Muzeum podłych czasów

Przemysław Kucharczak

|

GN 39/2009

publikacja 28.09.2009 13:34

W muzealnej kawiarni opryskliwa obsługa poda ci kawę w szklance. W jednej z sal zwiedzający mogą być nawet legitymowani – planują twórcy Muzeum PRL-u w Nowej Hucie.

Muzeum podłych czasów Miasteczko PRL, – inscenizacja w Katowicach z okazji 20-lecia wolnej Polski fot. EAST NEWS/SE/PIOTR GAJEK

Muzeum PRL-u powstaje w dużym socrealistycznym gma¬szys¬ku po dawnym kinie „Światowid” w Nowej Hucie. Zwiedzający będą mogli zobaczyć wystawy nie tylko na parterze i piętrze, ale też poniżej, w potężnym schronie przeciwatomowym na sto osób. Muzeum PRL-u ma być gotowe w 2011 roku. Jest filią powstającego w Warszawie Muzeum Historii Polski. Napisany przez zespół historyków scenariusz wystawy jest już gotowy i czeka na zatwierdzenie przez Radę Programową Muzeum PRL-u. W przyszłym roku plastycy przełożą go na obraz i dźwięk.

Dresik non-iron
– Wiesz, córciu, w PRL-u w sklepie był tylko ocet... – Jak to, tatusiu, w całym Carrefourze? Nie jest łatwo ludziom urodzonym w wolnej Polsce wyobrazić sobie, na czym polegało życie zwykłych ludzi w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. To dla młodzieży rzeczywistość tak odległa jak powstanie kościuszkowskie i potop szwedzki. Jeden z nauczycieli historii usłyszał kiedyś w liceum pytanie: „A czy PRL był też w innych państwach?”. Jest jednak także taka grupa młodzieży, którą PRL znacznie bardziej ciekawi niż dawniejsze okresy, bo wydaje się im bardziej egzotyczny. – Nawet moi bratankowie kupują w internecie ubrania z tamtych lat, jakieś dresiki typu non-iron, jakieś okropne krawaty i bluzy.

Młodzi wybierają z PRL-u rzeczy, które mogą bawić, np. tabliczki z napisami głoszącymi kult pracy – mówi Jadwiga Emilewicz, kierownik Muzeum PRL-u. Pewna moda na PRL przenika się z dzisiejszą modą na lata 80. – W autobusach widuję czasem kogoś młodego w dresie z napisem „CCCP” – dodaje Hubert Wołącewicz z Muzeum PRL-u. „CCCP” to rosyjski skrót nazwy Związku Sowieckiego. – Ciekawe, bo dla nas w latach 80. taki napis był szczytem obciachu, żaden z moich kolegów nigdy by tego nie założył – mówi. – Istnieje też wśród młodzieży drugi nurt: antykapitalistyczny. Niektórym młodym wydaje się, że dzisiejszy nadmiar towaru i nadmiar wyboru powodują pojawienie się sztucznych potrzeb. Tak bardzo nie lubią konsumpcjonizmu, że sądzą, że w czasach niedomiaru było lepiej – zauważa Jadwiga Emilewicz.

Club PRL
Nikt nie buduje dzisiaj w Polsce restauracji w stylu okresu wojen napoleońskich, natomiast knajpki stylizowane na PRL można spotkać w wielu dużych miastach. Nie są to lokale przeznaczone dla starszych, choć niektórzy z nich mogą mieć przecież do Polski Ludowej pewien sentyment jako do kraju młodości. Na przykład w knajpce „Propaganda” na krakowskim Kazimierzu przesiaduje głównie młodzież. Krakowski studencki „Club PRL” kusi neonem, na którym dumnie dzierży ster socjalistyczny młodzieniec. Tyle że dziwnie nie pasują do niego wypisane poniżej atrakcje lokalu, np. „bezprzewodowy internet”. – Najlepiej sprzedającym się u nas napojem jest ta oranżada – Paweł Berlatka, właściciel klubu „1949” w Nowej Hucie, wskazuje butelki wypełnione różową cieczą, stojące przy ladzie. Jedna kosztuje 2,50 zł. Słucham pana Pawła z niedowierzaniem, bo pamiętam smak oranżady z młodości. – Przecież to zwykle było paskudztwo! – wyrywa mi się. Paweł Berlatka kręci głową: – Nie, ona ma tylko landrynkowy smak. Moim zdaniem, jest smaczniejsza od coli i wielu napojów, w których czujesz chemię. Młodzież, szczególnie z zaprzyjaźnionego z nami III LO, gdy zabraknie oranżady, to komentuje, że to po prostu skandal – uśmiecha się szeroko właściciel. Oranżadę w jego lokalu kupują też starsi ludzie, których przywożą tu przewodnicy po Nowej Hucie.

