Bliźniacy odchodzą razem

Jacek Dziedzina

|

GN 48/2010

publikacja 02.12.2010 22:14

Mówisz Bielan, myślisz Kamiński. I na odwrót – opisują nierozłączny tandem ich polityczni znajomi. Kiedyś spin doktorzy PiS, dziś obaj za burtą. Uznali, że na tonącym statku nie ma dla nich miejsca.

Michał Kamiński (po lewej) i Adam Bielan. Michał Kamiński (po lewej) i Adam Bielan.
East news/Eastway/REPORTER

Gorąco rekomenduję głosowanie na Michała Kamińskiego jako lidera listy PiS. Michał to człowiek bardzo oddany Prawu i Sprawiedliwości. Sprawdzał się w najtrudniejszych chwilach”. To Jarosław Kaczyński. Do dziś rekomendacja szefa PiS wisi na stronie internetowej Kamińskiego. Tę samą opinię u lidera PiS miał do niedawna Adam Bielan, polityczny „bliźniak” Kamińskiego. Kiedy PiS odniosło podwójny sukces w 2005 r. (w wyborach prezydenckich i parlamentarnych), obaj autorzy kampanii wyborczej triumfowali. Na stałe przylgnął do nich tytuł „spin doktorów” PiS, będący raczej pejoratywnym określeniem skuteczności marketingowej w polityce, powszechnie kojarzony raczej z cynizmem i manipulacją. Adam Bielan w wywiadzie dla „Rz” w 2008 r. dał do zrozumienia, że widzi to inaczej. „Zacząłem zajmować się public relations, kontaktami z mediami, czyli czymś, co od zawsze było piętą achillesową prawicy. Polityk prawicowy znaczył – nieskuteczny. A ja z tym walczę. Uważam, że można być konserwatystą, mieć zasady i być skutecznym, wygrywać”.

Studia nie zając, polityka owszem
Do polityki weszli prosto ze szkoły. – Michał nawet wagarował z liceum, żeby pełnić dyżury w lokalu ZChN – mówi GN były prezes tej partii, dziś kolega „bliźniaków” z Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki. Polityczne zaangażowanie odsunęło na dalszy plan ukończenie studiów. Adam Bielan nie skończył stosunków międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej, Michał Kamiński dopiero w 2008 r. uzyskał licencjat w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie. Michał, rocznik 1972, Adam – 2 lata młodszy. Pierwszy z nich jeszcze w latach 80. działa w Narodowym Odrodzeniu Polski. Łatka „nacjonalisty” i „antysemity” będzie ciągnąć się za nim przez lata. Czarnecki: –

Michał wywodzi się ze skrajnej prawicy, to prawda, ale przeszedł ewolucję – broni kolegę. Michał do dziś pamięta, że to Ryszard jako pierwszy polityk ZChN zaproponował mu przejście na „ty”. Później, gdy Czarnecki zostaje prezesem partii, Kamiński dostaje ofertę nie do odrzucenia: funkcja rzecznika prasowego i miejsce w zarządzie głównym. – Nie ukrywam, że bardzo go lubiłem, to był taki czaruś, który potrafi czarować. Był duszą towarzystwa, choć czasem potrafił irytować – opowiada Czarnecki. – W czasie prowadzonej przez nas kampanii prezydenckiej Hanny Gronkiewicz-Waltz, ktoś od nas miał być w Bielsku-Białej. Dzwonię do Michała raz, drugi, trzeci, czwarty. Mówił, że już jedzie do Bielska, potem że już dojeżdża, w końcu że już jest. Potem się okazało, że w tym czasie był w Gdańsku. Mimo takich wpadek dalej miałem dużą słabość do niego – przyznaje.

Bracia broni
Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, ale w latach 90. Kamiński współpracował ze Stefanem Niesiołowskim w ZChN. – Wyróżniał się na tle innych aktywnością, dynamizmem, dał się zauważyć – wspomina w rozmowie z GN wicemarszałek Sejmu z PO. – Mieliśmy wspólny język, zgadza się, ale do pewnego momentu – dodaje. Niesiołowski, mimo krytycznej oceny późniejszej drogi politycznej Kamińskiego, nie ukrywa, że lubił spotkania z nim ze względu na doskonałą znajomość historii. – Znakomicie się z nim dyskutowało na temat Pétaina, powstania styczniowego, zamachu Stauffenberga… On łapał wszystkie dowcipy z tłem historycznym, których pewnie nie rozumiała połowa polityków – zachwala Niesiołowski.

