Eksperyment na bank

Eliza Michalik, dziennikarka ekonomiczna i polityczna

|

GN 02/2007

publikacja 10.01.2007 20:21

Oprócz wysokich kwalifikacji i specjalistycznego doświadczenia szef banku centralnego musi odznaczać się wrodzoną złośliwością i oślim uporem. Wszystko po to, by bronić naszych pieniędzy przed zakusami polityków, nawet bardziej niż niepodległości.

Eksperyment na bank

W Stanach Zjednoczonych, kraju wyznaczającym demokratyczne standardy, nazwisko kandydata na szefa Amerykańskiej Rezerwy Federalnej, czyli odpowiednika polskiego NBP, jest znane już rok przed nominacją. Chodzi o to, żeby mogły się z nim zapoznać rynki finansowe, ekonomiści, także zagraniczni, oraz – za pośrednictwem mediów – obywatele. Także w krajach europejskich nikt nie wyciąga kandydata na szefa banku centralnego jak królika z kapelusza. Przed objęciem takiej funkcji trzeba go dokładnie prześwietlić – i to jest dla wszystkich oczywiste. Podobnie zresztą jak fakt, że szefem banku centralnego nie może zostać osoba bez ekonomicznego wykształcenia lub/i spektakularnych sukcesów w dziedzinie zarządzania finansami, lub/i – co najmniej wybitny specjalista akademicki.

Skrzypek z rękawa
Prezydent Lech Kaczyński nie dość, że zgłosił kandydata na nowego szefa NBP w ostatniej chwili (dotychczasowy prezes, prof. Leszek Balcerowicz właśnie ustępuje ze stanowiska), to jeszcze „zgłoszonym” okazał się Sławomir Skrzypek – osoba bez odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia w bankowości, nieznana rynkom finansowym.

Skrzypek może się pochwalić licznymi dyplomami: skończył Politechnikę Śląską oraz SGPiS (obecne SGH) w Warszawie, ma dyplom MBA z rozszerzonym programem w zakresie finansów, studiował także w Akademii Ekonomicznej w Krakowie. To jednak za mało na prezesa NBP, skoro Komisja Nadzoru Finansowego nie udzieliła mu zgody nawet na objęcie funkcji szefa dużo mniejszego PKO BP. Jedynym powodem tej nominacji wydaje się wieloletnia bliska zażyłość Skrzypka z czołowymi politykami PiS, zwłaszcza z prezydentem. To nie wróży najlepiej niezależności przyszłego prezesa.

Bracia Kaczyńscy i Sławomir Skrzypek poznali się na początku lat 90., kiedy dzisiejszy kandydat na szefa NBP, a wówczas śląski opozycjonista, przeprowadził się z Katowic do Warszawy i rozpoczął pracę w Kancelarii Sejmu. Lech Kaczyński zatrudnił go w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, później w – także kierowanej przez siebie – Najwyższej Izbie Kontroli, a w końcu w warszawskim ratuszu, jako swojego zastępcę odpowiedzialnego za inwestycje.

Obecnie Skrzypek jest przewodniczącym Rady Nadzorczej TVP, gdzie zasiada z rekomendacji PiS. Pierwszą reakcją rynków finansowych na jego kandydaturę był gwałtowny spadek kursu złotego. Zdaniem specjalistów, to skutek braku zaufania do człowieka, który jest postrzegany jako posłuszny braciom Kaczyńskim partyjny działacz. Sam Skrzypek deklaruje, że będzie dbał o wartość złotego i zapewnia, że nie ma powodu do paniki.

