Reforma (nie) na zdrowie

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 14/2010

publikacja 07.04.2010 08:51

Zdrowotna ustawa Obamy podzieliła amerykańskie społeczeństwo. Większość wyraża raczej obawy niż nadzieje. Jesienne wybory do Kongresu będą spóźnionym referendum na temat reformy.

Reforma (nie) na zdrowie 30.03.2010.Prezydent Obama podpisuje ustawę o finansowaniu reformy zdrowia. Jego obóz ogłosił historyczne zwycięstwo, przeciwnicy mówią o początku końca jego kariery PAP/EPA/Shawn Thew

Amerykański prezydent Barack Obama dopiął swego. Podpisał w blasku fleszy ustawę reformującą gruntownie amerykański system opieki zdrowotnej. Zaciekła walka o przeforsowanie tej kontrowersyjnej reformy trwała od początku jego prezydentury, czyli ponad rok. Wszystkie badania opinii publicznej od kilku miesięcy pokazują, że większość Amerykanów jest przeciwna tej ustawie. Najnowsze dane już po podpisie prezydenta: 50 proc. Amerykanów jest przeciw, 46 proc. za reformą Obamy (za „Washington Post”).

W kongresie ustawa nie dostała ani jednego republikańskiego głosu. W rozstrzygającym głosowaniu w Izbie Reprezentantów wynik wynosił 219 do 212, przy czym aż 34 demokratycznych kongresmanów głosowało przeciw. Można powiedzieć, że takie są reguły demokracji. Jednak wielu komentatorów zwraca uwagę, że ustawa reformująca gruntownie ważny sektor życia społecznego nie powinna być przyjmowana przy tak jednoznacznym i stanowczym sprzeciwie opozycji. W tradycji amerykańskiej demokracji jest szukanie ponadpartyjnej zgody przy podejmowaniu decyzji ważnych dla całego kraju. Dotyczy to zwłaszcza głosowania w Senacie. Prace nad ustawą silnie zantagonizowały scenę polityczną. Tak gorąco dawno już nie było w Waszyngtonie.

Co zmienia ustawa?
Amerykański system opieki zdrowotnej niewątpliwie wymaga naprawy. Wydatki na zdrowie w przeliczeniu na jedną osobę są w USA najwyższe na świecie. Budżet służby zdrowia stanowi aż 16 proc. PKB, podczas gdy w państwach Unii Europejskiej to plus minus 10 proc. Jednocześnie około 15 proc. społeczeństwa amerykańskiego (ok. 45 mln obywateli) nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Sporo ludzi nie stać na ubezpieczenie, niektórzy nie ubezpieczają się, bo nie mają na to ochoty. Koszty opieki zdrowotnej i ubezpieczeń nieustannie rosną. Politycy i eksperci zgodnie podkreślają małą efektywność skomplikowanego systemu, który składa się częściowo z państwowych programów ubezpieczeniowych, a w większej części jest w rękach prywatnych.

Reforma przewiduje wprowadzenie obowiązku wykupienia polisy zdrowotnej. Europejczykowi taki przymus wydaje się oczywistością, ale dla wielu Amerykanów to zamach na wolność obywateli. Część stanów już zapowiedziała, że zaskarży ustawę do sądów jako sprzeczną z konstytucją. Ustawa przewiduje kary finansowe za brak ubezpieczenia, które mogą być nakładane na przedsiębiorców lub osoby prywatne. Państwo ma dopłacać więcej pieniędzy na ubezpieczenia dla najbiedniejszych. Te dodatkowe środki mają pochodzić z podniesionych podatków dla bogatszych. Dzięki reformie o około 32 milionów Amerykanów więcej będzie posiadało ubezpieczenie zdrowotne. Nie dotyczy to jednak nadal kilku milionów nielegalnych imigrantów.

