Rocznica powstania państwa Izrael dla Żydów jest wielkim świętem. Palestyńczycy obchodzą ten dzień jako Święto Katastrofy.
Jerozolima. Arabski bazar na Starym Mieście fot. Stanisław Guliński
Studiując na pierwszym roku arabistyki w Krakowie, chodziłem na korepetycje do pewnego Palestyńczyka, który mieszkał w akademiku w miasteczku studenckim AGH. Dobór słownictwa do ćwiczeń był u niego oryginalny. Koniugację przerabialiśmy na czasownikach takich, jak: „uwięzić”, „strzelać”, „ponieść ofiarę”, „demonstrować”. Kazał mi tworzyć, często nieregularną w arabskim, liczbę mnogą od rzeczowników w rodzaju: „pocisk”, „rakieta”, „karabin”.
Gdy próbowałem się – nieporadnie jeszcze – wy-powiedzieć, oczywiście na tematy palestyńskie, przerywał mi czasem nie tylko z powodu popełnianych przeze mnie błędów językowych. „Israil…” – zaczynam. „Wiesz, mów lepiej kiyan sahyuni, tak jak Syryjczycy”. Czyli „twór syjonistyczny”, bo rzeczywiście w prasie arabskiej, zwłaszcza w nieprzejednanej Syrii, unikano podówczas choćby wymieniania nazwy „Izrael”. Gdy próbowałem coś powiedzieć o woj-nie 1948 roku, w wyniku której powstało w Palestynie państwo żydowskie, też mnie skorygował. „My mówimy po prostu annakba”. Nakba to „katastrofa”. Rodzajnik an- precyzuje, że to TA KATASTROFA, dramatyczna, jak żadna inna w historii Arabów.
Święto Katastrofy
I tak jak Izraelczycy obchodzą w 2008 roku 60. rocznicę powstania swojego państwa, tak Palestyńczycy obchodzą równolegle swoje Święto Katastrofy. Obchodzi je 1,3 mln tych, którzy pozostali w granicach Izraela, gdy powstawał w 1948 roku. I ich potomkowie. Obchodzi je też 3,7 mln tych, którzy w 1948 roku uciekli do tych fragmentów Palestyny, które dostały się wtedy pod panowanie Jordanii (tzw. Zachodni Brzeg Jordanu) i Egiptu (Gaza) i którzy mieszkali tam wcześniej. I ich dzieci. Obchodzi je również 3,6 mln Palestyńczyków, którzy w latach 1948 i 1967 uciekli za najbliższe granice – do Jordanii, Egiptu, Libanu i Syrii. I ich dzieci i wnuki.
Wreszcie Święto Katastrofy obchodzi 2,5 mln Palestyńczyków, rozsianych w diasporze po całym świecie, w czym niepokojąco przypominają wielowiekowy los Żydów. 15 maja wychodzą na ulice Gazy, Jerozolimy, Damaszku, Paryża, Nowego Jorku i chilijskiego Santiago, dzierżąc w rękach klucze. Klucze od domów, które zmuszeni byli pozostawić w Palestynie. Klucze od domów, w których mieszka już kto inny albo których najczęściej już nie ma. Kto nie ma już oryginalnego klucza, trzyma wielki tekturowy. Pokazują od-bitki zdjęć nieistniejących już meczetów, stojących pośród nieistniejących wiosek. Rok 1948 jest więc i dla Żydów, i dla Palestyńczyków punktem zwrotnym w historii, w pewnym sensie początkiem nowej ery. Dla jednych to „początek”, a dla drugich „koniec”. Choć oczywiście nie całkiem, bo historia zmienną jest.
Argumenty obu stron
Nigdy nie słyszałem Palestyńczyka i Izraelczyka toczących ze sobą spór o przeszłość przy jednym stole, bo i nie jest łatwo ich przy nim posadzić. Jednak argumenty jednej i drugiej strony – każdej z osobna – dziesiątki razy bombardowały mnie w taksówkach, akademikach czy kawiarniach. Więc powiedzmy, że rzucam moim hipotetycznym rozmówcom hasło „1948”, i co słyszę? – Gdy ogłosiliśmy powstanie Izraela, nie musieliście wcale uciekać. To arabskie rozgłośnie radiowe we-zwały was do ucieczki, by armie Egiptu, Jordanii, Syrii i Iraku mogły zrobić z nami „porządek”. – Musieliśmy. Izraelskie bojówki dokonały masakr ludności palestyńskiej m.in. w Deir Jasin i Hajfie. Baliśmy się o życie. – To były wyjątki. Poza tym to ONZ zdecydowała o podziale Palestyny, a wtedy arabskie armie na nas napadły.
