Góralsko siła

Marcin Jakimowicz

|

GN 09/2010

publikacja 06.03.2010 16:23

McDonald’s oferuje zbójnickie kanapki z oscypkiem. Noszenie portek z parzenicami nie jest już żadnym obciachem. Takiej ekspansji podhalańskiej kultury nie pamiętają najstarsi górale. Nawet ci w karczmach góralskich… pod Piotrkowem i w Sopocie.

Góralsko siła istockphoto/ studio gn

Jasełka w przedszkolu, do którego chodzi mój syn. Do szopy maszerują szczerbaci pasterze. Dziwnym trafem (jak taki szczegół mógł umknąć Ewangelistom?) wszyscy dzierżą w rączkach ciupagi i ubrani są w serdaki. Boże Narodzenie w telewizorze? Obok obowiązkowej „Szklanej pułapki” i osamotnionego w domu Kevina na podhalańską nutę kolędy rżnie kapela spod Tatr. Nie ma Kaszubów ani Ślązaków.
W telewizji oglądam program o Katowicach. Po swym mieście oprowadza Kamil Durczok. Pod koniec zaprasza wszystkich do swej ulubionej restauracji. Na krupnioki? Nie. Siedzi w karczmie góralskiej.
Czy możemy sobie wyobrazić McDonalda, który serwuje podlaską kiszkę ziemniaczaną albo choćby sejneńskie kołduny? Przebojem tej zimy były kanapki zbójnickie. Z nieśmiertelnym oscypkiem.
Wojewoda śląski przyjmujący interesantów w regionalnym stroju? Albo władze Łomży paradujące w ubiorze kurpiowskim? Śmiech na sali. Na Podhalu to norma. Pawie pióra i stroje regionalne Krakowiaków młodzi znają raczej z etykiet piwa. Z tytułu „Krakowiacy i górale” zostali jedynie górale. Podhalańscy. Dlaczego jako jedyna polska grupa etnograficzna mają tak potężną siłę przebicia?

Ale Podhale!
Drugi rok z rzędu odwiedzając Karnawał Góralski w Bukowinie Tatrzańskiej, przecieram oczy ze zdumienia. Od rana do wieczora grają regionalne kapele. Na scenie Siuhaje z Poronina. Średnia wieku poniżej dwudziestu lat. Podhale nie pachnie skansenem. – Aż 95 proc. chłopaków przystępuje do bierzmowania w strojach regionalnych – opowiada ks. Tadeusz Juchas, proboszcz sanktuarium w Ludźmierzu. Coraz częściej zdarzają się niemowlaki, które niesione są do chrztu… w maleńkich kierpcach. Takiej „nowej tradycji” nie pamiętają najstarsi górale! I pomyśleć, że jeszcze 30 lat temu noszenie portek z parzenicami pachniało cepelią. Etnolodzy podniecają się tym, że w Dąbrówce Wielkiej w czasie Bożego Ciała kilkanaście kobiet paraduje w śląskich strojach. 6 czerwca 1997 roku 30 tys. górali w tradycyjnych ubiorach padło na kolana, witając papieża pod Wielką Krokwią. To robi wrażenie. „Siła w nos, góralach, nie w granitu skale,/ Rozum zaś w historii i w tradycji chwale” – śpiewały Trebunie Tutki. I nie były to jedynie pobożne życzenia.

Moda po zbóju!
Na karnawale góralskim w Bukowinie gra kapela za kapelą. Same naturszczyki. To fenomen. O muzyce łemkowskiej wielu Polaków dowiedziało się dzięki Orkiestrze św. Mikołaja (z Lublina!) i Chudobie (z Wrocławia!). Na własne oczy widziałem, jak na ubiegłorocznym Kermeszu Łemkowskim w Olchowcu grała lubelska kapela Drewutnia. Na Podhalu grają Podhalanie. Jeden z wykształconych muzyków próbował grać w jednej z góralskich kapel w Zakopanem, ale po jakimś czasie usłyszał: Wis, Jędrek, tyś nie jest nos...

