Spadkobiercy niegodziwości

Bogumił Łoziński

|

GN 42/2010

publikacja 25.10.2010 10:31

Państwo polskie nigdy nie zdoła zadośćuczynić Kościołowi za prześladowania w okresie PRL. Nigdy nie zwróci wszystkich zrabowanych dóbr, nie mówiąc o odszkodowaniach za morderstwa księży czy uniemożliwienie działalności wielu zakonów.

S. Sabina, benedyktynka, w 1954 r., podczas akcji „X-2”, wraz z całym klasztorem została wywieziona ze Staniątek do Alwerni S. Sabina, benedyktynka, w 1954 r., podczas akcji „X-2”, wraz z całym klasztorem została wywieziona ze Staniątek do Alwerni
Henryk Przondziono

W ostrej krytyce Kościoła katolickiego zwraca uwagę aktywność polityków SLD, szczególnie w kwestiach dotyczących zwrotu podmiotom kościelnym dóbr zrabowanych w okresie PRL. Tymczasem jeśli weźmiemy pod uwagę skalę zbrodni dokonanych przez komunistyczne władze wobec Kościoła, politycy SLD są ostatnimi, którzy w tej sprawie powinni się wypowiadać. SLD jest bowiem bezpośrednim spadkobiercą ideowym i prawnym PZPR, która za te zbrodnie odpowiada. Nigdy się od PRL-owskich korzeni nie odcięła, wprost przeciwnie, konsekwentnie broni ludzi odpowiedzialnych za niegodziwości tego okresu.

Poseł SLD Sławomir Kopyciński na konferencji prasowej stwierdził: „Pazerność Kościoła przekroczyła wszelkie granice”, po czym poinformował o wielkości majątku, który państwo „oddało” Kościołowi. Mówił m.in. o 500 nieruchomościach i gruntach o powierzchni 76 tys. hektarów, podał też liczbę 240 mld zł, jaką rzekomo miały dostać podmioty kościelne od państwa w ramach rekompensaty finansowej. W rzeczywistości kwota ta wynosi 107,5 mln. Skąd ta różnica? Poseł Kopyciński, który z wykształcenia jest ekonomistą, nie uwzględnił denominacji z 1995 r. i zapomniał, że w części danych trzeba odciąć cztery zera.

Nie wiadomo, czy ma on świadomość, że to, co zwrócono podmiotom kościelnym w ramach Komisji Majątkowej, to najwyżej od 20 do 30 proc. tego, co zrabowano. Czy wie, w jak brutalny sposób te dobra zabierano? Być może wie, ale liczy na brak wiedzy opinii publicznej. Liczby, które podaje, mówiąc o stratach Kościoła, należy pomnożyć co najmniej przez trzy, a wówczas poznamy skalę niegodziwości komunistycznego systemu. Spis majątku zwróconego Kościołowi, jakim epatują politycy SLD, jest jednym wielkim aktem oskarżenia wobec ich politycznych poprzedników. Pokazuje rozmiar rabunku, jakiego się dopuścili.

Zbrodnicza PRL
Dla PRL-owskiej władzy Kościół był jednym z głównych wrogów, którego należało zniszczyć wszelkimi sposobami. Minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Raczkiewicz diagnozował w 1947 r., że kler „to najpotężniejsza siła w Polsce, z którą myśmy się jeszcze nie zmierzyli, i tu stoi przed nami najtrudniejsze zadanie”. Rzeczywiście, Kościół katolicki przez długie lata stanowił jedyną realną siłę, która była w stanie skutecznie rywalizować z komunistyczną ideologią o rząd dusz Polaków. Był też jedyną przestrzenią w totalitarnym państwie, w której można było oddychać resztkami wolności. Nic więc dziwnego, że komunistyczne władze zwalczały Kościół z niebywałą agresją. Od represji w rodzaju inwigilacji, prowokacji, oplecenia Kościoła siecią tajnych współpracowników, po zabójstwa kapłanów.

Szczególną formą represji były konfiskaty kościelnych dóbr, które miały na celu pozbawienie Kościoła zaplecza materialnego. Od końca lat 40. ub. wieku komunistyczne władze rozpoczęły proces przejmowania majątku podmiotów kościelnych. Część skonfiskowano na mocy tzw. ustawy o dobrach martwej ręki z 1950 r., a resztę bez żadnego przepisu, czyli z naruszeniem prawa. Właśnie o zabrane bezprawnie, a nie – jak się sugeruje – wszystkie utracone dobra, mogły się starać podmioty kościelne za pośrednictwem Komisji Majątkowej. Według szacunkowych obliczeń, zwrócono tylko 20–30 proc. bezprawnie zrabowanych dóbr.

