To musiało wybuchnąć

rozmowa ze Stanisławem Gulińskim

|

07.02.2011 21:41 GN 05/2011

publikacja 07.02.2011 21:41

To koniec Bliskiego Wschodu, jaki znamy – mówi o rozruchach w Tunezji i Egipcie arabista Stanisław Guliński w rozmowie z Jarosławem Dudałą

To musiało wybuchnąć Kair, 30 stycznia 2011 r. Protest przeciwko rządom prezydenta Mubaraka fot. EPA/FELIPE TRUEBA

Jarosław Dudała: Czy wyjazdy polskich turystów do północnej Afryki są bezpieczne?
Stanisław Guliński: – W Tunezji, gdzie wypoczywało do 200 tys. polskich turystów rocznie, sytuacja się uspokaja. W Egipcie, gdzie mieliśmy nawet ponad 600 tys. polskich turystów rocznie, sytuacja jest nieprzewidywalna.

Egipt i Tunezja na tle regionu wydawały się oazami spokoju. Co się stało, że doszło do rozruchów?
– Ja się temu nie dziwię. Pisałem o tym w „Gościu Niedzielnym” już w 2008 r. W Egipcie przez wiele lat narastał potencjał rewolucyjny. Ponad 40 proc. obywateli żyje tam poniżej granicy nędzy, czyli za 1–2 dolary dziennie. Układ polityczny jest zabetonowany: prezydent Mubarak, jeśli dotrwa, to w październiku będzie obchodził 30-lecie rządów. Terminy konstytucyjne były sztucznie wydłużane, by mu to umożliwić. Na skutek ewidentnych nieprawidłowości dochodziło do kolejnych zwycięstw partii rządzącej w wyborach. Przed każdymi wyborami aresztowano tysiące zwolenników opozycji. W efekcie Egipcjanie przestali chcieć chodzić na wybory. Mieliśmy też do czynienia z hipokryzją władzy, która z jednej strony przedstawiała się światu zachodniemu jako gwarant pokoju na Bliskim Wschodzie i niedopuszczenia islamistów do władzy. A jednocześnie na użytek wewnętrzny dopuszczała ostry antyamerykański kurs części mediów. Ta hipokryzja dla coraz większej liczby ludzi była widoczna. Zaczęli się organizować przez internet. Facebook i Twitter coraz bardziej wpływają na zachowania społeczeństw. Ale przywódcy arabscy to ludzie z poprzedniej epoki, którzy tego nie rozumieją.

Mówi się, że rozruchy w Tunezji to pierwsze powstanie facebookowe.
– Podobno liczba ludzi zarejestrowanych na Facebooku w Tunezji była większa niż w Niemczech. Była to jednak bardziej rewolucja WikiLeaks. Portal ten podał, kto i w jakich przedsięwzięciach korupcyjnych ma udział, w tym rodzina prezydenta Tunezji. Informacje te znalazły się w wiarygodnym źródle – depeszach amerykańskiej ambasady. Drugim zapalnikiem była sytuacja ekonomiczna. Nie przypadkiem do buntu doszło zimą. Latem młodzi, wykształceni Tunezyjczycy dorabiają w turystyce. Zimą próbują przeżyć za to, co zarobili. A ostatnio coraz mniej im się to udawało. Był też mało znany wątek obyczajowy. Pierwszą ofiarą rozruchów okazał się sprzedawca uliczny, który popełnił samobójstwo po tym, jak został spoliczkowany przez tunezyjską policjantkę. W warunkach arabskich uderzenie w twarz przez kobietę praktycznie popchnęło go do samobójstwa.
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.