Choć Andrzej Dziubek, lider De Press, robi, co może, by rozsławić walory rodzinnej Orawy, a muzyka Spisza kusi porywającymi czardaszami, te sąsiadujące z Podhalem regiony turyści omijają szerokim łukiem. Tuż za Białką zaczyna się gigantyczny korek. W czasie ferii ciągnie się aż do Myślenic. Wielu kierowców, słysząc „zakopianka”, dostaje dreszczy. Góralom z Podhala sprzyja szczęście. Weźmy takie owce. Niewiele brakowało, by bacowie i juhasi wylądowali w rezerwatach, jak Indianie. W czasach gdy Polacy śpiewali za Skaldami: „Ciągną, ciągną sanie góralskie koniki”, w modzie były kożuchy.

Dziesięć lat później, gdy młodzi nad Wisłą nucili: „Zakopane, Zakopane, słońce góry i górale”, kożuchy wyszły już z mody. Ale wówczas do Włoch szedł eksport jagnięciny. Dziś, gdy w radiu króluje Zakopower, Polacy objadają się bundzem, bryndzą i oscypkiem. Z „Zakopca” nie wywozi się już tylko pluszowych owieczek czy zdjęć z misiem na wschodniej ścianie Krupówek. Turyści polują na tradycyjny strój regionalny i coraz częściej wybrzydzają, dostając do ręki tureckie podróby. A taka oryginalna przyjemność sporo kosztuje. Kompletny strój to wydatek rzędu 5 tys. zł dla mężczyzny (kobiety zapłacą nawet o tysiąc więcej). Sam gorset kosztuje ok. 2500 zł. Tymczasem chętnych nie brakuje. Przebijając się przez tłum na Krupówkach, aż nie chce się wierzyć, że jeszcze 150 lat temu do Zakopanego przyjeżdżało zaledwie… 100 rodzin.

Jądro polskości
Gdyby przeprowadzić wśród młodych ludzi ankietę i spytać ich, jak wygląda strój łowicki czy kurpiowski, niewielu wiedziałoby, o co chodzi. Strój podhalański opiszą z detalami. Dlaczego? – Rzeczywiście, strój podhalański stał się dziś najbardziej wyrazistym znakiem polskiej kultury ludowej – zauważa dr Stanisława Trebunia-Staszel, etnolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a prywatnie góralka z Białego Dunajca. – Górali z Podhala widzimy dziś w reklamach i telewizyjnych spotach. Złożyło się na to mnóstwo czynników. Przecież jeszcze w XIX wieku Podhale było mało znanym, zapóźnionym cywilizacyjnie regionem. Już Staszic przebywający u podnóża Tatr podkreślał odrębność kulturową Podhalan.

Zaznaczał, że ich strój wykazuje wiele podobieństw do ubiorów bałkańskich. Za Staszicem przybywali kolejni badacze. Seweryn Goszczyński zachęcał elity do odwiedzenia Podhala. Uważał, że tu znajduje się jądro polskości. Przełom XIX i XX wieku to okres ogromnej fascynacji kulturą podhalańską. Witkiewicz podniósł ją nawet do rangi kultury narodowej. W czasach, gdy nie było państwa polskiego, pisał, że poprzez nią można zachować narodową tożsamość. Odnajdywał w kulturze podhalańskiej prapolskie pierwiastki. Elity, przybysze z zewnątrz doceniali tę kulturę i bardzo dowartościowali Podhalan. Ks. Tischner często podkreślał ten niezwykły moment spotkania panów z góralami.

