Namalujmy prawdziwy obraz

Artur Bazak w rozmowie z Normanem Davies'em

|

GN 35/2008

publikacja 04.09.2008 09:33

O II wojnie światowej napisano wiele książek i wyprodukowano mnóstwo filmów, a wciąż niewiele o niej wiemy – twierdzi Norman Davies, autor najnowszej książki poświęconej wydarzeniom tych lat: „Europa walczy, 1939–1945. Nie takie proste zwycięstwo”.

Namalujmy prawdziwy obraz fot. Henryk Przondziono

Artur Bazak: Wydaje się, że II wojna światowa jest tematem dość wnikliwie opisanym przez historyków. Dlaczego zdecydował się Pan napisać o tym jeszcze jedną książkę?
Norman Davies: – Na ten pomysł wpadłem 10 lat temu, gdy przygotowywałem książkę o powstaniu warszawskim. Kiedy opowiadałem różnym ludziom w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych o powstaniu, zauważyłem, że wielu z nich nie ma podstawowej wiedzy na temat II wojny światowej.

Ale Pan twierdzi, że minęło zbyt mało czasu, aby taką wyczerpującą syntezę zaproponować...
– Nikt nie mówi tu o wyczerpującej syntezie. Chodzi tylko, i aż, o zebranie istotnych kontekstów wydarzeń II wojny światowej, tak by jej przyczyny, przebieg i konsekwencje były zrozumiane przez jak największą liczbę osób. Historycy popadają w coraz większą specjalizację. Zajmują się małym wycinkiem jakiegoś tematu. Dlatego takie próby syntetycznego ujęcia zawsze będą potrzebne.

Co nowego Pana książka wnosi do ustaleń na temat II wojny światowej?
– Chciałem przede wszystkim zestawić obrazy z różnych obszarów badań historycznych. Znajomy historyk mówił mi, że piszę o rzeczach, które zostały już przez różnych specjalistów rozstrzygnięte. Na przykład walka na froncie wschodnim jest rozpoznana i przebadana. Wiadomo, że ok. 80 proc. walk zostało stoczonych na froncie wschodnim. Z tym wszyscy się zgadzają. Trudniej przyznać, że w związku z tym Stany Zjednoczone i Wielka Brytania razem tylko w 20 proc. przyczyniły się do wygrania wojny z Hitlerem. Powiedzenie tego głośno wywołuje oburzenie. Kolejne bariery w poznawaniu całej prawdy o II wojnie światowej są przełamywane. Ale wciąż pozostaje ich tyle, że próby przezwyciężenia tego mają ciągle sens.

Chodziło Panu o przedstawienie możliwie najbardziej całościowego obrazu II wojny światowej, nie tylko z perspektywy zwycięzców?
– Tak. Podam jeszcze inny wymowny przykład. Od wielu lat opisuje się dość szczegółowo historię Gułagu. Ale ta wiedza nie przekłada się na analizy dotyczące całej II wojny światowej. W swojej książce umieściłem spis obozów niemieckich i sowieckich w jednym rozdziale, zatytułowanym „Obozy koncentracyjne”. Ani jeden recenzent do tego się nie odniósł. Na spotkaniach z czytelnikami zawsze zaczynam od pytania o to, który obóz w Europie podczas wojny był największy. Większość mówi: Oświęcim. Prawidłowa odpowiedź brzmi: Workuta. To jest wiedza nieprzetrawiona…

…i nieprzedstawiona. Nie można przecież pojechać i zwiedzić obozów Gułagu. A czego nie widać, tego nie ma. Przynajmniej w świadomości ludzi.
– Poza tym istnieje mnóstwo przyczyn psychologicznych, mentalnych i moralnych, dla których ta wiedza nie jest przyjmowana. Jeden z koalicjantów, którzy pokonali III Rzeszę, miał więcej obozów koncentracyjnych niż pokonany wróg. Jeżeli ten fakt nie zostanie do końca uzmysłowiony, nie można mówić o rzetelnej historiografii. Moja książka to kolejny etap walki wiedzy z mitologią, która zniekształca prawdziwy obraz, posługując się upraszczającymi schematami.

Pisze Pan, że sercem II wojny światowej było starcie dwóch totalitarnych potworów, które miało miejsce przede wszystkim na froncie wschodnim. To jest na terenach dzisiejszej Polski, Ukrainy i Białorusi. Gdyby prześledzić hollywoodzkie produkcje i literaturę popularną, można odnieść wrażenie, że najważniejsze wydarzenia miały miejsce na zachodzie Europy.
– 80 proc. walk stoczono na froncie wschodnim. To niby znany fakt, ale wciąż nieprzyswojony, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wciąż jeszcze słyszę o tym, że Rosjanie w 1941 r., kiedy zostali zaatakowani przez Niemców, stanęli w obronie swojej ojczyzny. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest w porządku. Ale dwa lata wcześniej Rosjanie napadli na ziemie swoich wschodnich sąsiadów, w tym Polskę, i wcielili je do swojego państwa. Dlatego początek akcji „Barbarossa” nie miał miejsca na terenie Rosji, lecz wschodniej Polski, która została wcielona do ZSRR. Laboratorium dwóch totalitaryzmów (nazistowskiego i sowieckiego), które starły się w tej wojnie, było usytuowane na terenach dzisiejszej Polski, Ukrainy i Białorusi. To tutaj rozegrał się największy dramat tej wojny. Kilkakrotnie przechodził tędy front wojenny. Ludność cywilna doświadczyła cierpień, o jakich zachodnim mieszkańcom nawet się nie śniło. Śmierć zebrała tu ogromne żniwo. Między wojennym doświadczeniem Wschodu i Zachodu zieje przepaść.

