Na dachu świata

Jan Drzymała

|

GN 06/2010

publikacja 11.02.2010 09:42

17 lutego 1980 r. pierwsi ludzie w historii stanęli zimą na najwyższym szczycie ziemi Mount Evereście. Byli to Polacy Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki.

Na dachu świata Trasa, którą Polacy weszli na Mount Everest zimą 1980 r.

Organizacja wyprawy od samego początku była skomplikowana. – Pierwszym problemem było uzyskanie od Nepalczyków zezwolenia na wejście w okresie zimowym – opowiada profesor Andrzej Paczkowski, ówczesny prezes Polskiego Związku Alpinizmu (PZA). W Himalajach Nepalu obowiązywały bowiem tylko dwa sezony: wiosenny i jesienny – przed monsunem i po jego przejściu.

Zimą w Himalaje
Polakom wyjątkowo zależało na zimowym wejściu, ponieważ z powodu trudnej sytuacji w kraju stracili szansę wzięcia udziału w wielkiej eksploracji gór najwyższych w latach 50. i 60. Andrzej Zawada, wybrany później na kierownika himalajskiej wyprawy, uważał, że aby zapisać się w historii światowego himalaizmu, trzeba zrobić coś nowego, na co do tej pory jeszcze nikt się nie zdecydował.

Zezwolenie na zimową działalność na Evereście przyszło w ostatniej chwili – na tydzień przed początkiem jego obowiązywania. – Nie można było czekać z organizowaniem ekspedycji do czasu nadejścia zezwolenia. Trzeba było ryzykować – opisuje prof. Andrzej Paczkowski. – Andrzej Zawada pierwszy wystąpił z pomysłem wypraw narodowych. Pod tym hasłem można było dostać dodatkowe dofinansowanie z Głównego Urzędu Kultury Fizycznej – tłumaczy prof. Paczkowski. Państwo dość chętnie zdecydowało się na finansowanie wypraw, które mogły zapewnić prestiż na arenie międzynarodowej.

Made in Poland
Pieniądze nie były jedynym problemem. W końcówce lat 70. w Polsce nie było szans na kupienie odpowiedniego sprzętu i wyposażenie himalaistów oraz tragarzy. Część sprzętu sprowadzono z zagranicy. Ponad 20 tys. dolarów przeznaczył na ten cel mieszkający w Szwajcarii biznesmen Julian Godlewski. O część ekwipunku Polacy musieli postarać się w kraju. Ruszyła rodzima produkcja substytutów zachodniego sprzętu. Himalaiści sami musieli go projektować. – Najwięcej energii włożyli w to Andrzej Zawada i Ryszard Dmoch – mówi Andrzej Paczkowski. Zezwolenie na wspinaczkę obowiązywało od początku grudnia 1979 r. Polacy jednak dotarli do bazy dopiero pod koniec roku. – Niektórzy koledzy siedzieli tam od Wigilii. Ja byłem w bazie w sylwestra – wspomina Krzysztof Wielicki, dodając, że w składzie wyprawy znalazł się w ostatniej chwili.

Walka z żywiołem
Działalność górska rozpoczęła się na dobre w początkach stycznia 1980 r. Dość szybko, po pokonaniu lodospadu Ice Fall na wysokości około 6000 m n.p.m., udało się postawić pierwszy obóz. Potem drugi w głębi Kotła Zachodniego na wysokości 6500 m n.p.m. Trzeci stanął 15 stycznia w ścianie Lhotse na wysokości ponad 7000 m n.p.m. – Rozpoczęła się walka o Przełęcz Południową, gdzie miał stanąć obóz czwarty. Przełęcz leży już prawie na wysokości 8000 m n.p.m. – relacjonuje Wielicki. Wiał huraganowy wiatr, co utrudniało działalność. Polakom udało się zdobyć ten punkt po prawie miesiącu walki z żywiołem. – Około 8 lutego Leszek Cichy, Walenty Fiut i ja weszliśmy na przełęcz. Mieliśmy bardzo mały namiot, więc Leszek zszedł niżej, a ja z Walentym przesiedzieliśmy tam całą noc – wyjaśnia Krzysztof Wielicki.