Po cenionym lekarzu Tytusie Chałubińskim dom wzniosła w Zakopanem wielka polska aktorka Helena Mo-drzejewska. Później osiedlili się tu również Henryk Sienkiewicz, Karol Szymanowski i Kornel Makuszyń-ski. Panowie reprezentujący wyższą kulturę cmokali z zachwytu nad rdzenną kulturą Podhala. Nic dziwne-go, że sami górale zaczynali być z niej coraz bardziej dumni. Do czasu. – Choć na Podhalu strój regionalny nigdy nie poszedł w odstawkę, w latach siedemdziesiątych młodzi nie-chętnie sięgali po góralskie serdaki – opowiada Stanisława Trebunia-Staszel. – Gdy zwyczaj noszenia strojów regionalnych zanikał, do walki przystąpił Związek Podhalan. Jego działacze podjęli mnóstwo inicjatyw (kursy dla szyjących, wystawy, spotkania, koncerty, apele itd.), by przywrócić go do życia. Była to mrówcza robota. Ale, jak pokazują dzisiejsze czasy, przyniosła nieprawdopodobne owoce. W końcu lat 70. Stanisław Krupa, prezes oddziału Związku Podhalan w Ludźmierzu, wysłał do metropolity krakowskiego ks. Franciszka Macharskiego list z prośbą o wystosowanie apelu do podhalańskich proboszczów, by zachęcali wiernych do noszenia tradycyjnych strojów. Księża z ambon Poronina czy Gliczarowa Msze w ornatach z regionalnymi elementami (rzecz nie do pomyślenia na Śląsku czy Mazowszu). Ogromną pracę wykonali kapelani Związku Podhalan: prof. Józef Tischner i Władysław Zązel. Dzięki porywającym kazaniom pisanym w bacówce w Łopusznej słowo „śleboda” poznali nawet ci, którzy dotąd Podhale kojarzyli z Makowem Podhalańskim.

Portki w Chicago
Sączący guinnessa, wyjeżdżający na Zieloną Wyspę Polacy często wtapiają się w tłum Irlandczyków. Po-dobnie w Wielkiej Brytanii. Wielokrotnie rozmawiałem z wracającymi do kraju „angielskimi” Polakami. Opowiadali o tym, że kibicują Chelsea (co za obciach przyznać się do jakiejś Stali Rzeszów), bawią się w londyńskich klubach i palą zachodnie fajki. – Tymczasem pierwszą rzeczą, którą zamawia góral przylatujący do Chicago, jest często… strój regionalny – uśmiecha się ks. Juchas – Co roku wysyłam do Stanów kilkadziesiąt kilo cukierków z wizerunkiem Matki Boskiej Ludźmierskiej na etykiecie. Idą tam jak świeże bułeczki. Górale bez kompleksów paradują między drapaczami chmur w Chicago w portkach z parzenicami. A poza tym wracają do kraju jako stuprocentowi górale. – Często wykorzystywali to księża. Mówili: patrzcie, oni nie zapomnieli o tradycji, nie wstydzą się jej – dopowiada Stanisława Trebunia-Staszel. – Podhalańską kul-turę nieprawdopodobnie dowartościował Jan Paweł II. Nie wypadało jechać do Watykanu bez kierpców czy portek z parzenicami. Opowiem zabawną historię. Grający w góralskiej kapeli mój mąż Paweł (w stroju regionalnym) pojechał do Jana Pawła II razem z władzami Nowego Targu (w dobrze skrojonych garniturach). Papież podszedł do muzykantów i rzucił: „No, wy to jesteście ubrani, a tamci – tu wskazał przedstawicieli Rady Miasta – to przebierańcy”. Noszenie stroju stało się honorem. Zresztą pod koniec lat siedemdziesiątych na Podhalu wystąpiło niezwykłe zjawisko. Wła-dze i przedstawiciele inteligencji zaczęli występować w regionalnych strojach. Dziś noszenie serdaka czy portek nie jest obciachem. Proszę przyjechać na odpust do Poronina. Tam aż 80 proc. ludzi, w tym wielu młodych, ubiera się po góralsku.

