Dotknąć historii

ks. Andrzej Jerie

|

GN 27/2008

publikacja 04.07.2008 12:32

Żeby wybudować klasztor, zmienili bieg rzeki. Do perfekcji opanowali sztukę zarządzania. Zostawili po sobie zabytki architektury i literatury. Cystersi. W henrykowskim klasztorze zostało ich niewielu. Mimo to opactwo przeżywa kolejny w swojej historii czas rozkwitu.

Było to w latach 70. ub. wieku. Metropolita wrocławski, abp Henryk Gulbinowicz, odwiedzał jedną z wiejskich parafii archidiecezji wrocławskiej. Spotkał tam starego, samotnego mężczyznę, który całe życie przepracował na roli. – Żona mu umarła, dzieci poszły w świat. Sam sobie musiał gotować – wspomina dziś kard. Gulbinowicz. – Żal mi się go zrobiło. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że diecezja powinna mieć dom opieki dla takich ludzi. Żeby otrzymali posiłek trzy razy dziennie, żeby ktoś im sprzątał. Zacząłem się rozglądać za takim obiektem – mówi emerytowany arcybiskup wrocławski i przyznaje, że początkowo myślał o Lubiążu.



Wielkość henrykowskiego opactwa widać dopiero z lotu ptaka fot. R. K. Sołdek

Kardynał przejmuje klasztor
Na realizację tego projektu trzeba było jednak poczekać. Okazja pojawiła się w 1989 r. w Henrykowie. Wbrew sugestiom doradców kard. Gulbinowicz przejął poklasztorne budynki, w których po wojnie mieściła się szkoła rolnicza. Dzisiaj jest tu nie tylko Dom Opieki, prowadzony od ponad 10 lat przez Caritas, ale tak-że „Annus Propedeuticus” – pierwszy rok seminarium duchownego i katolickie liceum ogólnokształcące dla chłopców. Budynki odzyskały dawny blask.



Unikatowe XVIII-wieczne stalle, w których mnisi śpiewali oficjum, zachwycają kunsztem wykonania

Wypełniły się na nowo dziełami sztuki. Są udostępnione do zwiedzania. Henryków ciągle czeka na odkrycie. – O „Księdze henrykowskiej” dzieci uczą się w szkole, ale nie kojarzą jej z Henrykowem i nie wiedzą, że jej oryginał jest przechowywany w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu – mówi ks. prof. Józef Pater, dyrektor muzeum. Okazją do odkrycia tego niezwykłego zabytku języka polskiego jest dwudniowa impreza kulturalna zatytułowana „Klasztor Księgi Henrykowskiej”, która odbywa się w pierwszy weekend lipca.



Kard. Henryk Gulbinowicz mieszka obecnie w Henrykowie. To dzięki jego decyzjom opactwo odzyskało swój dawny blask

Skarby Henrykowa
Przez blisko osiem wieków opactwo w Henrykowie stało się prawdziwym skarbcem. Jak to ze skarbcami bywa, był też wielokrotnie ograbiany. Prawdziwym klejnotem są barokowe, XVIII- -wieczne stalle – ławy, w których zakonnicy śpiewali oficjum. Kto w nich siada, znajduje się jakby między świętymi i pod chórami anielskimi. Rzeźby zachwycają lekkością i w naturalny sposób kierują duszę ku Bogu. W kościele możemy podziwiać także obrazy pędzla Michała Willmanna i jego uczniów, a także zwiedzić mauzoleum Piastów Ziębickich – jeden z najstarszych w Polsce nagrobków podwójnych.

Po kasacie Zakonu Cystersów w 1810 r. majątek opactwa przejęło państwo pruskie, a od 1863 r. klasztor stał się rezydencją magnacką książąt rodu Sachsen-Kleimar- -Eisenach. Protestanccy książęta nie odcięli się całkowicie od katolickiej tradycji obiektu. Swoje herby umieszczali obok herbów opactwa. Z tych czasów pochodzi także wystrój najpiękniejszych sal opactwa, które są udostępnione do zwiedzania – sali dębowej i purpurowej. Książęta saksońsko-wajmarscy zadbali także o otoczenie swojej rezydencji. W XIX w. powstał ogród w stylu neowłoskim i rozległy park krajobrazowy, zaprojektowany przez Eduarda Petzolda, jednego z najlepszych architektów zieleni XIX w.
 



Na strychu można podziwiać koło zabytkowego żurawia dreptakowego, służącego do wciągania tu ciężarów. Do dzisiaj nie wiadomo, czy napędzały go zwierzęta, czy mnisi


Klerycy znają każdy kąt
Po zabytkowych salach henrykowskiego opactwa zwiedzających oprowadzają klerycy pierwszego roku seminarium duchownego. Jednym z nich jest Cezary Budzeń. Po roku pobytu w Henrykowie zna tu każdy kąt i potrafi w ciekawy sposób odtworzyć blisko osiem wieków historii klasztoru. Pokazuje wirydarz. – Tu za-konnicy mieli grządki z ziołami, ale nie do przyprawiania jedzenia, tylko do celów leczniczych. Jedli razowy chleb, gotowane warzywa i owoce – opowiada. Widać, że zakonne życie z przeszłości ma wpływ na młodych kandydatów do kapłaństwa.





„Księga henrykowska” z pierwszym zdaniem zapisanym po polsku

Pasję do historii cystersów wpaja klerykom rektor „Annus Propedeuticus” ks. Jan Adamarczuk. Zafascynowany dziejami opactwa, wspomina okresy jego świetności i kryzysów. – Dużo mówi się o wkładzie cystersów w rozwój rolnictwa, ale oni byli przede wszystkim wspaniałymi organizatorami – twierdzi ks. Adamarczuk. – Mówi się czasem, że mieszkało tu w czasach świetności klasztoru blisko 300 mnichów. Jednak ba-dania naukowe pokazują, że nie było ich tak wielu. Fenomen cystersów to zarządzanie! Potrafili organizacyjnie zapanować nad tymi wszystkimi dobrami – tysiącami hektarów ziemi, browarami, gorzelniami. Ks. Adamarczuk zastanawia się, co można jeszcze zrobić dla popularyzacji historii Henrykowa. – Może „Księgę henrykowską” pokazać w komiksie? Bo kto będzie czytał dzisiaj taką księgę? Trzeba szukać nowych form – dodaje. Na pewno nową formą popularyzacji historii jest dwudniowa impreza plenerowa „Klasztor Księgi Henrykowskiej”. Organizatorzy przygotowali wiele atrakcji, ale największą jest sam klasztor, który ciągle zachwyca swoją wielkością, pięknem i historią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.