Podziały zaczęły się później, gdy ZChN wchodziło już w skład dogorywającej AWS. Pierwszą linię podziału wyznaczał stosunek do Radia Maryja, a właściwie do roli jego założyciela. Niesiołowski: – Jeden z polityków, przemawiając z trybuny sejmowej, powiedział: „Panie Marszałku, Wysoka Izbo, Ojcze Dyrektorze”, zwracając się do siedzącego na galerii o. Tadeusza Rydzyka. Kamiński był w grupie, której tego typu lizusostwo nie przeszkadzało. Powiedziałem: Panowie, bawcie się dalej beze mnie – wspomina wicemarszałek. – Wiem jednak, że dla Kamińskiego dobro Kościoła było zawsze ważne, on nigdy Kościoła nie zaatakuje. Poza tym był szczerze przywiązany do idei antykomunistycznych. W tym sensie jest ideowcem – dodaje.

Drugim punktem zapalnym był dylemat, czy ZChN powinno wstępować do tworzącego się właśnie PiS, czy też pozostać w AWS. Kamiński wybiera pierwszą opcję. – Ja ten spór wtedy przegrałem – przyznaje Niesiołowski. – Dzisiaj Kamiński chyba jako ostatni były członek ZChN występuje z PiS. Mam więc jakąś złośliwą satysfakcję – dodaje. Czarnecki: – Nasi koledzy zdezerterowali z ZChN. Wzięli kapelusze i wyszli, i do dziś mam do nich o to żal. ZChN wychowało Michała, wydawało się, że zostanie, ale wybrał, jak wybrał. Teraz jednak, wychodząc z PiS, robi znacznie gorszą rzecz – uważa europoseł.

Młodzi zdolni
Adam Bielan nigdy nie był w ZChN. Mówi o sobie, że jest konserwatystą, ale nie narodowcem. Na studiach działa w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, które potem wejdzie w skład AWS. Z jej listy wchodzi do Sejmu w 1997 r. Droga polityczna wiedzie go przez Radę Polityczną Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, następnie Przymierze Prawicy, z którym później wejdzie do PiS. Z Kamińskim współpracują już w 1995 r., w czasie kampanii wyborczej Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pierwszy jest rzecznikiem prasowym sztabu, drugi wolontariuszem. Dwa lata później wchodzą do Sejmu z tej samej listy.

I jeden, i drugi potrafi odnaleźć się w mediach. Michał zresztą wykonywał zawód dziennikarza. Dziś już mało kto pamięta, że przez jakiś czas w bydgoskim Radiu Vox był szefem Tomasza Sekielskiego, późniejszej gwiazdy TVN. W 2004 roku i Adam, i Michał zostają wybrani do Parlamentu Europejskiego. W 2007 r. Bielan jest już jednym z wiceprzewodniczących tej unijnej instytucji. W oczach władz partii obaj rosną po zwycięskich dwukrotnie wyborach w 2005 r.: prezydentem zostaje Lech Kaczyński, a rząd formuje wskazany przez nich Kazimierz Marcinkiewicz. To spin doktorzy PiS są autorami słynnego podziału na „Polskę liberalną” i „Polskę solidarną” (pierwotnie używali określenia „socjalna”). Kampanie wyborcze braci Kaczyńskich prowadzą z iście amerykańskim rozmachem. Uchodzą za mających nieograniczony dostęp do prezesa. I, zdaniem części komentatorów, podpowiadających mu scenariusze nie do końca mieszczące się w zasadach „fair play”.

Usta partii
Jeszcze wcześniej bardziej stonowany w emocjach Bielan zostaje rzecznikiem partii. W 2004 r. dziennikarze uznają go za jednego z najlepszych i najbardziej komunikatywnych w tym fachu. Chwilowo nieuchwytny, stara się oddzwonić. Tak jest i tym razem: – Przepraszam, ale dopiero wróciłem ze Strasburga – tłumaczy kilkudniowe milczenie. I nadrabia długą rozmową. Głównie o „tamtym” czasie. – Mieliśmy spory wpływ na kampanię 2005 roku, to prawda. A to dlatego, że rok wcześniej wybory europejskie, które prowadził ktoś inny, zakończyły się bardzo słabym wynikiem PiS, daliśmy się wyprzedzić nawet LPR. Nastroje były fatalne. Nikt wtedy nie myślał o zwycięstwie w wyborach parlamentarnych w 2005 roku.