Co może prezes
Może Skrzypek nie będzie najgorszym szefem NBP, a może będzie. I w tym właśnie rzecz: obsada prezesury NBP to zbyt poważna sprawa, żeby pozwalać sobie na ryzykowne eksperymenty.
Narodowy Bank Polski to najważniejszy bank w kraju, a jego szef jest trzecią, po prezydencie i premierze, najważniejszą osobą w Polsce. NBP dba o system finansowy państwa i wartość polskiego pieniądza, rozlicza finanse całego kraju – w tym sprawozdania z wykonania przez rząd budżetu państwa i pieniądze samorządów, utrzymuje stabilny poziom cen, emituje pieniądz i dba, żeby miał pokrycie w towarach znajdujących się na rynku, oraz zarządza rezerwami dewizowymi, czyli oszczędnościami, które państwo trzyma w zagranicznych bankach na czarną godzinę.

Szef NBP ma ogromną władzę. Jeśli się pomyli, ceny pójdą w górę, jeśli ulegnie wpływom populistów i zgodzi się na dodruk pieniędzy, zafunduje nam galopującą inflację i wzrost cen nawet o kilkaset procent – co znamy z PRL. Jeśli okaże się słaby i da się politykom namówić na naruszenie rezerw dewizowych kraju, to Polska będzie bezbronna w przypadku na przykład ataku terrorystycznego lub kataklizmu. Prezes NBP reprezentuje Polskę w międzynarodowych instytucjach bankowych i finansowych oraz monitoruje działalność Komisji Nadzoru Bankowego, kontrolującej funkcjonowanie wszystkich polskich banków – a zatem odpowiada za bezpieczeństwo powierzonych bankom przez klientów pieniędzy. Ta władza jest tym większa, że raz powołanego szefa banku centralnego praktycznie nie można odwołać przed upływem pełnej kadencji, czyli aż sześciu lat.

Bank centralny jest tylko od dbania o wartość pieniądza i stabilność systemu finansowego państwa. Nie musi zarabiać. Mimo to pod rządami prof. Balcerowicza zarabiał, i to bardzo dużo. Zatrudniał najmniej pracowników ze wszystkich polskich instytucji bankowych, a równocześnie wypracowywał zysk. W ciągu ostatnich pięciu lat NBP wpłacił do budżetu ponad 15 miliardów złotych, co oznacza, że Balcerowicz zarobił dla państwa więcej niż kolejni ministrowie skarbu razem wzięci: dochody NBP od lat przewyższają dochody z prywatyzacji.

Oprócz stosunkowo niewielkich dochodów z tytułu tzw. renty menniczej (senioraż), czyli wpływów z tytułu produkowania nowych banknotów, oraz zarobku na oprocentowaniu kredytów udzielanych bankom, NBP zarabia na lokatach dewizowych. Innymi słowy inwestuje wynoszące w ostatnich latach ponad 30 mld dolarów rezerwy dewizowe w papiery skarbowe o najwyższym poziomie wiarygodności, czyli najmniejszym ryzyku (bank ma obowiązek zapewnić rezerwom superbezpieczeństwo). Zyski prof. Balcerowicz pomnażał także, redukując koszty działania banku. Funkcjonowanie polskiego NBP kosztuje co najmniej 150 milionów złotych mniej niż funkcjonowanie banku hiszpańskiego, także jednego z najtańszych w Europie banków centralnych. Takie oszczędności udało się uzyskać między innymi dzięki temu, że jako prezes NBP Balcerowicz zarabiał kilkanaście razy mniej niż jego koledzy – szefowie banków centralnych z krajów Wspólnoty.

Przede wszystkim charakter
Wykształcenie szefa NBP i jego doświadczenie zawodowe to rzeczy ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejszy jest charakter. Umiejętność przeciwstawiania się politykom, których interesy są prawie zawsze sprzeczne z interesami obywateli, to podstawowa kwalifikacja na stanowisko prezesa banku centralnego.

Prof. Balcerowicz jest wrogiem dla większości polityków właśnie dlatego, że przeciwstawiał się zakusom Andrzeja Leppera na naruszenie polskiej rezerwy walutowej, ministra Grzegorza Kołodki, który chciał dodrukować pieniędzy, a także premiera Kaczyńskiego, któremu, podobnie jak szefom Samoobrony i LPR, marzy się, żeby prezes NPB wyręczał rząd w „dbaniu o wzrost gospodarczy”.

