Smoleńsk: wiedza z wieży

Przemysław Kucharczak

|

GN 04/2011

publikacja 30.01.2011 18:01

Znamy już dowody na to, że ogłoszony w Moskwie 12 stycznia raport MAK jest manipulacją. MAK ukrył, że do katastrofy w Smoleńsku przyczynili się także Rosjanie.

Wieża kontroli lotów na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Wieża kontroli lotów na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku.
PAP/Agencja TVN

Coraz wyraźniej dziś widać, że do katastrofy smoleńskiej doprowadził cały zespół przyczyn. Przy lotniczych katastrofach zdarza się to bardzo często: kilka błędów i zaniedbań nakłada się na siebie i w sumie doprowadza do tragedii. Polski samolot nie wykonywał w Smoleńsku manewru lądowania, tylko podejście do wysokości 100 metrów, czyli do wysokości decyzji. Jest jasne, że Polacy popełnili przy tym wielkie błędy. Polski samolot nie powinien wykonywać podejścia przy tak małej widoczności i przy wyłączonym wysokościomierzu barometrycznym (piloci korzystali tylko z wysokościomierza radiowego, który zmylił ich, bo podawał odległość do dna doliny przed lotniskiem). W Smoleńsku niemożliwe jest też odejście w automacie, bo tamtejsze lotnisko nie ma systemu ILS, ale z rozmów polskich pilotów przed katastrofą wynikało, że o tym nie wiedzieli.

Mimo błędów po polskiej stronie, teraz okazało się, że gdyby Rosjanie pracowali fachowo, polscy politycy, załoga i członkowie rodzin katyńskich dzisiaj by żyli. Mówi o tym dzisiaj już nie tylko opozycja, przyznaje to nawet część koalicji. Jarosław Gowin z PO w TVN24 streścił odpowiedzialność strony rosyjskiej dramatycznym zdaniem: „Wygląda na to, że wieża kontroli lotów nie poinformowała polskich pilotów o pogodzie, posługiwała się fałszywymi danymi i w ostatecznym rozrachunku naprowadziła ten samolot na śmierć”. Wiedza na temat tej katastrofy jest dziś w Polsce większa dzięki konferencji ministra Jerzego Millera, który ujawnił rozmowy zarejestrowane przez mikrofon, umieszczony w pomieszczeniu rosyjskich kontrolerów lotu. Po konferencji ministra Millera, jeszcze tego samego wieczora, Rosjanie odpowiedzieli, publikując jeszcze więcej stenogramów: oprócz zapisów z „otwartego” mikrofonu na wieży, także nagrania rozmów radiowych i telefonicznych. W natłoku informacji i komentarzy na temat katastrofy i ujawnionych informacji można się zgubić. Proponujemy więc krótki przewodnik na temat tego, o co właściwie nasza wiedza została wzbogacona.

Ił-76 – o włos od katastrofy
Ił-76, potężny transportowy samolot, posiadał na pokładzie samochody, którymi polska delegacja miała dojechać do Katynia. Kiedy o godz. 7.25 podchodził do lądowania, o mało się nie roztrzaskał. Zabrakło mu zaledwie 3 lub 4 metrów do zawadzenia skrzydłem o ziemię. O tym, jak wstrząsająco to wyglądało, świadczy krzyk kontrolerów lotu, który został odtworzony na konferencji ministra Millera. Kontroler lotu i zastępca dowódcy bazy wrzeszczeli: Odchodź na drugi krąg! Jop twoja mać, ale jaja, k...!. Ił-76 został odesłany na lotnisko zapasowe do Tweru. Mimo to Rosjanie nie zamknęli lotniska w Smoleńsku dla samolotu polskiego prezydenta. Kontrolerzy zawiadomili przełożonych, że smoleńskie lotnisko zostało przykryte przez mgłę, ale Moskwa nie przekazała tej informacji Polakom. Gdyby Warszawa została powiadomiona, że lądowanie jest niemożliwe, byłby jeszcze czas na organizowanie transportu dla prezydenta z lotniska zapasowego.

