Czas noszenia korali

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 02/2010

publikacja 17.01.2010 19:01

Dzieci są w domu gośćmi – mówi Irena Bylicka, mająca ich ośmioro. – Trzeba wychować je tak, żeby innym było z nimi dobrze.

Czas noszenia korali Rodzina Bylickich tworzy zgraną, wspierającą się paczkę Wojciech Gadomski

Wychowywanie dzieci to dla niej zawód. – Niepracująca zawodowo kobieta produkuje 1/3 PKB, dbając o zdrowie rodziny, wpływając na efektywność pracy męża, działając na rzecz otoczenia – wylicza. Sama pracuje społecznie w stowarzyszeniu Związek Dużych Rodzin „Trzy Plus”, w komitecie rodzicielskim podstawówki, do której chodzą dzieci w Radości, ale największą uwagę skupia na rodzinie. Jej najstarsza córka Róża już wyszła za mąż i ma córeczkę Cesię, na którą babcia czasami przez pomyłkę woła Oktawia, tak jak na swoją najmłodszą córkę. Bo Oktawia ma 14 lat i jest dwa razy młodsza od Róży. – Najpierw były rządy żeńskiej komuny – Irena po kolei wymienia przychodzące na świat dziewczynki: – Róża, Izabella, Dorota, Anna, Ksenia.

W 10. rocznicę ślubu urodził się Mikołaj, potem Michał i najmłodsza Oktawia. Nie wszyscy mają cierpliwość wysłuchiwać tych imion do końca – uśmiecha się. Z tą cierpliwością przy wychowaniu takiej gromadki i u niej bywało różnie. Niekiedy w chwilach ogromnego zmęczenia łapała się na tym, że już po raz ósmy w życiu musi przewijać dziecko, uczyć je chodzić, przygotowywać do pierwszej klasy, I Komunii, a potem bierzmowania. Ale zaraz potem myślała, że to, co dla niej mogło stać się rutyną, dzieciom zdarza się pierwszy raz. – Dla każdego dziecka to bardzo krótki i ważny czas, dlatego warto mu towarzyszyć, dodawać sił – wyjaśnia. Więc stale jest przy dzieciach i razem z nimi uczy się, jak je wychowywać. – Bo nie ma z góry ustalonych zasad – uważa. – Każda rodzina musi wypracować swoje.

Rosnący dom
Kiedy 19 lipca 1980 r. brali z Maksymilianem ślub, w kraju było głośno, że pod Lublinem przyspawano do torów pociągi jadące na Wschód. Wszyscy mówili, że rodzi się nowe, a oni byli zajęci sobą i planowali, że mimo niesprzyjających warunków będą rodzić dużo dzieci. Kiedy na świat przychodziły kolejne, odkryła, że właściwie nikt poza nimi się z tego nie cieszy. – Czuło się wtedy strach przed bombą demograficzną, a potem się okazało, że w Europie brakuje dzieci – mówi. – Modne już było zachęcanie kobiet do pracy zawodowej, wywołujące poczucie, że wychowywanie dzieci to stracony czas.

Sama po 18 latach edukacji nie była przygotowana do zostania w domu. Studiowała ekonomikę rolnictwa i przed urodzinami Róży obroniła najlepszą na roku pracę magisterską. – Całe życie starałam się spełniać wymagania rodziców i profesorów – przyznaje. Tym razem postanowiła realizować swój plan. Ich dom rozrastał się razem z pociechami. Kiedy spodziewali się trzeciej – Dorotki – kupili w Radości 80-metrowy dom, który jej tata ze względu na standard nazywał „slumsikiem”.

Potem dobudowywali garaż, pomieszczenie na fortepian, na którym gra Maksymilian, sionkę, kolejne pokoje na górze. – Na początku niemowlę dobrze się czuje przy łóżku rodziców – opowiada. – Dzieci do 10–14 lat lubią mieszkać w pokoju z rodzeństwem, ale potem potrzebują prywatności. Po latach osiągnęli ten idealny stan. Ale jeszcze najstarsza Róża śmiała się, że młodsi czekają, kiedy wyjdzie za mąż, żeby zająć jej pokój.

Wystarczy słuchać
W wielodzietnej rodzinie dzieci same uczą się odpowiedzialności. Mają dwa psy, koty, żółwie i królika. – Od dwóch lat nie zajmuję się królikiem i żółwiami – to obowiązki młodego pokolenia – podkreśla Irena. – Kiedy przychodzi na świat kolejne dziecko, poprzednie jest jeszcze małe, ale to ono potrafi opiekować się i „tłumaczyć” na język dorosłych swojego braciszka czy siostrzyczkę. – Kiedy starsze rodzeństwo zajmuje się młodszym, potem automatycznie ma świadomość obowiązków wobec innych, także spoza rodziny – opowiada Irena. Konieczność wymusza poczucie obowiązku. Jeśli starsze dzieci nie pomogą jej przy gotowaniu obiadu dla 10 osób, to wiedzą, że nie będzie go na czas, dlatego same zakasują rękawy. – Na różnych odcinkach życia pomagamy sobie wzajemnie – mówi. – Teraz już nie muszę nosić zakupów, robią to za mnie dzieci.

