Polacy leżeli pod latryną

Przemysław Kucharczak

|

GN 32/2009

publikacja 11.08.2009 07:51

Guziki z orzełkami w koronie i inne fragmenty polskich mundurów odkryli Ukraińcy w dawnej latrynie w miasteczku Włodzimierz Wołyński.

Polacy leżeli pod latryną Polaków pochowano w tym obniżeniu terenu – pokazuje Wołodymyr Stemkowski dyrektor włodzimierskiego muzeum, Wojciechowi Pokorze z Radia Lublin fot. RADIO LUBLIN

Znaleźli tam też mnóstwo ludzkich kości i aż 98 czaszek. Większość jest przestrzelonych. To odkrycie praktycznie nieznane w Polsce. Do tego makabrycznego odkrycia we Włodzimierzu Wołyńskim doszło już 12 lat temu, w 1997 roku. Ukraińcy zawiadomili polski konsulat we Lwowie. Sprawą zainteresowali się prokuratorzy z Łodzi. Jednak od tamtej pory nic więcej w tej sprawie się nie stało. Historycy nie wymieniają Włodzimierza wśród miejsc kaźni Polaków na Wschodzie.

Ukraińcy przed 12 laty sami pochowali więc znalezione szczątki polskich żołnierzy we wspólnej kwaterze. Na mogile ustawili wysoki, łaciński krzyż z drewna. Na uroczystość pochówku przyjechał przedstawiciel polskiego konsulatu. Jednak na tym obecność Polaków na miejscu kaźni we Włodzimierzu się zakończyła. Wołodymyr Stemkowski, dyrektor Muzeum Historycznego we Włodzimierzu Wołyńskim, twierdzi, że nie przyjechał tam nigdy żaden polski prokurator.

Na grobie Polaków nie ma też do dziś żadnego napisu. Wokół mordu Polaków we Włodzimierzu panowała więc do dziś cisza, jakby w ogóle nic tam się nie stało. Ciszę tę przerwali reporterzy Radia Lublin, których sprawą zainteresował dyrektor włodzimierskiego muzeum, Ukrainiec. – Byłem zszokowany, że przez tyle lat o tym w Polsce nie mówiono. Zwłaszcza, że to nie jest żadna tajemnica – mówi Paweł Bobołowicz, dziennikarz Radia Lublin. Bobołowicz i jego redakcyjny kolega Wojciech Pokora przypomnieli sprawę mordu we Włodzimierzu Wołyńskim w ostatnią niedzielę w Radiu Lublin. Przedtem długo zbierali materiał na Ukrainie.

Ukradli im nawet buty
Według dystynkcji na pagonach, które znaleźli przeprowadzający ekshumację Ukraińcy, wśród zamordowanych byli polscy oficerowie, ale też podoficerowie i szeregowcy. Obok ich kości znaleziono też jeden guzik harcerski i jedną pieczątkę z monogramem. Siedem ze znalezionych w tym miejscu ofiar to kobiety. Kto ich zamordował? – Nie ma wątpliwości, że Sowieci. Obok ciał leżało mnóstwo łusek do pistoletów Browning, używanych przez NKWD, sowiecką tajną policję – mówi Wojciech Pokora z Radia Lublin. – Poza tym, przy zamordowanych znaleziono drobne pieniądze, kopiejki, sygnowane na lata między 1932 a 1940. Późniejszych już nie było. To kolejny ślad, że zginęli podczas okupacji sowieckiej – dodaje.

Polacy zostali zabici w typowy dla Sowietów, okrutny sposób. W czasie ekshumacji okazało się, że mieli ręce skrępowane drutem. Mordercy ustawiali ich nad głębokim dołem i uśmiercali strzałem w tył głowy. Stąd w każdej czaszce widać mały otwór wlotowy z tyłu i większy, wylotowy, z przodu. Ciała w polskich mundurach upadały wprost do swojego wspólnego grobu. – Musiało to się stać w chłodnej porze roku, bo żołnierze mieli na sobie ciepłą odzież i płaszcze – zwracają uwagę reporterzy Radia Lublin.

