Sobór do bicia

Franciszek Kucharczak

|

GN 42/2022 Otwarte

publikacja 20.10.2022 00:00

Myśl wyrachowana: Wszystkim służy Vaticanum II. Jednym jako przewodnik, innym jako kozioł ofiarny.

Sobór do bicia

Sporo osób zareagowało w sieci na tekst z GN o 60. rocznicy Soboru Watykańskiego II. Otwierało go zdanie: „60 lat temu Kościół podjął ogromne dzieło, które przerosło przewidywania jego uczestników”. Liczni komentatorzy ironizowali, że owocem tego jest brak powołań, puste kościoły i klasztory, nadużycia i profanacje, skłócenie duchowieństwa, dezorientacja wiernych, wzrost liczby rozwodów… O grzechu pierworodnym nie wspomnieli.

W przestrzeni publicznej tak często powtarza się tezę o szkodach wyrządzonych Kościołowi przez sobór, że wielu uznało to za normalne. Ale to nie jest normalne – to przede wszystkim na soborach kształtuje się nauczanie Kościoła. Jeśli katolik je kwestionuje, to kogo czyni swoim przewodnikiem? I na jakiej podstawie kogoś innego?

Jeśli sobór spowodował takie szkody, jakie mu się często zarzuca, to znaczy, że ja wyrosłem w jakimś innym Kościele. Zachwyciłem się nim pod koniec lat 70., w dużej mierze za sprawą Ruchu Światło –Życie. Poznałem Kościół dynamiczny i radosny, dający świadectwo. To był Kościół pełnych świątyń i licznych powołań, Kościół szczerej wiary i pięknej liturgii, i głębszej świadomości świeckich, w tym olbrzymiej liczby młodych, z których wielu ukształtowała oaza.

W Polsce trwało to wszystko przez dobrych kilkadziesiąt lat po zakończeniu soboru. Więc proszę, jakie to złe owoce soboru widzieliśmy przez te lata? Seminaria i nowicjaty stopniowo pustoszeją u nas od z górą dekady, ale przez prawie pół wieku po Vaticanum II pękały w szwach. Z kościołami podobnie – więc skoro coś świetnie działało tak długo po soborze, jak można winić sobór, że w końcu przestało? Przy czym, zaznaczmy, przestało głównie na Zachodzie, za to, są takie rejony, w których Kościół właśnie teraz kwitnie bardziej niż kiedykolwiek.

Kryzysy w Kościele są od początku. Niestety, tacy są ludzie, że nawet decyzje podejmowane z Duchem Świętym potrafią wypaczyć w realizacji. Każde Boże natchnienie mogą źle zinterpretować. Jeśli jednak w Polsce i wielu innych miejscach ostatni sobór przez wiele lat przynosił znakomite owoce – a przynosił – to znaczy, że jego wskazania wdrożono tu dobrze i nie w tym należy szukać przyczyn obecnego kryzysu. I tym bardziej nie w idealizowaniu przeszłości i powrocie do starych form trzeba upatrywać sposobu na uzdrowienie. To naiwność sądzić, że „przedsoborowy styl” sprostałby nadchodzącym czasom – nowe wino wymaga nowych bukłaków.

„Jest tylko dzisiaj Kościoła, i jemu, a nie wczoraj czy jutru powinniśmy być wierni. A dzisiaj Kościoła to dokumenty Vaticanum II w pełnym ich autentyzmie” – mówił kard. Ratzinger w rozmowie z Vittorio Messorim.

O autentyzm więc chodzi, a nie o mity i fałszywe interpretacje. Sobór Watykański II wytyczył drogę na obecne czasy, a nie minione. Tam, gdzie przyjęto go zgodnie z zamysłem Kościoła, tam przyniósł owoc stukrotny. I wciąż przynosi. 


KRÓTKO:

Wciąganie lekarzy

Panie z fundacji FEDERA zaapelowały do lekarzy psychiatrów o większe zaangażowanie w kwestii aborcji. Mieliby oni kierować na aborcję z powodu zagrożenia zdrowia psychicznego ciężarnych kobiet. Nic z tego, polskie prawo nie pozwala na takie interpretacje. Instytut Ordo Iuris przypomina, że Konstytucja RP zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia. Przytacza też zapis Kodeksu karnego, który mówi: „Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3; tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania”. Ponadto Polska jest związana umową Konwencji o Prawach Dziecka, która mówi, że „dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu”. Tak więc, panie z FEDERY, nie będzie tu aborcyjnego eldorado – psychiatrzy potrafią czytać.

Podstawy krytyki

Profesor Jan Hartman powiedział, że krytyka ks. Popiełuszki ze strony Urbana „miała swoje podstawy”. Dokonany na księdzu mord „nie znaczy, że to, co mówił w swoich kazaniach było dobre, a ideologia i instytucja, której służył, były chwalebne”. Popiełuszko „nie służył dobrej sprawie” – orzekł. Cóż, skoro ktoś chwali Urbana, to chyba nawet dobrze, że gani Popiełuszkę. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.