– Państwo polskie nigdy nie będzie w stanie zwrócić wszystkiego, co zabrało Kościołowi – mówi GN bp Tadeusz Pieronek, przez lata sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski i szef Komisji Konkordatowej. Zwraca też uwagę, że z majątku zabranego zgodnie z prawem komunistyczne władze miały utworzyć Fundusz Kościelny, z którego dochody miały iść na cele kościelne i charytatywne. – W rzeczywistości komuniści używali tych funduszy do walki z Kościołem – podkreśla bp Pieronek. Kiedy więc dziś lewicowi politycy twierdzą, że Fundusz Kościelny należy zlikwidować, bo państwo oddało już Kościołowi wszystko w ramach Komisji Majątkowej, to albo nie znają faktów, albo celowo wprowadzają w błąd opinię publiczną.

Akcja „X-2”
Na szczególną uwagę zasługuje brutalność, z jaką odbywało się przejmowanie kościelnych majątków. Jednym z najbardziej drastycznych przykładów jest akcja „X-2”, czyli operacja wysiedlenia zakonnic i przejmowania ich domów. W ciągu jednej nocy, 3 sierpnia 1954 r., oddziały UB i milicji wtargnęły do domów zakonnych. Siostrom dano klika minut na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy, a potem wywieziono w nieznanym kierunku. Okazało się, że do specjalnych obozów pracy, gdzie były więzione przez 2 lata. W ten sposób wysiedlono blisko 1500 sióstr, a władza bezprawnie zagrabiła 323 obiekty należące do zakonów. Były wśród nich szpitale, domy opieki, przedszkola, sierocińce oraz grunty i budynki klasztorne. – Do dziś państwo nie zwróciło zgromadzeniom zakonnym ok. 30 proc. zagrabionego bezprawnie mienia – mówi GN s. Miriam Zając, elżbietanka, autorka książki opisującej przemoc, jakiej doznały elżbietanki w czasie Akcji „X-2”. Jak podkreśla, konfiskaty domów sprawiły, że przez długie lata zakonnice nie mogły podjąć pracy zgodnej ze swoim powołaniem.

Dla młodych polityków lewicy, jak poseł Kopyciński, czy wspierający go lider SLD Grzegorz Napieralski, lekturą obowiązkową powinna być monografia Agaty Mirek, zatytułowana „Siostry zakonne w obozach pracy w PRL w latach 1954–1956”. Wyczerpująco opisuje ona prześladowania wobec żeńskich zakonów w Polsce. Podobne represje dotknęły zakony męskie. Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” ks. Adam Boniecki w rozmowie z GN tak wspomina wydarzenia z 1954 r.: – Byłem wówczas klerykiem w seminarium marianów. Około 100 zakonników przebywało w domu zakonnym na warszawskich Bielanach. Pewnego dnia przyjechali panowie z Urzędu Bezpieczeństwa i kazali opuścić dom. Spakowali nasz dobytek na ciężarówki, a potem kazali nam wsiąść do dwóch autobusów z napisem „Wycieczka”. Zażądaliśmy, aby ten napis zdjęli i to zrobili. Jeden z nas odmówił wyjazdu, więc siłą władowali go do autobusu. Po czym ruszyliśmy w nieznanym kierunku. Strach był, różne myśli przychodziły do głowy, choć raczej nie spodziewaliśmy się śmierci. Zareagowaliśmy w typowy dla pobożnych zakonników sposób, zaczęliśmy się modlić do Matki Bożej. Po kilku godzinach dojechaliśmy do Gietrzwałdu, gdzie umieszczono nas w zniszczonym domu przy sanktuarium. Potem dano nam spokój.

Próba zadośćuczynienia
Poznanie skali bezprawia, jakiego dopuszczały się komunistyczne władze, pozwala zrozumieć moralne prawo Kościoła do starania się o zwrot dóbr. Tłumaczy też gotowość PRL-owskich władz, które na początku lat 80. ub. wieku zgodziły się rozpocząć pracę nad ustawą, która m.in. przewidywała powołanie Komisji Majątkowej. Dziś padają zarzuty, że Kościół dogadał się z ówczesną władzą. Bp Alojzy Orszulik, który pracował wówczas w sekretariacie Episkopatu Polski i był świadkiem tych negocjacji, zdecydowanie dementuje oskarżenia: – Żadnego układu z władzą nie było. Komuniści sami rozumieli, że muszą naprawić bezprawie, jakiego się dopuścili, sami chcieli zadośćuczynić krzywdy i doprowadzić do normalizacji wzajemnych relacji. Prace nad ustawą odbywały się w ramach Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Ze strony kościelnej przewodniczył im kard. Franciszek Macharski, a rząd reprezentował Kazimierz Barcikowski. Odbyło się 48 posiedzeń, z których szczegółowe protokoły są jawne, znajdują się m.in. w Archiwum Akt Nowych. Żadnych ustaleń ponad to, co jest w nich zapisane, nie było – tłumaczy. I dodaje: – Twierdzenia o jakimś układzie Kościoła z rządem to bzdury. To nie był żaden układ, tylko akt elementarnej sprawiedliwości. Ustawa została podpisana 17 maja 1989 r. Na jej podstawie powołano Komisję Majątkową. – Kompromisem ze strony Kościoła była zgoda, aby przedmiotem zwrotu nie były wszystkie zabrane Kościołowi dobra, lecz tylko skonfiskowane niezgodnie z ówczesnym prawem – zwraca uwagę bp Orszulik.