Archeologom udało się też skompletować 78 par butów, wydobytych z mogiły. Dziennikarze z Radia Lublin pokazują nam je na zdjęciach. – To też jest wstrząsające, że są to zwyczajne buty gumowe. Wygląda na to, że pierwszą rzeczą, jaką zrobili Sowieci, było obrabowanie polskich żołnierzy z ich skórzanych, wojskowych butów – mówią.

Jabłonie nad zwłokami
Bardzo możliwe, że Polaków we Włodzimierzu Wołyńskim zostało zabitych znacznie więcej. Archeolodzy z ukraińskiej organizacji „Poshuk” przebadali w 1997 roku tylko niewielką część podwórka dawnego więzienia NKWD we Włodzimierzu Wołyńskim. – To miejsce jest jednocześnie dawnym zamkiem i średniowiecznym grodziskiem. Teren jest otoczony wysokimi wałami, więc nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć, jak Sowieci mordują tu ludzi – mówi Wojciech Pokora. Nad przysypanymi wapnem ciałami polskich żołnierzy Sowieci założyli latrynę, żeby w przyszłości zniechęcić ludzi do rozkopywania tego miejsca. – Jednak archeolodzy z organizacji „Poshuk”, znając tę sowiecką taktykę, zaczęli kopać właśnie na miejscu latryny.

Przebadali teren o powierzchni 50 metrów kwadratowych – mówi Paweł Bobołowicz. – Znaleźli tam ludzkie kości i liczne fragmenty polskich mundurów. Jednak pomordowani ludzie leżą w grodzisku prawdopodobnie na terenie jednego hektara. Wiadomo, że Sowieci mordowali tu także Ukraińców. Pomiędzy 1941 a 1944 rokiem ludzi rozstrzeliwali tu także Niemcy – dodaje. W miejscu, gdzie prawdopodobnie leżą kolejne ciała zamordowanych ludzi, kołyszą się dzisiaj ciężkie od owoców gałęzie jabłoni i wiśni. – Kobieta, która pracuje jako dozorca na terenie zamku, powiedziała nam, że ludzie nie jedzą owoców z tego sadu, bo zachowała się pamięć o tym, że tego robić nie należy. Ludzie boją się trupiego jadu – mówi Paweł Bobołowicz.

Grób obrońców Kresów?
Ukraiński historyk Sergiej Godlewski, który w latach 90. działał w ukraińskiej Komisji do Spraw Upamiętnienia Ofiar Wojny i Politycznych Represji, twierdzi, że we Włodzimierzu jest jeszcze jedna duża, nieodkryta mogiła polskich żołnierzy. Wskazuje nawet konkretne miejsce: przy bramie do grodziska. Powołuje się na zeznania świadków. Twierdzi, że leżą tam polscy żołnierze Korpusu Obrony Pogranicza (KOP). Korpus Obrony Pogranicza był elitarną formacją, strzegącą polskich Kresów. Wielu jej żołnierzy zostało specjalnie dobranych spośród wyróżniających się żołnierzy polskiej narodowości z centralnej i zachodniej Polski.

W niektórych jednostkach KOP większość stanowili miejscowi, a wśród nich Ukraińcy. Kiedy Sowieci wbili Polakom nóż w plecy, wkraczając 17 września do walczącej już z Niemcami Rzeczpospolitej, KOP rozpoczął odwrót na zachód. Naczelny Wódz rozkazał, żeby z Sowietami nie walczyć. Niektóre jednostki KOP podporządkowały się temu i poddawały się, kiedy drogę przecinały im sowieckie czołgi. Inne toczyły z Sowietami potyczki i bitwy. I choć Sowieci mieli przewagę 40: 1, czasem to elitarny KOP wychodził z nich zwycięsko, np. bijąc całą sowiecką dywizję pod Szackiem, na północ od Włodzimierza. Było to dla potężnej Armii Czerwonej bolesne upokorzenie.

Budowali bunkry?
Z jakich jednostek pochodzą polscy żołnierze, których ekshumowano w 1997 roku? Wciąż tego nie wiadomo. Dystynkcje na ich mundurach wskazują, że byli wśród nich też zwykli szeregowcy i podoficerowie. – Schwytanych żołnierzy tak niskiego stopnia Sowieci zwykle długo nie przetrzymywali i raczej wypuszczali ich na wolność – mówi dr hab. Mieczysław Ryba, członek kolegium IPN i kierownik katedry historii systemów politycznych XIX i XX wieku KUL w Lublinie.

