Dokręcanie klimatycznej śruby

Tomasz Rożek

|

GN 31/2008

publikacja 01.08.2008 10:03

Nawet jeżeli kraje Unii obniżą do roku 2020 emisję dwutlenku węgla o 20 proc., w skali globalnej ilość tego gazu zmniejszy się o niecałe 2 proc. Jak to wpłynie na polską gospodarkę?

Dokręcanie klimatycznej śruby W Polsce opalane węglem kamiennym i brunatnym elektrownie są źródłem 90 proc. energii. Ale CO2 emituje także wiele innych instalacji przemysłowych fot. East news/ Jerry Bergman

Uważa się, że podwyższona ilość dwutlenku węgla w atmosferze powoduje ocieplanie ziemskiego klimatu. Unia Europejska chce być światowym liderem w walce z tymi zjawiskami i postanowiła sama na siebie narzucić restrykcyjne zobowiązania. Ustalono, że do 2020 roku ilość emitowanego do atmosfery CO2 zostanie obniżona w całej Unii o 20 proc. To niezwykle dużo. Jak wymóc na poszczególnych państwach respektowanie ograniczeń? Narzucić limity. Każdy kraj dostaje pozwolenie na wyemitowanie konkretnej ilości dwutlenku węgla. Jeżeli chce albo musi wyemitować więcej, każdą dodatkową tonę musi kupić na wolnym rynku. Ten system miał – przynajmniej w założeniu twórców – wymóc proekologiczne inwestycje. Niestety, nie zawsze w ten właśnie sposób to działa. Teraz opłaca się przenieść fabrykę do Chin czy nawet na Ukrainę, byleby „nie podpadać” pod ekologiczne unijne prawo.

Polska chciała dostać pozwolenie na emisję 284 mln ton CO2 rocznie na okres 2008–2012 r. Komisja przyznała nam 208,5 mln ton. To za mało dla kraju, który praktycznie całą swoją energię produkuje z węgla. CO2 jest emitowany właśnie w czasie spalania „czarnego złota”. Rząd Jarosława Kaczyńskiego pozwał Komisję Europejską do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, bo ta przyjęła bardzo dla nas niekorzystny sposób liczenia limitów. Trybunał rozpatrzy sprawę dopiero za kilka, kilkanaście miesięcy. W tym czasie musimy się unijnym regulacjom podporządkować.

O co toczy się gra?
O rozwój gospodarki. Ten problem Polski dotyczy szczególnie, bo to nasz kraj jest bodaj najbardziej uzależniony w Europie od węgla. Z jednej strony nie ma się co temu dziwić – mamy go całkiem sporo, ale z drugiej strony produkując energię z węgla, wypuszczamy do atmosfery bardzo duże ilości jego związków. Ale to nie tylko kwestia energetyki. Polska jest krajem szybko rozwijającym się. Dużo się u nas buduje, a w procesie produkcji cementu czy stali także uwalnia się CO2. Autostrady, stadiony i infrastruktura przed Euro 2012 – to wszystko nie jest obojętne dla środowiska. Dokręcanie klimatycznej śruby może nas bardzo dużo kosztować. Rząd kilka razy próbował dzielić przyznane nam przez Komisję Europejską limity pomiędzy różne gałęzie przemysłu. W niektórych sektorach dodatkowe obciążenie finansowe zostanie natychmiast przerzucone na barki klientów, w innych spowoduje duży spadek konkurencyjności naszych produktów.

Typowym przykładem jest energetyka. Płacące za limity elektrownie swoje dodatkowe koszty przerzucą na odbiorców prądu. Z danych Ministerstwa Środowiska wynika, że polskie elektrownie będą musiały na zakup limitów wydać 5 mld euro. To może spowodować wzrost cen energii elektrycznej nawet o kilkadziesiąt procent. Sprawa może być jeszcze bardziej bolesna dla tych, którzy działają na wolnym rynku. Na przykład cement produkowany w Polsce będzie droższy, a więc spadną obroty cementowni. Bardziej będzie się go opłacało kupić za granicą. Niekoniecznie poza Unią. Prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej Romuald Talarek kilka miesięcy temu zwracał uwagę, że paradoksalnie w innych krajach Unii właściciele podobnych instalacji jak nasze mogą dostać wyższe limity. To oni będą górą na rynku. Teraz tona CO2 na wolnym rynku kosztuje 30 euro, ale analitycy twierdzą, że z czasem jej cena może wielokrotnie wzrosnąć. Eksperci twierdzą, że gdy będzie kosztowała powyżej 118 euro za tonę, możemy zamykać przemysł hutniczy.

W końcu rozdane
Ostatecznie rząd podzielił limity (uchwalił tzw. Krajowy Plan Rozdziału Uprawnień) na okres 2008–2012 miesiąc temu. I wybuchła awantura. Najbardziej zadowolone są elektrownie, najmniej huty, zakłady papiernicze i chemiczne. Wszystkim odebrano po tyle samo. Czy to najbardziej sprawiedliwy wyrok? Niekoniecznie. Kilka miesięcy przed podjęciem ostatecznej decyzji rząd wysyłał sygnały, że przy nowym rozdziale limitów więcej dostaną ci, którzy inwestowali w nowe, proekologiczne rozwiązania. Limitami ukarani zostaną ci, którzy w ostatnim czasie na ekologię w ogóle nie zwracali uwagi. Ostatecznie limity rozdzielono według klucza „czy się stoi, czy się leży, tyle samo się należy”. Najwięcej w minionym cza-sie w swoje instalacje zainwestowała branża cementowa. Najmniej ekologią przejęła się energetyka. Dlaczego została zatem tak samo potraktowana jak inne gałęzie przemysłu?

Pakiet klimatyczno-energetyczny jest dla Europy bardzo ważnym dokumentem. Jeden z jego zapisów mówi, że Unia ma do 2020 roku obniżyć ilość emitowanego do atmosfery CO2 o 20 proc. „Cała Unia” nie oznacza, że wszystkie kraje Unii. Limity rozdaje Komisja Europejska „uwzględniając uwarunkowania, problemy i interesy” poszczególnych krajów. W przypadku Polski Bruksela dając nam bardzo ciasne limity, nie wzięła pod uwagę ani naszych uwarunkowań, ani problemów, ani interesów. Naszych interesów, chyba, że mówimy o interesach kogoś innego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.