Mity o finansach Kościoła
Przy okazji oskarżeń pod adresem Kościoła związanych z jego finansami lewica formułuje szereg tez i insynuacji, które wymagają sprostowania. Okoliczności powstania Funduszu Kościelnego i Komisji Majątkowej jasno pokazują, że jest to forma częściowego zadośćuczynienia za bezprawie władz PRL i w żaden sposób nie potwierdza lewicowej tezy, że państwo finansuje Kościół. Również nie do utrzymania są argumenty, że państwo daje Kościołowi pieniądze, ponieważ finansuje pensje katechetów i dotuje niektóre uczelnie kościelne. Budżet państwa, z którego pochodzą środki na wspomniane cele, składa się w zasadniczej części z naszych podatków, a więc z pieniędzy wypracowanych głównie przez katolików. To my przez swoich przedstawicieli w Sejmie decydujemy, na co te środki wydawać, a państwo jest tylko wykonawcą woli społeczeństwa. Dlaczego ludzie uczący nasze dzieci, katecheci, w ponad 50 proc. ludzie świeccy, nie mieliby za tę pracę otrzymywać wynagrodzenia? Chyba w imię sprawiedliwości socjalistycznej, ale od ponad 20 lat ona w Polsce już nie obowiązuje. Na uczelniach katolickich dotowanych z budżetu państwa studiuje kilkadziesiąt tysięcy ludzi świeckich. Dlaczego podatki ich rodziców nie mają iść na kształcenie tych ludzi? Tym bardziej że ludzie ci służą swą wiedzą społeczeństwu, piastując najważniejsze funkcje w państwie. Na przykład w Sejmie zasiada obecnie prawie 5 proc. posłów – dokładnie 21, w tym 8 w PO, a 13 w PiS – którzy ukończyli katolickie uczelnie, dziś dotowane przez państwo: KUL, Akademię Teologii Katolickiej, Papieską Akademię Teologiczną oraz Wyższą Szkołę Filozoficzno-Pedagogiczną „Ignatianum”.

Dobra użyteczne
Lewicowi politycy oskarżają też podmioty kościelne o robienie na zwróconych im przez Komisję Majątkową dobrach jakichś niejasnych interesów. Jako przykład podają sprawę zwrotu elżbietankom 47 ha ziemi wycenionej na 30 mln zł. Według lewicy, ziemia ta jest warta 100, a nawet 240 mln zł, więc zakonnice zrobiły na tym świetny interes. Tymczasem prawda jest taka, że siostry sprzedały tę ziemię za taką samą dokładnie kwotę, na którą opiewała wycena, a uzyskane środki przeznaczyły na finansowanie licznych domów pomocy, które ten zakon prowadzi w Polsce. Na dobra kościelne nie można patrzeć w kategoriach prywatnej własności, jak to czyni lewica. Dobra te nie są prywatną własnością proboszcza czy jakiegoś zakonnika, lecz podmiotu kościelnego, któremu zostały często ofiarowane przez świeckich, czy powstały z ich ofiar. Choć podmioty kościelne są ich prawnymi właścicielami, służą one ludziom świeckim jako obiekty kultu lub charytatywne. W obiektach zwracanych przez Komisję Majątkową, jeśli tylko jest to możliwe, zakony otwierają placówki o charakterze podobnym do tego, jaki miały przed konfiskatą, np. przedszkola, domy dziecka czy szpitale. W 1949 r. zakony prowadziły 680 przedszkoli, w 1967 r. żadnego, a obecnie 371. Liczba wszystkich dzieł prowadzonych przez zgromadzenia zakonne w ciągu ostatnich 10 lat uległa podwojeniu i wynosi ponad 2 tysiące. Ze zdecydowanej większości z nich – od sanktuariów, domów rekolekcyjnych, przez przedszkola, szkoły, domy opieki społecznej, po punkty charytatywne – korzysta całe polskie społeczeństwo. Jest to więc dobro wspólne wszystkich Polaków.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.