Bierut na ścianie
Młodzi siedzą w klubie „1949” przy stolikach udekorowanych czerwonym goździkiem włożonym do... butelki. Na środku każdego stolika stoi też szklanka w blaszanym koszyczku z uchwytem. Tyle że wcale nie trzeba z niej pić: w środku pali się świeczka, bo szklanka jest tylko rodzajem świecznika. Jako dekoracja, z boku wiszą też dwie rolki papieru toaletowego, a na półce stoją stare odbiorniki radiowe i hełm z napisem „ORMO”. Jednak na ścianie jest też kolorowa sztuka nowoczesna. Całość robi przyjemne wrażenie, inaczej niż w siermiężnych knajpach sprzed ćwierć wieku. Zwłaszcza że pan za ladą miło sobie gawędzi z klientami, zamiast traktować ich jak osobistych wrogów, co było normą w PRL.

Są jednak inne lokale nawiązujące stylistyką do PRL, których właściciele zdecydowanie przekraczają granice dobrego smaku. Przed czterema laty stowarzyszenie Młodzi Konserwatyści złożyło nawet doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez właścicieli „Klubu PRL” we Wrocławiu, bo na jego ścianach wisiały portrety zbrodniarzy, m.in. Stalina, Mao Tse-tunga i Bieruta. Prokuratura umorzyła sprawę, uzasadniając, że właściciele nie mieli zamiaru przekonywać gości do ustroju, a „lokal został urządzony w oryginalny sposób, w celu uprzyjemnienia zabawy”. Właśnie to zdanie szczególnie oburzyło Młodych Konserwatystów. Pytali, czy zdaniem prokuratury zdjęcie Hitlera też można by wieszać w miejscach publicznych w celu „uprzyjemnienia zabawy”. Pokusę pokazywania PRL-owskiej przeszłości wyłącznie w konwencji zabawy ma też czasem część przewodników po socrealistycznej Nowej Hucie. Wszyscy przewodnicy obwożą turystów po mieście trabantami albo nyskami. Tyle że dla niektórych z nich jest to okazja do rozpoczęcia głębszej opowieści o zbudowanym w PRL-u mieście, a dla innych zabawna przejażdżka, zakończona konsumpcją wódki z ogórkiem w typowym nowohuckim mieszkaniu.

Puste haki
Wśród pracowników Muzeum PRL-u są też młodzi ludzie. Agnieszka Pelc dopiero skończyła studia, ma 24 lata. – Ubolewam, że część moich rówieśników widzi PRL tylko w konwencji zabawy, absurdu i komedii Barei. Osobiście nie pamiętam PRL-u, ale dzisiaj poznaję jego historię. To w żaden sposób nie jest śmieszny okres, do którego chciałoby się wrócić – mówi zdecydowanie. Nie chodzi tylko o morderstwa, bicie i więzienie ludzi za wyrażanie poglądów. Także o codzienne upadlanie zwykłych ludzi, zmuszanych do uczestnictwa w czynach niedzielnych, do oklaskiwania na wiecach przygłupawych aparatczyków partyjnych, do ocierającego się czasem o kradzież „kombinowania” przy zdobywaniu materiałów budowlanych czy zwykłej żywności. – My, wychowani w dobie internetu, którzy możemy wszędzie pojechać i wybierać między tysiącem możliwości, nie potrafimy się wczuć w rolę osób, które 30 lat temu w Polsce miały tyle samo lat co my – mówi Agnieszka Pelc. Zapowiada, że Muzeum PRL-u spróbuje nie tylko pokazać rzeczywistość PRL-u, ale też ją zwiedzającemu objaśnić. – Być może w jednej z sal zrekonstruujemy sklep mięsny z pustymi hakami. Jednak nie poprzestaniemy na tym, tylko spróbujemy interesująco wytłumaczyć młodym, jak to się stało, że w kraju rolniczym brakowało mięsa – mówi Agnieszka Pelc.

W muzeum zostaną też prawdopodobnie zrekonstruowane wnętrza mieszkania, szkoły czy komisariatu. Pojawią się multimedia, z głośników będą sączyły się różne odgłosy, wielu eksponatów będzie można dotknąć. W komisariacie poznamy historię tajnych służb. Wiele zależy teraz od inwencji plastyków. – W Nowej Hucie widać szczególnie, jak bardzo zainteresowani życiem za żelazną kurtyną są turyści zagraniczni. To dla nich nieznany świat. Kojarzy im się z filmami o Bondzie – mówi Jadwiga Emilewicz. – Dzisiaj tacy turyści czasami trafiają na opowieść o PRL-u na wesoło, w wersji pop. U nas poznają historię PRL w znacznie pełniejszy sposób – zapowiada.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.