Co minister ma w koszyku?

Joanna Jureczko-Wilk

|

GN 31/2009

publikacja 04.08.2009 08:30

Jeśli ustawa koszykowa – jak zapewnia minister zdrowia Ewa Kopacz – nie jest krokiem w kierunku współpłacenia pacjentów za leczenie, to po co było ją wprowadzać?

Co minister ma w koszyku? Lekarze i pacjenci z pewną obawą czekają na decyzję o zawartości koszyka gwarantowanych usług medycznych fot. Henryk Przondziono

W Ministerstwie Zdrowia trwają gorączkowe prace, bo do końca sierpnia minister Ewa Kopacz ma wydać 13 rozporządzeń, tworzących katalog świadczeń medycznych, które pacjent płacący składkę zdrowotną otrzyma za darmo, i tych, do których będzie musiał częściowo dopłacić. Mimo że ustawa koszykowa budziła wątpliwości parlamentarzystów i prezydenta, Lech Kaczyński ją podpisał, dając zielone światło do tworzenia koszyka. Teraz wszystko będzie zależało od tego, czym minister Kopacz go wypełni.

Wreszcie konkrety!
– Bez określenia, co pacjentowi należy się za płaconą składkę zdrowotną, nie uda się żadna reforma służby zdrowia. Pokazały to ostatnie lata… – podkreśla dr Tomasz Teluk, dyrektor Instytutu Globalizacji. O stworzeniu koszyka świadczeń gwarantowanych przez państwo mówiła minister Franciszka Cegielska, wprowadzająca w 1999 r. reformę służby zdrowia w rządzie Jerzego Buzka. Ale ówczesnej ekipie i kolejnym rządom zabrakło politycznej odwagi, by powiedzieć Polakom, że za pieniądze ze składki nie ma szans na całkowicie bezpłatną służbę zdrowia. Sytuacji nie uzdrowiła reforma Buzka i jej poprawki, dokonywane przez następców. Szpitale nadal borykały się z długami, lekarze i pielęgniarki strajkowali albo emigrowali, a pacjenci czekali w kolejkach do specjalistów.

W 2004 r. Trybunał Konstytucyjny zawyrokował, że ustawa o ubezpieczeniu zdrowotnym w NFZ jest niezgodna z konstytucją, a pacjent powinien wiedzieć, jakie usługi medyczne należą mu się w ramach płaconej składki. Kiedy 2 lata temu ówczesny minister zdrowia Zbigniew Religa przedstawił w sejmie księgę kilkunastu tysięcy gwarantowanych świadczeń medycznych, wiadomo było, że zabraknie na nie co najmniej 9 mld zł. Religa chciał wprowadzić koszyk od stycznia 2008 r., ale domagał się też stopniowego podwyższania składki zdrowotnej. Zmian wprowadzić nie zdążył, bo zmienił się rząd. Minister Kopacz początkowo przejęła plany przygotowane przez Religę i dopracowała księgę świadczeń, za które pacjenci musieliby zapłacić. Zapowiadane „reformy otwarcia” okazały się zupełnie niedopracowane i nie spodobały się premierowi Tuskowi, który nie chciał zaczynać rządzenia od podniesienia składki zdrowotnej i wprowadzenia odpłatności za niektóre usługi medyczne. Prace na koszykiem musiały jednak być kontynuowane.

Wilk syty i owca cała
Teraz minister Kopacz uspokaja, że po wejściu w życie ustawy koszykowej „pacjenci mogą spać spokojnie”. Nie będą płacili za wizyty u lekarzy ani za zabiegi, które do tej pory mieli za darmo. Dopłaty mogą być tam, gdzie już były – do leków, materiałów stomatologicznych i ortopedycznych, sanatoriów… Jeszcze w czasie prac nad ustawą minister zapowiedziała, że poza koszykiem znajdzie się ok. 300 procedur, wśród nich szczepienia przeciwko grypie, okresowe badania kierowców, operacje plastyczne, zmiany płci. – Grzechem głównym tzw. ustawy koszykowej jest nieprecyzyjność – zaznacza Maria Ochman, przewodnicząca Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia „Solidarności”. – Zapis o współfinansowaniu świadczeń medycznych ze środków publicznych daje pole do nadużyć. To, w jakim stopniu będą one finansowane z NFZ, a w jakim z kieszeni pacjenta, mają regulować rozporządzenia ministra zdrowia. Mamy ponure doświadczenia z listą leków refundowanych i firmami farmaceutycznymi, które robią wiele, żeby ich produkty na niej się znalazły.