W wychowaniu stawiali sobie z mężem cele długo- i krótkoterminowe. Długoterminowe to np. takie wychowanie dzieci, żeby innym było z nimi dobrze. Krótkoterminowe polegały na skupieniu się na początku roku szkolnego na tych, którzy zaczynają jakiś nowy etap życia, np. idą do zerówki czy pierwszej gimnazjalnej. Od Bożego Narodzenia więcej uwagi poświęcali tym, którzy kończyli jakiś etap. – Ważne, żeby czekać w domu, kiedy dzieci wracają ze szkoły i są nabuzowane tym, co przeżyły – podkreśla Irena. Statystycznie najlepiej, gdyby rodzice rozmawiali z dzieckiem chociaż 15 min. Dziś jej dzieci tworzą zgraną paczkę, dbają o relacje i kiedy komuś się nie układa, radzą się rodziców.

Tróje i talenty
Za priorytet uważała, żeby nie zepsuć w dzieciach tego, co w nich dobre, i rozwijać ich talenty. W edukacji najważniejsze wydawało jej się to, co jest poza programem szkolnym. W polskiej szkole nauczyciel zwraca uwagę na słabe strony ucznia. W angielskiej ocenia się go na trzech poziomach: jego ogólną wiedzę, to, jakie osiągnął postępy przez ostatni semestr i jaki był wysiłek, który w to włożył. – Kiedy dziecko ma najwyższe punkty za wysiłek, też jest się z czego cieszyć, a u nas się tego nie robi – mówi. – Ważne, żeby doceniać osiągnięcia spoza programu edukacji. Wtedy wzrasta poczucie własnej wartości ucznia, czuje się akceptowany.

Sama wymagała, żeby jej pociechy z przedmiotów, które ich nie interesują, miały co najmniej tróję. Nie nakłaniała, aby były dobre z wszystkiego. Zachęciła do pracy w harcerstwie, żeby stworzyć im środowisko rówieśników i nauczyć obowiązków. – Tam dzieci nauczyły się zachowań, które trudno było wpoić w domu – mówi. Tam też stworzyły sobie zaplecze przyjaciół i uczyły dokonywania wyborów. Irena z mężem też stawiają na przyjaciół. – W rodzinie najważniejsze, by dobrze układało się małżeństwo rodziców, potem relacje z dziadkami, ale też ciotkami i wujkami, także przyszywanymi, czyli przyjaciółmi – tłumaczy. – W razie gdyby nam się coś stało, jest duże grono, które zajęłoby się naszymi dziećmi, jak w „Ani z Zielonego Wzgórza”. A poza tym to zapewnia duże poczucie bezpieczeństwa.

Może być piękna
Na śniadanie zwykle wychodziły im trzy litry mleka i prawie dwie paczki płatków. Nie zgadza się z powiedzeniem, że w wielodzietnej rodzinie jedno przy drugim się wyżywi. Każde dziecko potrzebuje wartościowego jedzenia, ubrań i przy pozornie bezpłatnej szkole – korepetycji. Średnio na jedno trzeba wydać co najmniej od 300 do 500 zł miesięcznie. Do szkoły nie szykowała im śniadań, bo po prostu nie dawała rady. Z powodu braku czasu nie mogła też być nadopiekuńcza i dlatego żadne z jej dzieci nie mogło powiedzieć, jak to czasem robią jedynacy, że matka zapomniała im spakować jakieś części garderoby na wakacje. Sami zastanawiali się, co zabrać.

Kiedyś ambitnie postanowiła odprowadzić Różę do zerówki. Zanim wyszła ze szkoły, przed bramą czekała 2,5-letnia Dorotka w piżamce. To samo było z chodzeniem na Msze. Nim przygotowała obiad i maluchy do wyjścia, dawno mijała ustawowa „jedenasta” dla rodzin z dzieciakami. – Bardziej denerwuje mnie, kiedy rodzice zwracają dzieciom uwagę: „bądź cicho”, niż samo ich bieganie po kościele i głośne pytania – zwierza się. – Dobrze by było, żeby ksiądz czasem powiedział, że w taki sposób dzieci chwalą Pana Boga. Przydałyby się też spotkania rodzin wielodzietnych. Przecież jest nas sporo.

Zawsze pilnowała, żeby w ciągu dnia sprawić sobie 20 minut przyjemności. – Z punktu widzenia pracy matki jako zawodu najważniejsze, żeby matka czuła się szczęśliwa. Bo jak jej zabraknie, to wszystko w rodzinie się wali – podkreśla. Dlatego sprawia sobie przyjemności: spaceruje, lepi bałwana, pieli w ogródku. No, może odpadają robótki ręczne, bo zanim zdąży nawlec igłę, już młodsze dzieci są obok. I teraz wreszcie przyszedł czas na noszenie korali. Wcześniej zawsze trzeba było któreś wziąć na barana, przenieść przez płot. Teraz spokojnie może być piękna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.