Ratowanie Urbana

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 41/2022

publikacja 13.10.2022 00:00

Myśl wyrachowana: Kto wysyła innych do piekła, staje się jego ambasadorem.

Ratowanie Urbana

Śmierć Jerzego Urbana wywołała zrozumiałe emocje, co widać po licznych wpisach internetowych. Sporo jest, trzeba przyznać, zapewnień o modlitwie, ale mnóstwo też pomstowania.

„Mam się modlić za kogoś, kto całe życie gardził ludźmi?” – pisze pan Grzegorz. „Belzebub zabrał go osobiście prosto do piekła” – cieszy się pan Irek. „Odeszła nareszcie największa kanalia. Niech się smaży w wiecznym ogniu piekielnym” – życzy pani Ewa. Zadziwiająca jest ta chęć sprawienia satysfakcji diabłu i niechęć do wypełnienia woli Bożej. Potępienia człowieka zawsze chce diabeł, w odróżnieniu od Boga, który zawsze chce jego zbawienia.

Owszem, Urban był jedną z paskudniejszych twarzy komunistycznego reżimu. Po upadku PRL stał się wzorcowym przykładem aparatczyka, który spadł na cztery łapy. Do końca swoich długich dni pozostał cyniczny, stając na swoich wielkich uszach, żeby tylko kogoś sprowokować i zgorszyć. Robił biznes na zaprzeczaniu wszystkiemu, co w powszechnym odczuciu jest dobre i cenne. Wyglądało to tak, jakby znajdował perwersyjną przyjemność w ranieniu uczuć innych ludzi. Tylko czy to wszystko znaczy, że jego potępienie byłoby wyrównaniem rachunków? Pewnie myślą tak ci, którzy w gruncie rzeczy zazdroszczą mu rozgłosu, kariery i pławienia się w dostatkach. Kombinują więc: tu miał dobrze, więc tam powinien mieć źle.

Ludzie, jakie „miał dobrze”? Kiedy się jest wiecznie rechoczącym szydercą, nie można być człowiekiem radosnym. A gdy nie ma radości, życie traci smak, choćby się przez nie podróżowało na worku złota. Czy ktoś na serio myśli, że w takich warunkach można zaznać szczęścia?

Po internecie krążą teraz filmiki, na których leciwy Urban próbował nam pokazać, jak bardzo drwi sobie ze śmierci – na przykład kładąc się na grobie swoich rodziców i wulgarnie wzywając ich, żeby się posunęli. Toż to manifest rozpaczy. Jakaś koszmarna próba oswojenia tego, przed czym uciec nie można, jakieś żałosne nadrabianie miną w obliczu nieodwołalnego końca gry na własnych warunkach.

Jerzy Urban to postać tragiczna. Ten człowiek miał straszne życie, pełne żółci i jadu, zgorzknienia i zapiekłej złości. Zgoda, że sam sobie takie wybrał, ale jaką my mamy wiedzę o jego motywacjach, o jego kompleksach, doznanych krzywdach, o tym, co go ukształtowało? Jaka to nasza zasługa, że nie mamy życiorysu Urbana? Kim bylibyśmy, mając jego bagaż doświadczeń i żyjąc w jego środowisku?

To sam diabeł wmawia ludziom, że czyjaś gehenna w wieczności jest słuszną odpłatą za sielankę w życiu doczesnym. Robi to po to, żeby odwieść nas od miłości, jaką powinniśmy okazać winowajcom przebaczeniem i modlitwą. Oczywiście kłamie, bo cudne życie (i to już doczesne!) to mają ludzie o czystym sumieniu, „chodzący w obecności Boga”. Natomiast fatalna wieczność grozi tym, którzy fatalną uczynili swoją doczesność. Nie możemy na to pozwolić. •

Ratowanie Urbana   PAP/Tomasz Gzell

KRÓTKO

Postęp zgrozy

Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że eutanazja 64-letniej kobiety, cierpiącej na depresję, jest zgodna z prawem. Tym samym oddalił skargę Belga, który odwołał się do Trybunału z powodu uśmiercenia w szpitalu jego matki, o czym dowiedział się dzień po wykonaniu eutanazji. Jego skarga dotyczyła naruszenia prawa jego matki do życia i nieposzanowania życia prywatnego i rodzinnego. Zdarzenie to miało miejsce przed 10 laty. Teraz sędziowie ETPC orzekli, że prawo do życia nie koliduje z legalizacją eutanazji. Ciekawe, jaki byłby wyrok, gdyby został podjęty na przykład 9 lat temu. Może inny, bo długo trwające wynaturzone prawo demoralizuje nie tylko tych, którzy z niego bezpośrednio korzystają, ale też prawników, którzy to oceniają.•

Pan Dobra Rada

W „Wyborczej” ukazał się komentarz Artura Nowaka o niemieckiej Drodze Synodalnej, której uczestnicy opowiedzieli się za kapłaństwem kobiet, zmianą katolickiej etyki seksualnej i innymi kwestiami sprzecznymi z nauką Kościoła. Autor przyznaje, że Watykan nie uznaje tych uchwał jako wiążących, ale wieszczy, że nie zatrzyma to zmian. Najlepsze jest to: „Kościół nie ma czasu do stracenia. Jeśli chce zatrzymać wiernych, musi pokazać, że to, co głosi, jest spójne z naukami społecznymi”. Cóż, warto zauważyć, że takie „nauki społeczne” doprowadziły już świat do paru tragedii. A Kościół musi być spójny z naukami Ewangelii. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.