Obawiamy się, że podobnie będzie z koszykiem. Minister zdrowia zapewnia, że „koszyk” dla pacjentów „nic nie zmieni”, zmienić ma za to sytuację w służbie zdrowia: wyceny świadczeń medycznych mają być bardziej racjonalne, dochody szpitali i przychodni – coraz większe, a kolejki do lekarzy – mniejsze. Jakim cudem? – pytają eksperci. – Przy obecnym poziomie finansowania nie jest możliwe zagwarantowanie Polakom opieki zdrowotnej na oczekiwanym przez nich poziomie – rozwiewa rządową wizję Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. – Nieograniczony zakres gwarancji mamy na papierze, ale wiele procedur medycznych jest praktycznie nieosiągalnych, a dla świadczeniodawców oznacza ciągłe balansowanie na granicy bankructwa i niepewność, czy otrzymają zapłatę za tzw. nadwykonania. Wyjęcie z koszyka świadczeń, które nie są niezbędne do ratowania zdrowia i życia i wprowadzenie współpłacenia za niektóre świadczenia, zwłaszcza te tańsze i wykonywane częściej, może urealnić system ochrony zdrowia, poprawić kondycję finansową zakładów opieki zdrowotnej i poprawić dostęp do świadczeń gwarantowanych.

Także zdaniem Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, koszyk powinien być jak najmniejszy, trzeba za to wprowadzić szerokie współpłacenie. – Wizje służby zdrowia dla bogatych oraz umierających w kolejce do lekarza ludzi biednych są nieprawdziwe – uspokaja dr Tomasz Teluk. – Przykład Słowacji, gdzie od kilku lat obowiązują drobne odpłatności za usługi medyczne, pokazał, jak bardzo pomaga to zlikwidować patologie systemu i racjonalizuje wydatki na służbę zdrowia. Ten system z powodzeniem działa u nas w stomatologii. Możemy leczyć zęby za darmo, z dopłatą za lepszą plombę albo skorzystać z prywatnych gabinetów. I nikt nie czuje się pokrzywdzony.

Nic dodać, nic ująć?
Opinie o tym, jakie procedury powinny znaleźć się w koszyku (lub z niego wypaść) wydaje Agencja Oceny Technologii Medycznych, w porozumieniu z konsultantami krajowymi, prezesem NFZ i radą konsultacyjną. Ostateczna decyzja należy do ministra zdrowia. Koszyk będzie więc „krojony” pod możliwości finansowe NFZ. A sytuacja tego ostatniego nie jest dobra. Dzięki zaoszczędzonym rezerwom Fundusz przetrwa przyszły rok, ale jeśli składka zdrowotna nie wzrośnie o co najmniej 0,25 proc. – w 2011 r. czeka go finansowa zapaść. – Teraz w koszyku znajdzie się zapewne spis wszystkich procedur zakontraktowanych przez NFZ, ale w następnych latach koszyk może się skurczyć – przewiduje Witold Gmyz, menedżer służby zdrowia. – Ważne, żeby ten proces odbywał się w sposób merytoryczny i uczciwy. – Obawiamy się, że koszyk wkrótce zamieni się w koszyczek, a ustalanie jego zawartości będzie decyzją polityczną – mówi Maria Ochman. – Lepiej, gdyby decyzje podejmowali specjaliści, na przykład z AOTM.

Składka + ubezpiecze
Minister ma już plan, zresztą nienowy, pozyskania pieniędzy dla służby zdrowia. Następną w kolejności do uchwalenia powinna być ustawa o dobrowolnych, dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Za dodatkowe pieniądze pacjenci będą mogli liczyć na ponadstandardową opiekę medyczną. Urzędnicy szacują, że w ten sposób do placówek służby zdrowia mogłoby trafić blisko 28 mld zł. – To dobre rozwiązanie, także dla pacjentów – ocenia dr Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych. – Ubezpieczyciel ma większe możliwości kontroli leczenia niż pojedynczy pacjent. Z ubezpieczycielami szpitale muszą się liczyć, bo cofnięcie kontraktu oznacza dla nich straty. Takie rozwiązanie ucywilizuje sytuację w służbie zdrowia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.