Spisz? A gdzie to jest?
Choć w Robercie Cudzichu płynie podhalańska krew, dom zbudował na sąsiednim Spiszu. Jego krewny Jan Cudzich-Dusza był współautorem pierwszej w historii płyty z góralską muzyką. – Wyobraź sobie klimaty: lata sześćdziesiąte, Poronin czy Stasikówka. W oknach górale wystawiali adaptery marki Bambino i szła ta płyta. Na okrągło – śmieje się gitarzysta New Life’m. Choć z okien jego domu w Dursztynie widać jak na dłoni Tatry, a zapierający dech w piersiach widok nie różni się diametralnie od panoram widzianych z Kościeliska, na Spiszu nie znajdziemy turystów. Kilka kilometrów na zachód zaczyna się inny świat. – Muzyka Podhalan jest powszechnie znana. Grane kilkanaście kilometrów na wschód spiskie czardasze (pobliska Niedzica była zamkiem madziarskich panów) pozostają w cieniu. Tatry i Podhale to rodzaj piękna olśniewającego, powalającego, niepodlegającego dyskusji – opowiada Robert. – Spisz jest równie piękny, ale trzeba go odnaleźć, zadać sobie trochę trudu, rozkochać się w nim. Dlaczego do tej pory pozostawał w cieniu? Być może dlatego, że tu ludzie byli bardzo długo pod mocną ręką panów nidzickich.

Panowała tu ogromna bieda, a pańszczyzna utrzymała się nawet do lat 30. XX wieku! Spisz to ziemia przeorana ogromnym cierpieniem. Górale za Białką nie mieli takiej wolności jak ich podhalańscy sąsiedzi. Podhale miało szczęście. Trafiała tam bohema, nadająca ton współczesnej kulturze. Podhale kwitło, podczas gdy sąsiednie regiony borykały się ze swoimi problemami. Z moich wieloletnich obserwacji wynika też jasno: podhalańska siła bierze się również stąd, że góral zawsze czuł wyższość nad słabym panockiem, ceprem – człowiekiem nizin – uśmiecha się gitarzysta. – Panocek nie umiał ciężko pracować, bał się wysokich gór czy srogiej zimy, a poza tym był kiepski w bitce i miał słabą głowę. Pamiętam dziadka, który mawiał: „Łoni to ino siedzom i kawusie pijom” (śmiech). Górale byli hardzi, zahartowani. Cierpieli straszną biedę. Dziadkowi tuż po ślubie powódź zabrała dom, w trzydziestych latach była tu bieda aż piszczało. Elity zachwycały się góralszczyzną, a górale korzystali z tego, jak mogli, mając przy tym niezłomne poczucie wyższości nad panockami z Krakowa. – Gdy mój syn zamieszkał po ślubie w Pyzówce, przecierałem oczy ze zdumienia, widząc ogromną miłość, jaką młodzi ludzie z tej wioski mają do strojów czy pieśni regional-nych – opowiada Robert Cudzich. – Za PRL-u można było przypuszczać, że takie gesty są odgórnie sterowane. Teraz widać, że to naturalna potrzeba serca.

Polak pachnie oscypkiem
Czy jest tak sielankowo? Niezupełnie. Słuchając góralskiej wersji discopolo, można zauważyć, jak łatwo rozmyć podhalańskie nuty w bagnie popkultury. – Moda na góralszczyznę rodzi wiele niebezpieczeństw – zauważa ks. Juchas. – W zalewie tej komercjalizacji łatwo skundlić naszą tradycję. I obudzimy się na Podhalu ze zgagą. Związek Podhalan od lat śle apele, by nie rozmywać tradycji. Musimy jej strzec, by nie pozostał jedynie tani blichtr. „Ginom nase zwyki pomalućku” – ubolewały w jednej ze swych piosenek Trebunie Tutki. Chyba troszkę tu przesady. Może i zwyki (zwyczaje) giną, ale naprawdę bardzo pomalućku. – Dziś strój góralski nie jest już utożsamiany jedynie z Podhalem, ale w ogóle z polską kulturą ludową – zauważa Stanisława Trebunia-Staszel (notabene kuzynka lidera wspomnianej kapeli).
Czy niebawem do Sevres pod Paryżem trafi figura górala z Podhala? Rzeźba podpisana „Wzorzec stuprocentowego Polaka” będzie pachniała oscypkiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.