Po co więc Sowieci mieliby zatrzymywać we Włodzimierzu polskich szeregowców i podoficerów? Dziennikarze Radia Lublin wysuwają hipotezę, że Sowieci wykorzystywali ich do budowy Linii Mołotowa, czyli pasa bunkrów i umocnień polowych. Sowieci wznieśli go wzdłuż nowej granicy, kilka kilometrów od Włodzimierza. – Sowieci generalnie wykorzystywali niewolniczą pracę, na przykład w łagrach. Na tym polegał ten system. Więc użycie polskich jeńców do budowy linii Mołotowa byłoby możliwe. Należałoby jednak tę hipotezę potwierdzić – mówi dr Ryba.

Linia Mołotowa nie zatrzymała Niemców, którzy w 1941 roku napadli na swojego dotyczasowego, sowieckiego sojusznika. – Mimo to Niemcy byli dość zafascynowani tymi umocnieniami. Lubili się fotografować na ich tle – mówi dr Ryba. A może Sowieci zabili polskich jeńców z Włodzimierza, żeby ci nie opowiedzieli nikomu o rozmieszczeniu sowieckich bunkrów? – To jedna z hipotez, że polscy jeńcy wiedzieli o czymś, co miało nie dotrzeć do uszu Niemców – ocenia dr Ryba. Przynajmniej równie prawdopodobne jest jednak, że we Włodzimierzu leżą Polacy schwytani nie przy wkraczaniu Armii Czerwonej, ale nieco później, w czasie drugiej fali represji.

Jeśli ta druga hipoteza jest prawdziwa, w takim razie są to polscy obywatele z tzw. Ukraińskiej Listy Katyńskiej. Według Sowietów byli to „członkowie różnorakich kontrrewolucyjnych organizacji, byli obszarnicy, fabrykanci, byli polscy oficerowie, urzędnicy i uciekinierzy”. 11 tysięcy Polaków zaliczonych do tej kategorii na Ukrainie i Białorusi zostało skazanych na śmierć 5 marca 1940 przez Biuro Polityczne KC WKP(b) Związku Sowieckiego. Wyrok zapadł jednocześnie z karą śmierci dla 14 700 polskich oficerów, przetrzymywanych jako jeńcy wojenni. Ciała niektórych pomordowanych z Ukraińskiej Listy Katyńskiej znaleziono w Bykowni pod Kijowem. Czy to Włodzimierz jest miejscem pochówku kolejnych z nich?

Upamiętnijmy ich
W Muzeum Historycznym we Włodzimierzu Wołyńskim stoi plansza ze zdjęciami z ekshumacji Polaków. Widać na niej przestrzelone ludzkie czaszki, mnóstwo kości, ustawione w długim rzędzie szczątki butów. Plansza jest, oprócz nie podpisanego krzyża na nowej mogile, jedynym śladem po rozstrzelanych. A być może leżą tam ludzie, o których rodziny w różnych częściach Polski nie miały wiadomości od września 1939 roku. – Liczymy na to, że nasze informacje doprowadzą do godnego upamiętnienia tych ludzi przez państwo polskie – mówią dziennikarze Radia Lublin.

Według dr Mieczysława Ryby, Polska jest przygotowana do ewentualnego przeprowadzenia badań we Włodzimierzu. Mamy potrzebne doświadczenie, nabyte w Katyniu czy w Miednoje, gdzie Sowieci wrzucali do dołów ciała pomordowanych polskich oficerów. – Mamy Instytut Pamięci Narodowej i Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Archiwa rosyjskie są co prawda mało dostępne, jednak ukraińskie coraz bardziej. Jeśli strona ukraińska zgodzi się, sądzę, że będzie można stwierdzić, ilu ludzi, z jakimi stopniami wojskowymi i ewentualnie z jakich jednostek zostało zamordowanych we Włodzimierzu Wołyńskim. Nie jest też wykluczone zidentyfikowanie przynajmniej części nazwisk – uważa dr hab. Mieczysław Ryba.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.