Po nocy spędzonej na przełęczy Krzysztof Wielicki i Walenty Fiut zeszli do obozu trzeciego. Tymczasem Zawada i Szafirski postanowili wyruszyć w górę, by podbudować morale młodszych kolegów. Doszli na przełęcz, gdzie wcześniej dotarł już Zygmunt Heinrich z jednym z Szerpów, pozostawiając tam lepszy namiot. – To było 12 lub 13 lutego. Dowiedzieliśmy się wtedy, że zezwolenie, które obowiązywało do 15 lutego, zostało przedłużone tylko o 2 dni. Postanowiliśmy więc z Leszkiem Cichym zaatakować szczyt z obozu drugiego – wspomina Krzysztof Wielicki. Wszystko było wyliczone praktycznie na styk. Był jeden dzień zapasu, który jednak Cichy i Wielicki stracili, pomagając Andrzejowi Zawadzie zejść spod przełęczy do obozu trzeciego. Kierownik wyprawy, schodząc, nie trafił na właściwą linę poręczową i zabłądził. Koledzy ruszyli mu nocą na pomoc. Sprowadzili Zawadę, ale nie byli już w stanie ruszyć w górę. Dopiero 16 wyszli na przełęcz, a 17 ruszyli w kierunku szczytu.

Na szczycie
– Wyszliśmy z obozu dość późno – około 6 rano. Było tak zimno, że wcześniej się nie dało. Na szczycie byliśmy około 14. Połączyliśmy się z bazą przez radio. Zostawiliśmy różaniec od Jana Pawła II, kartkę z napisem „Polish Winter Expedition” i krzyżyk od matki operatora Staszka Latałły, który zginął w 1974 r., w czasie wyprawy na Lhotse – wspomina Wielicki. Wśród członków wyprawy zapanowała radość. Andrzej Zawada zawiadomił władze PZA. Poprosił również o wysłanie depesz do papieża Jana Pawła II i do Edwarda Gierka. – Spełniliśmy prośbę Zawady, ale podobno ktoś w kancelarii Gierka, czy nawet sam Gierek, obraził się, że telegram poszedł równocześnie do papieża. W efekcie himalaiści po powrocie zamiast państwowych odznaczeń dostali tylko resortowe – mówi profesor Paczkowski.

Tymczasem Wielicki i Cichy musieli swój sukces donieść do bazy, a rzecz wcale nie była prosta. Leszek Cichy szedł szybciej, ponieważ Krzysztofowi Wielickiemu dokuczały odmrożone stopy. Robiło się ciemno.
– Kiedy wreszcie dotarłem na przełęcz, opadły mnie wątpliwości, ponieważ to jest rozległy teren. Nie wie-działem, gdzie jestem i czy w ogóle uda mi się znaleźć namiot. Wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, będzie ze mną krucho. Ślady były zawiane, a ja praktycznie nic nie widziałem – mówi Wielicki. – To była wyprawa, jaka już nigdy mi się nie przytrafiła – podsumowuje himalaista. – Tam liczyła się przede wszystkim praca zespołowa. Kiedy zeszliśmy ze szczytu, Rysiek Dmoch płakał ze szczęścia. Było widać, że to był nasz wspólny sukces.

Jak się później okazało, w himalaizmie ryzyko się opłaca. Dzięki nieustępliwości Zawady i odporności himalaistów polscy wspinacze weszli do historii z przydomkiem „lodowi wojownicy”. Jak nikt inny na świecie radzili sobie w trudnych zimowych warunkach. Padały kolejne szczyty, a inne ekipy mogły tylko z zazdrością podziwiać wyczyny Polaków.

Więcej na portalu wiara.pl

Mount Everest
Najwyższy szczyt ziemi – 8848 m n.p.m. Leży w Himalajach Centralnych na granicy nepalsko-chińskiej (Tybet). Pierwszy raz na szczycie stanęli Edmund Hillary i Szerpa Norgay Tenzing w 1953 roku. Szlakiem przez nich wytyczonym weszli Polacy zimą 1980 roku.

Członkowie wyprawy

Andrzej Zawada – kierownik
Ryszard Dmoch – zastępca kierownika
Andrzej Zygmunt Heinrich – zastępca kierownika ds. sportowych
Leszek Cichy
Krzysztof Wielicki (powyżej na unikatowym zdjęciu ze szczytu Mt. Everestu)
Krzysztof Cielecki
Walenty Fiut
Ryszard Gajewski
Jan Holnicki-Szulc Bogdan Jankowski – radiooperator
Janusz Mączka
Aleksander Lwow
Kazimierz W. Olech
Maciej Pawlikowski
Marian Piekutowski
Ryszard Szafirski
Krzysztof Żurek
Józef Bakalarski i Stanisław Jaworski – filmowcy
Robert Janik – lekarz
ks. Stanisław Kardasz

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.