Bezpłciowe studia

Przemysław Kucharczak

|

20.03.2010 18:33 GN 11/2010

publikacja 20.03.2010 18:33

Jak przeforsować otwarcie feministycznego ośrodka studiów gender na Uniwersytecie Gdańskim? Publicznie zmieszać z błotem profesora, który wyraził sceptyczną opinię na posiedzeniu senatu uczelni. Następni może już się nie odważą.

Prof. Jarosław Warylewski (w środku) odważył się wyrazić sceptycyzm wobec wniosku feministek. Prof. Jarosław Warylewski (w środku) odważył się wyrazić sceptycyzm wobec wniosku feministek.
PAP/Stefan Kraszewski

Wygląda na to, że taki scenariusz realizuje właśnie środowisko feministyczne w stosunku do Uniwersytetu Gdańskiego. Wątpliwości w sprawie powołania ośrodka na posiedzeniu senatu wyrażało aż trzech profesorów. Środowiska feministyczne skoncentrowały się jednak tylko na jednym i wylały na niego swoje oburzenie. Pewnie dlatego, że znacznie lepiej wygląda w mediach, jeśli ofiarą jest jeden człowiek. Powstaje wtedy wrażenie, że nikt inny na całej uczelni nie ma tak „wstecznych” poglądów.

Oburzone z opóźnieniem
Na reprezentanta „wstecznych sił” został przez feministki wyznaczony prof. Jarosław Warylewski, dziekan Wydziału Prawa. I choć posiedzenie uniwersyteckiego senatu odbyło się 17 grudnia, nagle po dwóch miesiącach do rektora zaczęły napływać protestacyjne listy otwarte środowisk feministycznych. Feministki zaczęły też krytykować profesora w zaprzyjaźnionych mediach: w Radiu Tok i „Gazecie Wyborczej”. Studia gender to osobliwa dziedzina wiedzy. Dotyczą badania tożsamości płciowej. Nauczyciele gender mówią studentom o zespole ról i stereotypów płciowych, które przypisała mężczyznom i kobietom kultura. Wiele miejsca poświęcają pochwale zabijania dzieci przez aborcję, uznając to za podstawowe prawo każdej kobiety.

„Gender studies” są dziś modne jako osobne kierunki studiów w wielu krajach Zachodu. Ośrodki „gender” powstały już też przy niektórych polskich uniwersytetach, m.in. Warszawskim, Łódzkim, Poznańskim i Jagiellońskim. Warszawska publicystka Joanna Najfeld zetknęła się z jednym z nich w czasie studiowania anglistyki. – Na zajęciach gender uczono mnie, że płci się nie ma, tylko się ją wykonuje. Np. malując sobie twarz, człowiek wykonuje bycie kobietą, a zmieniając koło w wozie, wykonuje bycie mężczyzną. W ciągu dnia, każdy z nas porusza się po continuum płci – mówi. – Pani od genderu nie potrafiła odpowiedzieć na moje pytanie, czy analogicznie istnieje continuum gatunkowe, i jak nauczę psa siusiać do toalety, to on wykonuje bycie człowiekiem, a jak idę na basen to wykonuję bycie rybą. Taka to nauka, przy niej marksizm-leninizm to matematyka – ocenia.

Śmiech jak zbrodnia
Ironiczne pytania studentów feministki mogą wytrzymać, mogą nawet sympatycznie podyskutować z krytycznymi studentami podczas zajęć w zamkniętej salce. Kiedy jednak prof. Warylewski wypowiedział się krytycznie w uczelnianym senacie, zresztą w kulturalny sposób, został napiętnowany. W liście otwartym do rektora feministki wyraziły oburzenie, że dziekan Wydziału Prawa porównał ich projektowany ośrodek gender do ośrodka zajmującego się badaniami nad pedofilią oraz że chciał je ośmieszyć. Jak?

Z materiałów dostarczonych senatowi uczelni wynikało, że w ośrodku gender ma być zatrudnionych 14 kobiet i 5 mężczyzn. Prof. Warylewski skomentował to tak, że mężczyźni są w takim razie dyskryminowani, i zapytał, gdzie tu jest parytet. „Na sali rozległ się gromki śmiech” – skarżyła się „Gazecie Wyborczej” prof. Lucyna Kopciewicz, pedagog z Uniwersytetu Gdańskiego i jedna z inicjatorek powołania ośrodka gender.

Prof. Warylewski tłumaczy, że zajmuje się naukowo problemem przestępstw seksualnych, w tym pedofilii, i że porównanie jego własnych badań z gender wcale nie jest obraźliwe. – Zwróciłem tylko uwagę na niekompletność wniosku: brak regulaminu i wskazania źródeł finansowania. Zapytałem też o strategię uniwersytetu: czy mamy tworzyć mnóstwo nowych ośrodków, czy nie. Takich spraw na senacie jest wiele, to normalne, że są głosy i za, i przeciw – mówi. – Moim zdaniem to próba zaszantażowania uniwersytetu: jeśli ktokolwiek jest przeciw temu wnioskowi, nawet mając rację, to miałoby znaczyć, że jest przeciw kobietom i przeciw feministkom – dodaje.

Wniosek feministek senat rozpatrzy ponownie 25 marca. – Nie jestem strachliwy. Spodziewam się jednak, że jeśli nie powiem o wniosku nic dobrego, a może ośmielę się go skrytykować, to nagonka na mnie będzie trwała. A nikt nie lubi czytać o sobie w gazecie i w internecie rzeczy nieprzychylnych, to mimo wszystko jest przykre – mówi prof. Warylewski. Czy inni profesorowie będą milczeć podczas następnego posiedzenia senatu, żeby nie narazić się na podobne przykrości? Okaże się w najbliższy czwartek.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.