Instytut na zakręcie

Andrzej Grajewski

|

GN 03/2011

publikacja 24.01.2011 13:12

W najbliższym czasie zapadną decyzje, które zadecydują o przyszłości IPN. Wybrana zostanie Rada Instytutu oraz zacznie się wybór prezesa.

Czy Marek Lasota (z lewej) zastąpi prezesa Janusza Kurtykę? Czy Marek Lasota (z lewej) zastąpi prezesa Janusza Kurtykę?
Na zdjęciu razem w Kurii Metropolitalnej w Krakowie w listopadzie 2008 r.
PAP/Jacek Bednarczyk

Nowelizacja ustawy o IPN, którą wielokrotnie krytykowałem na łamach GN, wprowadziła bizantyjską wręcz w formie procedurę wyłaniania kandydatów do Rady – nowego kolegialnego organu kontrolnego, który ma zastąpić Kolegium. Członków Rady wybierze Sejm spośród osób wskazanych przez Zgromadzenie Elektorów, wybranych z kolei przez wyższe uczelnie.

Bizantyjska procedura
W żadnej innej instytucji w naszym kraju nie ma tylu szczebli pośrednich, choć ostateczną decyzję o składzie Rady podejmować będzie i tak parlament. Jak przewidywałem, uczelnie do pomysłu wyłaniania przedstawicieli naukowych odniosły się jak pies do jeża. W pierwszym ustawowym terminie spora grupa uczelni swych elektorów nie wyłoniła. Trzeba było nowelizować ustawę z nowymi terminami, a także organizować nacisk zewnętrzny, aby to gremium, choć nie w całości, udało się jednak skompletować. Elektora nie wybrał Uniwersytet Opolski, natomiast uczelnia z Rzeszowa zrobiła to po ustawowym terminie, ale wybór został usankcjonowany. Ostatecznie 17 grudnia ubiegłego roku odbyło się pierwsze posiedzenie Zgromadzenia Elektorów, składającego się z 23 profesorów oraz doktorów habilitowanych, które wybrało prof. Jan Kofmana na przewodniczącego tego gremium. Prof. Kofman jest wybitnym politologiem z Instytutu Studiów Politycznych PAN. W przeszłości był związany ze środowiskiem KOR-owskim, m.in. redagował podziemny kwartalnik „Krytyka”, jedno z najważniejszych czasopism politycznych lat 80. ub. wieku.

Elektorzy przystąpili do wyłaniania kandydatów do Rady, którzy zostaną zaprezentowani parlamentowi. Sejm będzie wybierał 5 członków Rady spośród przedstawionych mu 10 kandydatur, Senat 2 spośród 4 kandydatur. W 9-osobowej Radzie IPN, poza przedstawicielami parlamentu, będą także 2 osoby wskazane przez prezydenta RP. Bronisław Komorowski już wybrał do Rady dwóch prawników spośród 4 wskazanych mu przez Krajową Radę Sędziów i Adwokatów. Są to dr Antoni Kura, prokurator z centrali pionu ścigania IPN, dobrze znający specyfikę śledztw historycznych, oraz prof. Andrzej Wasilewski, sędzia w stanie spoczynku Sądu Najwyższego. 18 stycznia upłynął termin zgłoszeń kandydatów do Rady. Propozycji jest wiele. Do chwili zamknięcia numeru ich liczba dochodziła do 30. Wiadomo, że liczną grupę w tym gremium będą stanowić członkowie obecnego i poprzedniego Kolegium: m.in. prof. Andrzej Friszke, Andrzej Paczkowski, Andrzej Chojnowski, Wojciech Polak, Mieczysław Ryba. Jest także grupa nowych kandydatów, przede wszystkim historyków, m.in. dr Sławomir Cenckiewicz, współautor, z Piotrem Gontarczykiem, głośnej publikacji na temat Lecha Wałęsy oraz najnowszej monografii Anny Walentynowicz, bądź dr Rafał Wnuk, pracownik pionu edukacyjnego IPN. Swoją aplikację złożył także prof. Antoni Dudek, autor wielu ważnych monografii z historii najnowszej, a także doradca obu po-przednich prezesów, o którym mówiło się, że może się ubiegać o urząd prezesa. W rozmowie z GN wyjaśnił, że podejmując decyzję o kandydowaniu do Rady, przesądził sprawę, że nie będzie zabiegał o stanowisko prezesa.