Do dziś żyjemy w ciągłym strachu przed palestyńskimi zamachami. – Nie byłoby zamachów, gdybyście nas nie wypędzili. A armia Izraela, choć liczebnie słabsza, była i jest silniejsza niż wszystkie armie arabskie razem wzięte. – Arabowie już przed powstaniem Izraela masowo sami sprzedawali nam ziemię w Palestynie. – W większości sprzedawali ją Arabowie niemieszkający tutaj. Na przykład bogaci kupcy z Bejrutu, dla których liczył się tylko zysk. Poza tym Palestyna była biedna, a dla Żydów ziemię skupowały potężne fundacje żydowskie. – Nie, po prostu zanim powstał Izrael, Palestyna była słabo zaludnioną pustynią. Arabowie z chęcią prze-nosili się stąd do innych krajów arabskich, których przecież jest ponad dwadzieścia. – Palestyna miała tylu mieszkańców, ilu mogła wyżywić. Intensywne zaludnienie Izraela i rozwój rolnic-twa w imię samowystarczalności powodują, że Izrael zagarnia wodę z palestyńskich źródeł na terytoriach okupowanych.
– Nie mamy z kim po arabskiej stronie rozmawiać. Hamas otwarcie mówi, że chce nas zepchnąć do morza, a inne „umiarkowane” ugrupowania palestyńskie tylko taktycznie nas uznają. Albo co innego mówią, a co innego robią. Ponadto jak kiedyś Egipt Nasera czy Irak Saddama, tak teraz Iran ajatollahów grozi nam nowym Holocaustem. Patrzcie, cały Zachód popiera nas w tej sytuacji. – Otóż to! Zachód przez wieki prześladował was i popierając utworzenie kosztem Arabów Izraela, postanowił oczyścić sobie sumienie. Dlatego czasem podejrzewamy, że to, co mówicie o Holocauście w Euro-pie, to tylko usprawiedliwienie waszego istnienia w Palestynie.
I tak dalej i tym podobnie…
Te racje nieczęsto spotykają się w rozmowie nie tylko dlatego, że obydwie strony rzadko już dyskutują. Po prostu ci, którzy chcą, dawno je znają. A tymczasem często odnosiłem nieodparte wrażenie, że większość Arabów i Żydów zwyczajnie nie chce się wzajemnie znać. Bariera dzieląca te dwa semickie ludy to bardziej świadoma ignorancja niż nienawiść. Ponadto jedni i drudzy na poparcie swoich racji mają też podlane łzami i krwią osobiste historie, które siłą rzeczy nie podlegają negocjacjom.
Droga do pokoju
Korzystając z faktu, że Królestwo Jerozolimskie czasu wypraw krzyżowych zajmowało podobny obszar jak obecnie Izrael, Arabowie czynią użyteczne dla siebie analogie. „Co z tego, że na razie Izrael jest potężny i istnieje już 60 lat? Krzyżowcy byli tu 200 lat i co po nich zostało? Tu i tam kupa kamieni. Z syjonistami też tak będzie. Trzeba tylko czekać na nowego Saladyna”. Nowego zdobywcę Jerozolimy.
Ja osobiście bardziej bym czekał na współczesnego następcę sułtana al-Malika al-Kamila. Ten bratanek Saladyna w 1229 roku wynegocjował z cesarzem Fryderykiem II pokój oddający Jerozolimę krzyżowcom, za wyjątkiem enklawy Wzgórza Świątynnego. Ciekawe, że jego czyn oburzył wielu muzułmanów, którzy pamiętali jeszcze odbicie świętego miasta przez Saladyna i nie rozumieli, jak można je oddać bez walki. Jednak wzburzył i chrześcijan. Patriarcha Jerozolimy obłożył interdyktem miasto, którego Fryderyk II zgodził się w rewanżu nie obsadzać garnizonem.
Był to pokój silnych, nie zakompleksionych polityków, zdolnych do kompromisu. I tylko tacy mogą do-prowadzić kiedyś do szczerego pokoju na Bliskim Wschodzie
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.