W Ameryce wielu ludzi jest przekonanych, że wojna zaczęła się właśnie w 1941 roku.
– To prawda. W Waszyngtonie otwarto budowlę upamiętniającą II wojnę światową. Na jednej z bram prowadzących na plac widnieje napis: „Druga wojna światowa, 1941–1945”. Oczywiście te daty odnoszą się do udziału USA w wojnie. Ale przeciętny odbiorca nie będzie się nad tym zastanawiał. Dla niego to, co działo się przez dwa lata, od 1939 r., nie istnieje. Jest kilka powodów, dla których rok 1941 jest tak istotny w oczach zachodnich odbiorców. Po pierwsze w tym czasie rozpoczyna się systemowa eksterminacja narodu żydowskiego, czyli Holocaust. Po drugie jest to data napadu hitlerowskich Niemiec na ZSRR. Po trzecie na arenę wojenną wkracza Ameryka. Historię piszą zwycięzcy. Stąd to fałszywe przekonanie o roku 1941 jako początku II wojny światowej.

Kto zwyciężył w II wojnie światowej?
– Zwycięski był sojusz państw. A największą rolę w tym sojuszu odegrało oczywiście ZSRR i Józef Stalin. I to on odniósł największe zwycięstwo militarne i polityczne. W lutym 1945 r. na konferencji w Jałcie Józef Stalin był w bardzo komfortowej sytuacji. Miał ogromną przewagę i nikt już nie wątpił, że wojna szybko się skończy. Natomiast Amerykanie mieli okropną sytuację: wojna w Japonii i zbyt mało wojsk w Europie. Błagali Stalina o pomoc. Wymogi wojny zmusiły zachodnie mocarstwa do zawarcia przymierza z totalitarnym państwem, w którym zasady wolności, sprawiedliwości i demokracji traktowano nie lepiej niż w państwie Hitlera. Zwycięstwo zostało osiągnięte. Zasady moralne i polityczne zostały odrzucone. Skutki wojny były w najlepszym razie niejednoznaczne. Zwycięstwo Zachodu było tylko częściowe. A moralna reputacja koalicji aliantów znacznie ucierpiała. Trzeba jasno powiedzieć, że konflikt z lat 1939–1945 był w znacznej mierze starciem jednego ogromnego zła z drugim oraz że trzecia siła miała szczęście przetrwać wojnę i znaleźć się wśród zwycięzców.

Kiedy zakończyła się II wojna światowa – 8 czy 9 maja?
– Churchill i następca Roosevelta, Truman, ogłosili 8 maja Dniem Zwycięstwa. Stalin nie chciał o tym słyszeć. Chciał, aby akt bezwzględnej kapitulacji został złożony jego przedstawicielom. Niemiecka delegacja musiała jeszcze raz odegrać przedstawienie 8 maja o 23.30. Z powodu różnicy w strefach czasowych, w Moskwie zrobił się 9 maja. Wobec czego rocznicę zwycięstwa obchodzi się tam dzień później niż na Zachodzie. Ale można też na to popatrzeć od innej strony. Bliska mi jest teza, mówiąca, że II wojna światowa to druga część wojny trzydziestoletniej. Była konsekwencją niezałatwionych spraw po zakończeniu I wojny światowej. Można iść dalej tym tropem i uznać, że II wojna światowa zakończyła się w… 1989 r. Ponieważ sytuacja powojenna była rezultatem niezałatwionych spraw II wojny światowej. Kto wie, jak przyszli historycy opiszą ten okres w historii.

Dlaczego, Pana zdaniem, życie artystów estradowych czy dzieci podczas II wojny jest równie ważne jak opis najważniejszych bitew i koalicji?
– Celem mojej książki było zaprezentowanie całej panoramy konfliktu. Proszę pamiętać, że okres walk w stosunku do czasu administrowania przez okupantów był bardzo krótki. W Polsce na przykład było to pięć tygodni w 1939 roku i przełom lat 1944 i 1945. Między tymi okresami toczyło się jakieś życie. Poza tym niektóre kraje, np. Szwecja czy Szwajcaria, były neutralne i nie brały bezpośredniego udziału w wojnie. Mieszkańcy Breslau (Wrocławia) aż do 1945 r. żyli w spokoju, nie doświadczali bezpośrednio tragedii wojny. To też jest część obrazu tego czasu.

Pisze Pan, że przed wybuchem II wojny światowej podpisano w Europie ok. 50 traktatów pokojowych. Mimo to nie udało się uniknąć międzynarodowego konfliktu. Kiedy czyta się te fragmenty, przed oczami staje dzisiejsza sytuacja w Gruzji, odrodzenie imperialistycznych zapędów Rosji i niemoc krajów UE wobec wschodniego sąsiada.
– Demokracja zawsze była kruchym ustrojem. Nie ma w sobie szczepionki przeciwko totalitarnym zakusom. Przed wojną Winston Churchill, widząc, co się dzieje w Niemczech, postulował lepsze uzbrojenie lotnisk w Wielkiej Brytanii. Został zakrzyczany w parlamencie jako „zwolennik wojny”. Taka jest demokracja. Nie inaczej jest dzisiaj.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.