Ustawa nakłada na firmy ubezpieczeniowe pewne ograniczenia. Nie będą one mogły
odmówić sprzedaży polis osobom, które już są chore. Reforma przewiduje, że rynek ubezpieczeń i służba zdrowia mają podlegać silniejszej kontroli państwa. Lewica wierzy (jak zawsze), że taki zabieg doprowadzi do ograniczenia cen polis i kosztów opieki zdrowotnej oraz zmniejszy koszty samej reformy. Konserwatyści biją na alarm, że efekt będzie dokładnie odwrotny. Zbyt duża interwencja państwa doprowadzi do obniżenia jakości usług medycznych, ponieważ przestaną one być ekonomicznie opłacalne. Eksperci przestrzegają także przed wygenerowaniem kolejnej klasy urzędników-kontrolerów. Reforma będzie wdrażana w życie przez dłuższy czas. Jej plusy i minusy będą widoczne dla obywateli dopiero za parę lat. Politycznie jest to wygodne dla Obamy, który do następnych wyborów prezydenckich może wygłaszać pochwały na swoją cześć. W ciągu 10 lat ustawa ma kosztować budżet państwa ok. 940 mld dolarów. Wielu ekonomistów ostrzega, że osłabiona kryzysem amerykańska gospodarka nie wytrzyma takiego obciążenia.

Czy aborcja to opieka zdrowotna?
W długiej politycznej batalii o ustawę kilkakrotnie pojawiała się kwestia finansowania aborcji. W USA od ponad 30 lat obowiązuje zakaz opłacania aborcji z pieniędzy federalnych (tzw. poprawka Hyde’a). Obóz polityczny Obamy próbował przy okazji reformy służby zdrowia znieść ten zakaz. Napotkał na zaskakująco skuteczny opór grupy kongresmanów z Partii Demokratycznej, z Bartem Stupakiem na czele. W pierwszym głosowaniu nad ustawą w Izbie Reprezentantów jesienią 2009 r. udało się wprowadzić poprawkę gwarantującą utrzymanie zakazu finansowania aborcji. Senat odrzucił jednak tę tzw. poprawkę Stupaka. Przed ostatecznym głosowaniem w Izbie demokraci potrzebowali kilku głosów kongresmanów, którzy uzależniali swoje poparcie od gwarancji utrzymania ograniczeń aborcji.

W oku cyklonu znaleźli się Bart Stupak i jego zwolennicy, których popierali w tym momencie nie tylko obrońcy życia, ale i wszyscy przeciwnicy ustawy. Prezydent Obama ostatecznie kupił głosy frakcji Stupaka przez podpisanie specjalnego prezydenckiego rozporządzenia, które zakazuje finansowania aborcji z budżetowych pieniędzy. Kongresman, który był przez kilka miesięcy pozytywnym bohaterem ruchów pro life, został uznany za zdrajcę. Dlaczego? Ponieważ prezydenckie rozporządzenie ma o wiele mniejszą rangę niż ustawa, jest w praktyce łatwe do obejścia i w każdej chwili może być cofnięte przez prezydenta.

Tym bardziej że Obama to jeden z najbardziej proaborcyjnych prezydentów w historii USA.
Kościół katolicki od dawna wspierał projekt reformy służby zdrowia, kierując się troską o wszystkich pozbawionych opieki medycznej. Kiedy jednak stało się jasne, że nowa ustawa poszerza dostępność aborcji, biskupi apelowali do Kongresu o zmianę proaborcyjnych przepisów. Eksperci z Konferencji Episkopatu ds. obrony życia zwracają uwagę, że rozporządzenie prezydenckie słabo chroni obywateli przed tym, by ich pieniądze z podatków nie były wydawane na zabijanie nienarodzonych dzieci.

Historyczna ustawa czy bubel?
Prezydent Obama odniósł bez wątpienia polityczny sukces, którego bardzo potrzebował. Po roku prezydentury nie mógł pochwalić się praktycznie żadnym dokonaniem ani w polityce wewnętrznej, ani zagranicznej. Amerykanie lubią dobrych mówców, ale jeszcze bardziej cenią tych, którzy działają. Teraz wreszcie prezydent może wykazać się skutecznością. Obama i jego zwolennicy ogłosili z pompą „historyczne” zwycięstwo.

Republikanie zapowiadają walkę o anulowanie ustawy. Są przekonani, że jesienne wybory do Izby Reprezentantów i częściowo do Senatu pokażą prawdę o tym, jak sami Amerykanie oceniają decyzje prezydenta. Wszystko wskazuje na to, że temat reformy zdrowotnej będzie głównym punktem kampanii wyborczej i nadal będzie wywoływał gorące spory. Jeśli demokraci poniosą w najbliższych wyborach klęskę, to może się okazać, że „historyczna” ustawa szybko stanie się tylko historią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.