Prezes Lasota?
Najważniejszym zadaniem Rady będzie wybór kandydata na prezesa IPN, który musi zatwierdzić Sejm. Wśród kandydatów wymieniany jest Aleksander Hall, jeden z liderów opozycji przed Sierpniem ‘80, później minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który niedawno został odznaczony Orderem Orła Białego i obronił rozprawę habilitacyjną. Zapytany wprost, powiedział, że nie zamierza ubiegać się o ten urząd. Pojawia się także nazwisko prof. Darii Nałęcz, profesora historii i byłej szefowej Naczelnej Dyrekcji Archiwów Polskich w okresie rządów kolacji SLD/PSL. Pani profesor niewątpliwie posiada wiedzę i doświadczenie z dziedziny archiwistyki, jednak w przeszłości nie należała do zwolenników Instytutu. Jej wybór, jak sądzę, oznaczałby rychłą kolejną nowelizację ustawy o IPN, która likwidowałaby piony śledczy oraz lustracyjny. Pani profesor bowiem znana była ze wstrzemięźliwości, mówiąc najoględniej, wobec obu tych form rozliczenia z komunistyczną przeszłością. W gronie kandydatów wymieniany jest dyrektor oddziału krakowskiego IPN – dr Marek Lasota, autor fundamentalnego opracowania na temat rozpracowania kard. Karola Wojtyły przez SB, a także bliski współpracownik prezesa Janusza Kurtyki. Otrzymałem od niego potwierdzenie, że zgłosi się do konkursu na prezesa IPN. Jak się wydaje, może mieć spore szanse. Ma dobre relacje z Platformą, której członkiem jest od wielu lat. Jednocześnie w najtrudniejszych chwilach trwał u boku prezesa Kurtyki i nigdy nie wyrzekł się jego dziedzictwa. W Instytucie pracuje od początku, dobrze zna wszystkie jego dobre i złe strony. W Sejmie mógłby liczyć nie tylko na głosy rządzącej koalicji, ale także na wsparcie części polityków PiS i PJN.

Niepewność jutra
Nie ulega wątpliwości, że w wielu komórkach IPN zmiany oczekiwane są z obawą. Przeważa pogląd, że pod rządami nowej ustawy może być tylko gorzej. Wersja najbardziej pesymistyczna sprowadza się do tego, że z dawnej firmy pozostanie jedynie szyld. – Bez względu na to, kto stanie na czele IPN, i tak nie będzie w stanie skutecznie rządzić Instytutem – przekonuje jeden z byłych członków kierowniczej ekipy Instytutu, pragnący zachować anonimowość. To zagrożenie jest realne. Nowelizacja ustawy o IPN, przeprowadzona przez Platformę, bardzo osłabiła pozycję przyszłego prezesa. Będzie go można wprawdzie znacznie łatwiej wybrać, gdyż zwykłą większością głosów, ale także łatwiej odwołać. Uprawnienie Rady, że każdego roku odrzucając sprawozdanie prezesa, może wystąpić do Sejmu o jego odwołanie, praktycznie znosi ustawowy zapis o kadencyjności prezesa. Także prof. Dudek, choć w przeszłości uważał, że pozycja prezesa Instytutu była zbyt silna, jest przekonany, że przyjęte obecnie rozwiązania czynią go zakładnikiem decyzji Rady. Kolejnym problemem mogą być kwestie finansowe. Nie dość, że na skutek kryzysu, budżet Instytutu jest obcinany, to nowa ustawa wprowadza furtkę w postaci możliwości wydzielania grantów instytucjom spoza IPN. Ten mechanizm może być wykorzystany do skutecznego obniżania poziomu własnej aktywności naukowej. Uczestnicząc w kilku dyskusjach na temat IPN, z udziałem przedstawicieli różnych środowisk akademickich, spotkałem się z otwartymi roszczeniami w sprawie jego finansowania. Podobne głosy zostały wprost wypowiedziane w grudniu 2010 r., w czasie konferencji w Łodzi, mającej podsumować dorobek naukowy IPN. Pieniędzy w polskiej nauce nie jest zbyt wiele, nauki humanistyczne nigdy nie były specjalnie rozpieszczane, więc parcie na rozdawnictwo pieniędzy formalnie przyznanych Instytutowi może być silne.

Znikające książki
Jednym z największych osiągnięć pierwszej dekady istnienia IPN był wielki, liczący kilkaset pozycji dorobek edytorski. Pisanie najnowszej historii Polski bez wielu z tych książek jest praktycznie niemożliwe. Dzięki temu, że w okresie prezesury prof. Leona Kieresa powołano Gospodarstwo Pomocnicze, Instytut mógł prowadzić działalność gospodarczą i skutecznie zaopatrywać w książki hurtownie w całym kraju. Pod koniec ubiegłego roku Gospodarstwo z powodów formalnych zostało zlikwidowane. Skutek był taki, że książki wydane przez Instytut zostały w ramach inwentaryzacji wycofane z księgarń. Później zaś poja-wił się problem, w jaki sposób mają tam wrócić. IPN może książki sprzedawać, ale żadna hurtownia z góry nie zapłaci za nie, tylko będzie czekała, aż sprzeda, i dopiero po pewnym czasie może się rozliczać z wydawcą. Takie warunki akceptowało Gospodarstwo Pomocnicze, ale są nie do przyjęcia dla Instytutu samodzielnie sprzedającego swe książki. Efekt jest taki, że wydawnictwa IPN są sprzedawane głównie w oddziałach IPN, a więc zaledwie w kilku największych miastach w Polsce. Działalność edytorska, która przez dekadę istnienia Instytutu była powodem do dumy, zamieniła się w parodię. Publikowanych przez IPN książek nie można kupić nawet w specjalistycznych, naukowych czy akademickich księgarniach.
IPN – ważna instytucja suwerennego, demokratycznego państwa – stoi przed wielkimi i niebezpiecznymi wyzwaniami. Najbliższe miesiące przesądzą, czy będzie zdolny kontynuować swą misję, czy rozpocznie się jego stopniowa likwidacja. Może nie formalna, ale faktyczna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.