi jakości kapitału ludzkiego. Przeciwnie (…). Nawet najlepszy żłobek, dobrze wyposażony i zatrudniający wykształcony i zaangażowany personel, nie jest w stanie zastąpić opieki w zindywidualizowanej relacji rodzic–dziecko w bezpiecznym, stałym otoczeniu domowym, a nie instytucjonalnym.

Wyniki badań wskazują, że zaburzenia więzi dziecko–rodzic mogą być prekursorem wystąpienia zaburzeń emocjonalnych i psychicznych w okresie dziecięcym, dorastania i w okresie dojrzałości”. I w dalszej części specjaliści krytykują tzw. motywy ekonomiczne: „Argumenty dotyczące oszczędności, jakie przyniesie wczesna aktywizacja zawodowa kobiet, są niestety pozorne. Co więcej, tak wczesne umieszczanie niemowlęcia w żłobku grozi przedwczesnym kontaktem z chorobami, także zakaźnymi, a więc z potencjalnie większymi nakładami na opiekę medyczną. Częste choroby dzieci oddawanych do żłobka, które są jednym z sygnałów zaburzeń więzi oraz konsekwencją m.in. pozbawienia dziecka pokarmu matki, wzmacniającego jego układ odpornościowy, powodować też będą konieczność brania przez rodziców zwolnień na opiekę nad dzieckiem, co będzie dezorganizować i zmniejszy efektywność ich pracy”.

Żłobek 24h
Sygnatariusze listu przywołują także badania psychologów Spitza, Bowlby’ego i Schore’a oraz współczesne badania z zakresu psychologii rozwojowej i neurobiologii, które wykazały, że układ odpornościowy dziecka przestaje funkcjonować na skutek odseparowania od matki. „Czy jako państwo – pytają w liście – chcemy mieć obywateli z problemami w zakresie zaburzeń przywiązania? Czy stać nas będzie w nieodległej przyszłości na leczenie psychiatryczne tysięcy dzieci, a następnie dorosłych z takimi zaburzeniami?”. Autorzy krytykują także działające już tzw. żłobki całodobowe i agencje opiekuńcze, w których nawet kilkutygodniowe niemowlęta spędzają niemal cały tydzień, od poniedziałku do piątku. W niektórych z nich, za dodatkową opłatą, niemowlęta są dotykane, żeby nie straciły tzw. funkcji
przywierania, skupiania wzroku na ludzkiej twarzy i innych zdrowych odruchów. „Świadomość młodych rodziców i ich priorytety na tym etapie budowania rodziny (praca zawodowa, spłacanie kredytów za mieszkanie, samochód etc.) mogą być jawnie sprzeczne z dobrem dziecka, ale mądre państwo nie powinno tego wykorzystywać, wskazując żłobki jako pozytywne rozwiązanie problemu opieki nad dzieckiem, lecz temu przeciwdziałać”, apelują specjaliści w liście do premiera.

Klocki malucha
Zwolennicy ustawy często podkreślali, że dzieci uczęszczające do żłobków, dzięki kontaktom z rówieśnikami i wspólnym zabawom edukacyjnym, szybciej się rozwijają, są bardziej samodzielne w życiu itd. To całkowicie błędne rozumowanie, ponieważ psychologia wyraźnie wskazuje na to, że w okresie do trzeciego roku życia potrzeby emocjonalne zdecydowanie dominują nad edukacyjnymi. – Dzieci interesują się sobą nawzajem, to prawda. Ale rozwój zabawy z rówieśnikiem występuje dopiero od trzeciego roku życia. I to jest czas na ewentualne przedszkole. Nie można natomiast tego procesu sztucznie przyspieszać – mówi Justyna Święcicka. – Myślę, że entuzjaści ustawy żłobkowej i wczesnej edukacji w żłobku mylą po prostu żłobek z przedszkolem – mówi Irena Koźmińska z Fundacji „ABCXXI”. Odwiedziła w Warszawie kilka żłobków. – Są kolorowe i ładnie wyposażone, personel stara się, jak może. Ale i tak widziałam buzie smutnych, zagubionych maluchów, które nie rozumieją, dlaczego na gwizdek wszystkie mają się bawić w kółko graniaste, nie było w nich żadnej radości z zabawy. A najmłodsze, kilkumiesięczne, płakały – wspomina prezes Fundacji. Nie chodzi rzecz jasna o to, że tak małe dziecko w ogóle nie chce się bawić, także z rówieśnikami. Ale ma to raczej charakter spontaniczny, poza tym lepiej żeby funkcję „instruktora” spełniał rodzic, z którym dziecko tworzy jednocześnie więź emocjonalną, ważniejszą niż „wczesna edukacja”.

Skąd my to znamy?
– Dziecko na tak wczesnym etapie wcale nie potrzebuje wzmożonych interakcji z rówieśnikami, tylko obecności rodziców – przyznaje Karolina Elbanowska, matka pięciorga dzieci i współtwórca (z mężem Tomaszem) stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. – Matka powinna mieć możliwość wyboru, czy sama zaopiekuje się dzieckiem czy też wróci do pracy. Dziś jednak żłobek staje się dyktowaną ekonomicznie koniecznością. Sytuacja młodych rodzin jest w Polsce bardzo trudna. Rodzice są niewolnikami kredytów – dodaje. – Teraz żłobki są dobrze wyposażone i mają specjalistyczną kadrę – zaznacza. Nowa ustawa sprawi jednak, że nie będzie się opłacało ich utrzymywać, bo wprowadza niższe standardy utrzymania. Nie ma na przykład wymogu, żeby żłobek miał werandę czy ogród. Ustawa mówi też, że opiekunki mają zajmować się nawet ośmiorgiem dzieci. To prawo musiały tworzyć osoby, które nie mają pojęcia o wychowaniu dzieci – uważa Elbanowska. – Urlop macierzyński powinien trwać przynajmniej pół roku, nasze prawo jest w tym względzie niezgodne z zaleceniami pediatrów, którzy mówią, że do tego czasu dziecko powinno być karmione wyłącznie piersią. Problem tkwi jednak głównie w braku płatnych urlopów wychowawczych – dodaje. Pod względem polityki rodzinnej jesteśmy zresztą na szarym końcu w Europie. Kraje skandynawskie, a także Francja, lepiej niż w Polska rozumieją, że pierwszy okres życia dziecka jest kluczowy dla jego rozwoju emocjonalnego. Także Czesi, wprowadzając 4-letni okres pomocy finansowej rodzicom wychowującym dzieci (do żłobków trafia tylko 0,5 proc dzieci), pokazali, że zdrowie dziecka jest ważniejsze niż „bezkosztowne” obejście tematu i odgórne unijne postulaty, by 33 proc. maluchów upchnąć w żłobkach. Takie centralne zarządzanie wychowaniem chyba już w naszej części Europy przerabialiśmy. Jak widać, autorzy ustawy niewiele w swoich żłobkach się nauczyli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.