Kto spotyka w mieście dzika

Przemysław Kucharczak

|

GN 01/2010

publikacja 07.01.2010 15:15

Dzik jest dziki, dzik jest zły? To już nieaktualne. Przynajmniej nie w przypadku dzików miejskich, które od kilku lat mieszkają między wysokimi blokami największych polskich aglomeracji.

Gdynia-Orłowo, dziki na placu zabaw dla dzieci Gdynia-Orłowo, dziki na placu zabaw dla dzieci
Agencja Gazeta/Dominik Sadowski

Dziki, które porzuciły las dla miejskiego życia, to problem Gdańska, Warszawy, Wrocławia, Krakowa i wielu mniejszych miast. Przetrząsają miejskie śmietniki i żebrzą o chleb. Nie wchodzą do ścisłego centrum, gdzie jest za dużo betonu, ale spodobały się im pełne zieleni blokowiska.

Rodzić po miejsku
Jeśli mierzyć to zjawisko ilością filmików, wrzuconych do internetu, to zdecydowanie najwięcej dzików żyje w mieście, które uchodzi za najbardziej zanieczyszczone: w Katowicach. Dziki na tych filmach space-rują sobie pod oknami bloków albo z godnością przechodzą po pasach przez ruchliwe skrzyżowania. I to nie samotnie, ale wielkimi stadami, prowadząc po kilkanaście malutkich, pasiastych warchlaków. Dziki szczególnie upodobały sobie wielkie blokowiska w południowej części Katowic, sąsiadujące z lasami. Jednak nocą były widziane nawet u wlotu do ścisłego centrum, na katowickiej ulicy Wita Stwosza. W zeszłym roku straż miejska odłowiła i wywiozła z Katowic aż 42 dziki. – To były dziki miejskie, im tu było dobrze i absolutnie nie chciały się stąd wynosić do lasu.

Były nauczone od małego pasiaczka, że mieszkają tu – mówi Grzegorz Skurczak, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Katowice. – To zupełnie jak z ludźmi: ktoś przyzwyczajony do życia na wsi źle się czuje w mieście, i na odwrót, mieszkańcowi miasta na wsi przeszkadza błoto i brak chodnika. U tych dzików jest podobnie – dodaje. Większość z odłowionych w mieście dzików trafiło do zamkniętych hodowli. Kilka zostało jednak wywiezionych do lasów odległych od Katowic o 20 km. Przed wypuszczeniem dostały kolczyki, żeby można było je śledzić. – Większość z tych dzików wróciła już po kilku dniach. A jedna ciężarna locha przyszła pół roku później, żeby rodzić w mieście, gdzie sama się urodziła – mówi Grzegorz Skurczak.

Dzik na pasach
Dosyć szeroko znana jest opinia, że od psów bardziej inteligentne są świnie. Mają tylko tego pecha, że są smaczne. Blisko spokrewnione ze świniami dziki, które przeprowadziły się do miast, też udowadniają dziś swój spryt. Niezwykle wygląda zwłaszcza ich przechodzenie przez szosy, po których mkną samochody. Prowadząca stado locha staje przy brzegu jezdni i robi ostrożne kroki w przód i w tył. Na jej widok auta zatrzymują się. A wtedy locha bez pośpiechu przechodzi na drugą stronę. Za nią zabawnie drepcze kilkanaście małych warchlaków, biegną też inne duże dziki. Takie sceny z katowickich dróg można oglądać w internecie.