„Ten meteo jest jakiś niepoczytalny?”
Tego dnia rano kontrolerzy lotów podawali załogom samolotów dziwne dane o pogodzie. Gdy o 6.55 do lotniska zbliżał się polski Jak z dziennikarzami, według kontrolerów widoczność sięgała 4 km. O godz. 7. 07 kontrolerzy twierdzili, że widoczność wynosi 1,5 tys. metrów, a minutę później 1 tys. metrów. Polscy eksperci twierdzą, że to niemożliwe, by pogoda aż tak szybko się zmieniała. O godz. 8.22 Rosjanie przekazali polskim pilotom, że widzialność na lotnisku wynosi 400 metrów. Dwie minuty później kontroler dodał: Warunków do lądowania nie ma. Na to zdanie powołuje się MAK, twierdząc, że w ten sposób kontrolerzy poinformowali Polaków o niebezpieczeństwie. Niestety, przed lądowaniem nikt już nie przekazał polskiej załodze, że widoczność jeszcze bardziej się pogorszyła i wynosi około 200 metrów. Dla porównania, pas startowy ma 2,5 km. W tych warunkach bezpieczne lądowanie stało się więc absolutnie niemożliwe. Siedem minut przed katastrofą, czyli o 8.33, stacja meteorologiczna rosyjskiego lotniska podawała, że widoczność wynosi... 800 metrów. Ta informacja wzbudziła takie zdumienie kierownika lotów Pawła Plusnina i zastępcy kierownika bazy płk. Nikołaja Krasnokutskiego, że zaczęli komentować pracę swoich kolegów:
8:33:12 Krasnokutski: Słuchaj, ten meteo, jest jakiś niepoczytalny, czy co?
8:33:14 Plusnin: Podaje teraz 800 metrów.
8:33:21 Krasnokutski: Jakie tam 800...
8:33:28 Krasnokutski:... o, teraz 800 metrów, a tu w ogóle, spójrz... Choćby tam, metrów 200–300 na pewno jest, a tam metrów 200 maksimum.

Do rozmowy o katastrofalnych warunkach pogodowych na lotnisku Siewiernyj kierownik lotów i zastępca dowódcy bazy wrócili po 4 minutach.

Mgła nad lotniskiem, która od jakiegoś czasu była tak gęsta, że lądowanie było tu absolutnie niemożliwe, zdawała się jeszcze bardziej gęstnieć:
8:37:00 Krasnokutski:... Tak, siadła w ogóle [mgła – przyp. red.], 200 metrów widoczność, nawet mniej, z tym kursem.
8:37:19 Krasnokutski: 150 całkowicie osiadła, i pogarsza się coraz bardziej.8:37:23 Odzywa się samolot prezydencki: Wykonujemy czwarty, polski 101.
8:37:26 Kierownik Strefy Lądowania: 101, wykonujcie czwarty.
8:37:32 Krasnokutski: Jeszcze gorzej się zrobiło, spójrz, Pasza.
8:37:35 Krasnokutski: Nie podejdzie. 8:37:42 Krasnokutski: Najważniejsze, daj mu na drugi krąg, na drugi krąg i koniec, a dalej, sam podjął decyzję, niech sam decyduje.

„Towarzyszu generale, wszystko włączone”
MAK ogłosił, że polscy piloci zdecydowali się na podejście w złych warunkach, bo prezydent Kaczyński wywierał na nich presję. MAK powołał się w tej sprawie nawet na opinie psychologów. Dziś już wiadomo, że było na odwrót. Nie ma dowodów, że Lech Kaczyński wywierał presję. Natomiast z nagrań na wieży wynika, że to kontrolerzy pracowali w wielkim stresie, wywołanym przez silną presję przełożonych. Nie zamknęli lotniska, choć widzieli, że w tych warunkach wylądowanie jest niemożliwe.

Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu. Wszystko włączone, i reflektory w trybie dziennym, wszystko gotowe – meldował telefonicznie płk Krasnokutski o godz. 8:33 swojemu przełożonemu. Co chwilę konsultował się telefonicznie z Moskwą, a później wydawał polecenia kontrolerom. O godz. 8.26 nakazał kierownikowi lotów: Paweł, doprowadzasz do 100 metrów. 100 metrów. Bez dyskusji. W pewnym momencie zaczął nawet osobiście rozmawiać przez radio z załogą polskiego Tu-154. Według przepisów, nie miał prawa ani prowadzić rozmowy z załogą samolotu, ani w ogóle ingerować w pracę kontrolerów.

Nie ta ścieżka, nie ten kurs
Samolot prezydencki zszedł z kursu o 80 metrów w bok. Najpierw był 130 metrów nad ścieżką, później ją przeciął i znalazł się pod nią. Mimo to kontroler powtarzał polskiej załodze: „Na kursie, ścieżce”. Według polskich ekspertów, powinien powiedzieć: „jesteś za wysoko” i „odchodzisz od kursu”, a nie utwierdzać załogę, że wszystko jest w porządku. Błąd popełniła jednak też załoga Tu-154, nie informując kontrolera o swojej wysokości. Polscy eksperci wykazali też, że rosyjski kontroler powinien wydać komendę „horyzont”, czyli nakazać samolotowi przejście do lotu poziomego aż o 11 sekund wcześniej.

„Wkurzy się” nie było
Dowodem, że załoga tupolewa była pod presją prezydenta Kaczyńskiego, miały być wypowiedziane w kokpicie samolotu o 8.38 słowa nawigatora: Wkurzy się (niezr.) Jedna mila od pasa. O tym zdaniu bardzo wiele mówili rosyjscy eksperci przy ogłaszaniu raportu MAK. Przy okazji publikacji stenogramów z wieży okazało się jednak, że według ekspertów z komisji ministra Millera, słów wkurzy się w ogóle w polskim samolocie nie było. Zamiast: Wkurzy się (niezr.) Jedna mila od pasa, w kokpicie padły słowa: Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.