Spodziewaliśmy się raczej, że będziemy mniejszym partnerem koalicyjnym PO. Szanse Lecha Kaczyńskiego też były w partii oceniane co najwyżej jako średnie – mówi „Gościowi”. Ale zaraz dodaje, że z tą wszechwładzą jego i Kamińskiego to medialna przesada. – Dowodem na to, że nasz wpływ na partię nie był nieograniczony, jest nasz spór z prezesem Kaczyńskim o koalicję z Samoobroną i LPR i o przyspieszone wybory. Kiedy okazało się, że koalicja z PO nie jest możliwa, rekomendowaliśmy rozwiązanie parlamentu przez prezydenta. Doszło do głosowania na posiedzeniu Komitetu Politycznego. Przegraliśmy je 7:9 – to i tak niezły wynik jak na spór z samym Jarosławem Kaczyńskim. Ale jednak przegraliśmy.

Straż pożarna PiS
Ryszard Czarnecki potwierdza: – W 2005 r. Michał i Adam rzeczywiście odgrywali dużą rolę. Jednak z kolejnymi wyborami ich pozycja stopniowo malała. Na pewno posiadali zasób kontaktów i talentów, które były przydatne dla Kaczyńskiego i dla PiS. Natomiast ich roli bym nie przeceniał. Ostrożny byłbym z tezą, że byli demiurgami PiS – mówi europoseł PiS. Sami zainteresowani patrzą dziś na tamten czas swojej „dominacji” bardziej jak na działanie antykryzysowe. Bielan: – Wybory samorządowe w 2006 roku odbywały się w fatalnej atmosferze, zostaliśmy więc wezwani, żeby ratować, co się da. Wiele decyzji podejmowano bez nas, nie byliśmy przecież członkami rządu. Frustrowało nas trochę to, że byliśmy wzywani jak strażacy do pożaru, do poprowadzenia kampanii wyborczych. W 2007 roku nie mieliśmy w ogóle wpływu na termin wyborów. Byliśmy zupełnie zaskoczeni, że parlament będzie rozwiązany, nie mieliśmy żadnych przecieków o aferze gruntowej i nie sądziliśmy, że kryzys jest tak poważny – mówi były spin doktor.

Bliscy i oddaleni
Ryszard Czarnecki nie kryje zaskoczenia ostatnimi decyzjami Bielana i Kamińskiego. – Nie rozumiem Michała, który zawsze był niezłym analitykiem i potrafił chodzić po ziemi. Teraz chyba za bardzo poddał się emocjom. Zawiodła go analiza, stąd jego fałszywe wybory – uważa. A co z analizą Adama? – To jest tandem. Mówisz Bielan, myślisz Kamiński, i na odwrót. Papużki nierozłączki. Obaj nierzadko się kłócą, ale nie pozwalają, żeby ktoś ich spory wykorzystywał na zewnątrz – mówi Czarnecki. I deklaruje, że nie będzie gumką myszką przekreślał 20 lat znajomości z Michałem Kamińskim i 13 lat z Adamem Bielanem. – Natomiast będę ostro zwalczał politycznie ich projekt, który jest szkodliwy dla polskiej prawicy, bo wyborcy chcą jedności. Ale nie będę udawał, że się z nimi nie przyjaźnię – zaznacza. Adam Bielan mówi twardo: – Obawiam się, że PiS nigdy już nie przekroczy 20 proc.

W listopadzie wprawdzie jeszcze przekroczył ten próg, ale po pierwsze większość naszych wyborców glosowała na PiS, a po drugie wybory odbywały się przy bardzo niskiej frekwencji w dużych miastach, gdzie PiS ma śladowe poparcie. Przecież nawet żona Michała Kamińskiego startowała do powiatu i została radną – dodaje. Nie chce komentować doniesień o konflikcie ze Zbigniewem Ziobrą i Jackiem Kurskim. – Ja mam na ten temat swoją opinię, ale nie chcę teraz o tym mówić, bo zostawiam w PiS wielu przyjaciół. Intrygi są, ale to nie jest główna przyczyna naszego odejścia. Prawdziwym powodem jest rezygnacja PiS z bycia opozycją wobec rządu. Tusk niestety ma rację, mówiąc, że nie ma z kim przegrać. Kaczyński podjął decyzję o abdykacji z roli lidera opozycji. Powstała luka, którą mam nadzieję nasza formacja (Polska Jest Najważniejsza) wypełni. Nie chcę, żeby za 5 lat dalej tak było, że mamy opozycję, która robi wszystko, żeby nie być wybieralną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.