Przy skrzyżowaniach dziki przechodzą nieraz... po pasach. – Psy też to potrafią, ale trzeba je tego nauczyć. U dzików panuje matriarchat. Locha, rozglądając się na światłach w prawo i w lewo, aż zatrzymają się samochody, przekazuje ten wzorzec zachowania młodym – tłumaczy inż. Skurczak.
Choć miejskie dziki nie boją się ludzi, to nauczyły się już unikać samochodu... straży miejskiej. Na jego widok uciekają na drugi koniec osiedla, tratując żywopłoty. – Ponieważ strażnicy wyłapują dziki, te zwierzęta zaczęły już kojarzyć ich samochód z niebezpieczeństwem – mówi inż. Skurczak. – Podczas jednej z akcji odławiania w Katowicach jeden dzik wyciągnął drugiemu strzałkę ze środkiem usypiającym. To mogło być takie zachowanie socjalne, jak iskanie u małp, czyli wybieranie insektów, albo wylizywanie sobie nawzajem ran przez wilki – tłumaczy.

Dzieci i warchlaki
Czy dziki mogą być groźne dla człowieka? To w mieście zdarza się bardzo rzadko. Jednak dzik może być agresywny, jeśli zostanie ranny. Na przykład po potrąceniu przez samochód albo kiedy złomiarze atakują go łomem, próbując przerobić go na dziczyznę. To też argument za wywożeniem dzików z miast. Na co dzień jednak miejskie dziki nie widzą w człowieku zagrożenia. – Na filmie zrobionym w Katowicach-Ligocie widziałem, jak przecięła się droga dzików i grupy biegnących dzieci. Dzieci i warchlaki przebiegły między sobą, a locha kompletnie na to nie zareagowała. Zero agresywnych reakcji. Ten dzik traktuje ludzkie dzieci jako coś normalnego – mówi Grzegorz Skurczak. – Dzik może jednak bronić warchlaków przed psem. A przestraszony pies nieraz chowa się za swoim panem. I w ten sposób człowiek mógłby ucierpieć, stając na drodze szarżującego na psa dzika. W Katowicach mieliśmy jednak inny przypadek. Pies zaszczekał, a kiedy dziki puściły się za nim, schował się pod samochodem. Dziki biegały dookoła tego auta, nie zwracając uwagi na właściciela psa, który stał obok i czekał – wspomina.

Dziki bardzo szybko się dziś rozmnażają. Zimy ostatnio są łagodne, więc prawie wszystkie młode w miocie przeżywają. Każda locha ma od czterech do ośmiu warchlaków. W ciągu zaledwie dwóch sezonów ta grupa może więc urosnąć do 30 osobników. W mieście nie wolno do nich strzelać. A skoro w lesie liczba dzików jest ograniczana przez odstrzał, wkrótce mogłoby dojść do zaburzenia równowagi w przyrodzie. Przewagę zdobyłyby urodzone w mieście dziki, które nie będą umiały poradzić sobie w lesie. Jak więc to zjawisko powstrzymać? W lasach Nadleśnictwa Katowice na pasach zaporowych zakopywana jest kukurydza. Jej ziarno smakuje dzikom tak, jak ludziom cukierki. Dziki, dzięki świetnemu węchowi, odkopują kukurydzę po ziarenku. Mają więc zajęcie... Dzięki temu mniej nowych dzików przenosi się do miasta. Jeszcze ważniejsze jest częste wywożenie śmieci ze śmietników przez służby sanitarne. I przede wszystkim ludzie powinni przestać dokarmiać dziki. – Widziałem to nieraz przy szpitalu klinicznym w Katowicach-Ligocie. Locha zatrzymuje się w krzakach 50 m przed kliniką, ale młode podbiegają pod same okna i patrzą do góry. Żebrzą jak psy. Pacjenci, którzy siedzą w oknach aż do dziewiątego piętra, na ich widok zrzucają im swoje kanapki. Niektórzy mieszkańcy osiedli karmią dziki z ręki. Robią to z litości nad zwierzętami, ale w rzeczywistości szkodzą środowisku – ocenia Grzegorz Skurczak. – Jeśli ktoś bardzo chce dokarmiać dzikie zwierzęta, niech zapyta leśniczego, gdzie może to robić. Absolutnie nie powinniśmy karmić dzikich zwierząt przy zabudowaniach – podkreśla.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.