Biznes – reaktywacja

Jan Cichy, dziennikarz naukowy

|

21.02.2010 15:59 GN 07/2010

publikacja 21.02.2010 15:59

Grupa biznesmenów założyła spółkę o nazwie takiej, jak firma dawno już nieistniejąca. Następnie kupiła od kolekcjonerów stare obligacje i… zażądała zwrotu 30 proc. powierzchni Katowic. Do akcji wkroczyła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Biznes – reaktywacja Giszowiec, dzielnica Katowic wybudowana przez Giesche Miroslaw Rzepka

Katowice chciała zrujnować spółka Giesche SA. Oryginalna spółka Giesche SA była jednym z największych przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego w międzywojennej Polsce. Należały do niej kopalnie (węgla, ołowiu i cynku), huty, zakłady chemiczne, a nawet fabryka porcelany. Siedzibą spółki były Katowice, ale właścicielem Amerykanie. Niemcy po plebiscycie na Śląsku w 1921 roku swoje udziały w spółce sprzedali za ocean. Giesche była tak bogatą spółką, że dla swoich pracowników wybudowała dwa duże osiedla – Giszowiec i Nikiszowiec. Według niektórych, to dzisiaj najpiękniejsze dzielnice Katowic. Ponadto posiadała nieruchomości w Szopienicach i Zawodziu.

Akcje w ministerstwie
Po wojnie spółkę Giesche (jako niemiecką) znacjonalizowano. Nielegalnie, bo była przecież spółką amerykańską. Gdy w latach 60. XX wieku o swoje upomnieli się Amerykanie (w imieniu akcjonariuszy, którzy posiadali akcje kupione przed wojną), rząd PRL musiał zapłacić 30 mln dolarów odszkodowania. To nie była pełna wartość utraconych dóbr, ale rząd USA zdecydował się podpisać porozumienie o rezygnacji z dalszych roszczeń. Akcje z USA przesłano do Polski i zdeponowano w skarbcu Ministerstwa Finansów.

Ministerialni urzędnicy nie wyrejestrowali spółki, nawet nie zadbali o zniszczenie zdeponowanych papierów wartościowych. Te z czasem z ministerstwa zaczęły wyciekać i pojawiać się w obrocie kolekcjonerskim. Nacjonalizacja była nielegalna z dwóch powodów. Po pierwsze PRL nie miał prawa nacjonalizować spółki amerykańskiej (a jedynie polskie i niemieckie), a po drugie nie miał prawa odbierać nieruchomości (a jedynie zakłady przemysłowe). Za niedopilnowanie tego Polska Ludowa zapłaciła Amerykanom duże odszkodowanie. Ale akcje pozostały, a spółka nie została wyrejestrowana. Nie była notowana na giełdzie, ale jej papiery można było kupić od antykwariuszy i kolekcjonerów.

Nowy i stary Giesche
W połowie 2006 roku do Krajowego Rejestru Sądowego została wpisana spółka Giesche SA. Założyła ją grupa biznesmenów z Pomorza. Jeden z nich znany jest jako kolekcjoner starych dokumentów. Nowa spółka nie miała nic wspólnego z tą, która w Polsce działała w okresie międzywojennym. Nic poza nazwą. Właściciele „nowej” Giesche SA nie byli spadkobiercami dawnych właścicieli magnata przemysłu ciężkiego. Zajęli się jednak skupowaniem starych akcji. „Nowa” Giesche SA zażądała zwrotu należącego do „starej” Giesche majątku. Chodziło o nieruchomości i ziemię. Ponad 30 proc. powierzchni Katowic. Trudno nawet oszacować, jaka jest wartość terenów, o które toczyła się gra. No bo ile kosztuje cała dzielnica?

Ustawa reprywatyzacyjna przewiduje wypłacenie prawowitym właścicielom 15 proc. wartości utraconego mienia. Właściciele „nowej” Giesche nie są jednak prawowitymi właścicielami posiadanych akcji, bo te formalnie zostały wycofane z obrotu (osobną sprawą jest to, jak „wyciekły” z ministerialnego skarbca). Choć sprawa toczy się od kilku lat, nabrała tempa w zeszłą środę. W Warszawie i Trójmieście ABW aresztowała cztery osoby związane z „nową” Giesche. Zarzuca im usiłowanie wyłudzenia ponad 341 mln zł na szkodę Skarbu Państwa, reprezentowanego m.in. przez Prezydenta Katowic.

Akcje zrujnują Polskę?
Problem jest poważny i dotyczyć może wielu przedwojennych spółek. Niektórzy szacują, że jeżeli sprawy szybko nie zostaną uregulowane, Polska może stracić nawet kilkadziesiąt miliardów złotych. Rok temu ABW analizowała w archiwach Ministerstwa Finansów dokumenty kilkunastu reaktywowanych przedwojennych spółek. Prasa pisała, że śledczy sprawdzali m.in. Warszawskie Towarzystwo Fabryki Cukru SA, browar Haberbusch & Schiele oraz Śląskie Zakłady Elektryczne SA. Niezależnie od tego rząd chce znowelizować ustawę o Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS), tak by rejestracja spółek, które działały na terenie Polski przed II wojną światową, była ograniczona dodatkowymi przepisami. Chodzi o spółki, które przed wojną emitowały papiery wartościowe, a teraz domagają się od Skarbu Państwa zwrotu majątku, nieruchomości czy ziemi. ABW twierdzi nawet (raport w tej sprawie wysłała do wszystkich ministrów rządu Donalda Tuska), że wskrzeszanie przedwojennych firm to zorganizowany proceder. Na czym mają polegać utrudnienia? Sędzia, zanim zarejestruje w KRS-ie reaktywowaną spółkę, będzie zobowiązany sprawdzić, czy jej właściciele mają prawa majątkowe do akcji, którymi się legitymizują. Sprawdzany będzie także sposób, w jaki właściciele papierów wartościowych weszli w ich posiadanie.

Nie tylko w Polsce
Powstałe we Francji Międzynarodowe Stowarzyszenie Posiadaczy Rosyjskich Obligacji (AFIPER) chce pozwać Rosję do sądu. Francja przed bolszewicką rewolucją z 1917 roku była głównym klientem rosyjskich obligacji. Z powodu ich wysokiej rentowności, traktowała je jako lokatę kapitału. W 1996 roku rząd w Paryżu podpisał z Moskwą porozumienie, na mocy którego za każdą obligację zapłacił 50 euro. Porozumienie kosztowało 400 mln dolarów. Tyle tylko że dzisiaj jedna obligacja warta jest nie 50 euro, tylko 10 tys. euro. Nie wszyscy właściciele rosyjskich papierów przyjęli tak niską zapłatę. Dzisiaj domagają się zwrotu realnej kwoty. A ta jest wręcz gigantyczna. Stowarzyszenie AFIPER obliczyło, że Rosja za carskie obligacje powinna zapłacić Francuzom około 100 mld euro. – Rosja jest dzisiaj wypłacalnym państwem, zasobnym w ropę naftową, posiadającym rezerwy walutowe – mówił na konferencji prasowej w zeszłym tygodniu Eric Sanitas, prezes Stowarzyszenia. Stowarzyszenie stwierdziło, że jeżeli Moskwa nie zgodzi się na zapłatę, rząd w Paryżu powinien przejąć rosyjskie nieruchomości na terenie Francji. I wcale nie chodzi o obiekty dyplomatyczne. Rosja kupiła niedawno duży teren niedaleko Wieży Eiffla. Chce na nim wybudować cerkiew z centrum duchowo-kulturalnym.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.