Reforma mocno spóźniona

Tomasz Rożek

|

GN 18/2008

publikacja 06.05.2008 16:53

O tym, że polska nauka potrzebuje reformy, wiadomo od lat. Wiadomo też, że zmiany nie obejdą się bez burzy. Rząd Donalda Tuska właśnie przedstawił swoje pomysły. Co z nich wynika?

Reforma mocno spóźniona fot. PAP/Radek Pietruszka

Minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbara Kudrycka nie przedstawiła projektów konkretnych ustaw, a jedynie nakreśliła kierunek zmian. Niestety, to w dużej mierze lista życzeń. Większość z pomysłów powinna uzyskać szerokie wsparcie, ale… w wielu przypadkach brakuje ważnych szczegółów. Przykład? Minister Kudrycka chce, by zdolni studenci mogli robić doktorat bez zrobienia magisterium, zaraz po licencjacie. Jakkolwiek oceniać tę propozycję (czy jeżeli ktoś skorzysta z tej możliwości, będzie zmobilizowany, by skończyć studia w pełnym wymiarze?), nie zostały określone kryteria wyboru tych, przed którymi ta droga na skróty zostanie otwarta.

Łatwiej, szybciej… lepiej?
Całą reformę można określić jednym stwierdzeniem. Ma być łatwiej i szybciej. Czy to oznacza zawsze lepiej? Nie. Niestety. Dużą słabością zaproponowanych zmian jest to, że w ogóle nie zauważają specyfiki poszczególnych dziedzin nauki. Przecież nie sposób porównywać historii i fizyki eksperymentalnej. Ma-tematyki i filologii polskiej. Nie jest tajemnicą, że łatwiej jest skończyć studia humanistyczne niż ścisłe. Po części dlatego, że w kierunkach humanistycznych mniej liczy się to, co wyuczone, a bardziej – nazwijmy to – obycie w temacie. W kształceniu humanisty siła ciężkości przesunięta jest bardziej w kierunku doświadczenia. W efekcie, o ile młody zdolny absolwent fizyki lub matematyki szybko może konkurować z najlepszymi w swojej dziedzinie (choć dużo starszymi), o tyle magister filologii jeszcze długo nie będzie dorównywał swoim mistrzom. Jego wyuczona wiedza jest wystarczająca, ale brakuje mu niezbędnego w dziedzinach humanistycznych doświadczenia.

Przyspieszenie ścieżki kariery dla fizyka, matematyka czy chemika otwiera mu świat. Im szybciej zostanie samodzielnym naukowcem, tym lepiej wykorzysta najbardziej płodny intelektualnie okres w swoim życiu. Tymczasem w przypadku humanistów przyspieszanie awansu zawodowego może mieć opłakane skutki. Po uproszczeniu procedur, po stworzeniu możliwości doktoratu po licencjacie czy całkowitym zniesieniu ostatniego sita weryfikacji, jakim jest teraz habilitacja, kierunki humanistyczne mogą się stać fabrykami niedouczonych doktorów. Nie ma wątpliwości, że rozwiązania prawne powinny być inaczej skonstruowane dla absolwentów nauk ścisłych, inaczej dla humanistów. Niestety, w projektach przedstawionych przez minister Kudrycką, wszyscy traktowani są jednakowo. To duży błąd.

Habilitacja – nie, konkursy – tak
Wśród wielu pomysłów minister Kudryckiej zniesienie habilitacji wzbudza najwięcej emocji. Trudno wzorować się na jakimś sprawdzonym, zagranicznym modelu. W USA nie ma habilitacji (istnieją inne mechanizmy weryfikujące), a w Niemczech co prawda jest, ale ma coraz mniejsze znaczenie i coraz częściej dyskutuje się o jej likwidacji. W jeszcze innych krajach habilitację dostaje się automatycznie po spełnieniu ściśle określonych kryteriów. To, czy habilitację zostawić, czy nie, wydaje się problemem drugorzędnym. Nie ma wątpliwości, że potrzebne są mechanizmy weryfikacyjne. Kłopot polskiego systemu polega nie na tym, że habilitacja jest, ale na tym, jaka jest. Choć w teorii kryteria są określone, w praktyce zbyt często majaczą na drugim planie. Na pierwszym zostaje korporacyjna lojalność i względy dalekie od merytorycznych. To właśnie nie-formalne układy i znajomości zabijają polską naukę. Potrzeba jasnych i przejrzystych kryteriów. Nie tylko przyznawania habilitacji, ale także obejmowania kierowniczych stanowisk w katedrach czy instytutach. Do decydowania o awansach naukowych i administracyjnych powinni być zaproszeni niezależni, także zagraniczni, eksperci. W projekcie ministerstwa są takie zapisy i pozostaje im tylko przyklasnąć.

Bardzo duże emocje budzi także możliwość dofinansowywania z publicznych pieniędzy prywatnych szkół wyższych. Krytycy tego rozwiązania mówią, że lepiej byłoby skierować te pieniądze do ośrodków publicznych. Gdy wczytać się jednak dokładniej w ministerialne propozycje, kwestia współfinansowania działalności wyższych szkół prywatnych jest co najmniej marginalna. Minister Kudrycka chce współfinansować jedynie studia doktoranckie. O studiach magisterskich nie ma w projekcie mowy. Szkół nie-państwowych, które mają prawo przyznawania doktoratów, jest bardzo niewiele. Warto jednak przyjrzeć się dokładniej pomysłowi stworzenia listy uprzywilejowanych uczelni wyższych. Mają one być pierwszą ligą polskiej nauki. Mówi się o lepszym finansowaniu tych placówek. Także tutaj brak konkretnych rozwiązań. Czy te uczelnie będą miały się lepiej kosztem pozostałych? Jakie będą kryteria ich wyłaniania? To drugie pytanie jest szczególnie istotne. Przecież już dzisiaj istnieją mechanizmy tzw. akredytacji uczelni – oceny, które są dobre, a które złe. Jak się ten działający już system będzie miał do tego, który ma dopiero zostać stworzony?

Największą zaletą propozycji minister Kudryckiej jest to… że w ogóle się pojawiły. Tak, tak, nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty złośliwości. O tym, że polskiej nauce pilnie potrzeba reformy, wiadomo od lat. Dotychczas niewielu starczało odwagi, by od słów przejść do czynów. Oby tym razem było inaczej. Nie znaczy to oczywiście, że wszystkie proponowane zmiany idą w dobrym kierunku. Niektóre tropy są ślepe, a inne wyboiste. W końcu jest kilka takich, które z pozoru są skrótami, a w efekcie mogą prowadzić na manowce. Rząd powinien wsłuchać się teraz w reakcję społeczności naukowej, a później… zrobić to, co uważa za konieczne. Jak najszybciej..

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.