Podobne kłopoty z populistami mają prezesi banków narodowych na całym świecie. Alan Greenspan, szef amerykańskiego banku centralnego, jeden z najwybitniejszych amerykańskich ekonomistów, kończył kadencję przy akompaniamencie narzekań lewicowych polityków i lewicowej prasy. „Stan gospodarki amerykańskiej, który pozostawi po sobie Alan Greenspan, jest gorszy, niż się wydaje” – tak jego 18-letnią pracę na stanowisku szefa Fed podsumował „New York Times”.

Fakty są takie, że za prezesury Greenspana Stany Zjednoczone przeżyły dwie recesje, krach na giełdzie w 1987 roku, pęknięcie „bańki internetowej” w roku 2000, atak terrorystyczny 11 września 2001 roku i galopującą inflację. Greenspan rozprawił się z inflacją (zmniejszył ją do 2 proc.) i przyczynił się do wzrostu PKB na jednego mieszkańca o 35 proc., namawiając prezydenta Georga W. Busha do obniżki podatków.

Fakty jednak nie mają znaczenia, bo Greenspan budził nienawiść polityków bezkompromisową obroną gospodarki i pieniędzy podatników, szorstkim, pozbawionym salonowego wdzięku sposobem bycia i przekonaniem o potrzebie niezależności powierzonego mu urzędu.

I tak właśnie powinno być. Bo szef banku centralnego, niezależnie od kraju, w którym sprawuje swój urząd, nie musi być lubiany. Jego zadaniem jest skuteczne pilnowanie naszych pieniędzy przed zakusami polityków. Także dlatego na kandydaturę Skrzypka patrzę bez optymizmu. Nic nie wskazuje na to, żeby akurat on – pupil prezydenta i premiera – potrafił skutecznie im się przeciwstawić, broniąc naszych pieniędzy. A o to w końcu w tym wszystkim chodzi.

Przede wszystkim charakter
Wykształcenie szefa NBP i jego doświadczenie zawodowe to rzeczy ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejszy jest charakter. Umiejętność przeciwstawiania się politykom, których interesy są prawie zawsze sprzeczne z interesami obywateli, to podstawowa kwalifikacja na stanowisko prezesa banku centralnego.

Prof. Balcerowicz jest wrogiem dla większości polityków właśnie dlatego, że przeciwstawiał się zakusom Andrzeja Leppera na naruszenie polskiej rezerwy walutowej, ministra Grzegorza Kołodki, który chciał dodrukować pieniędzy, a także premiera Kaczyńskiego, któremu, podobnie jak szefom Samoobrony i LPR, marzy się, żeby prezes NPB wyręczał rząd w „dbaniu o wzrost gospodarczy”.

Podobne kłopoty z populistami mają prezesi banków narodowych na całym świecie. Alan Greenspan, szef amerykańskiego banku centralnego, jeden z najwybitniejszych amerykańskich ekonomistów, kończył kadencję przy akompaniamencie narzekań lewicowych polityków i lewicowej prasy. „Stan gospodarki amerykańskiej, który pozostawi po sobie Alan Greenspan, jest gorszy, niż się wydaje” – tak jego 18-letnią pracę na stanowisku szefa Fed podsumował „New York Times”.

Fakty są takie, że za prezesury Greenspana Stany Zjednoczone przeżyły dwie recesje, krach na giełdzie w 1987 roku, pęknięcie „bańki internetowej” w roku 2000, atak terrorystyczny 11 września 2001 roku i galopującą inflację. Greenspan rozprawił się z inflacją (zmniejszył ją do 2 proc.) i przyczynił się do wzrostu PKB na jednego mieszkańca o 35 proc., namawiając prezydenta Georga W. Busha do obniżki podatków.

Fakty jednak nie mają znaczenia, bo Greenspan budził nienawiść polityków bezkompromisową obroną gospodarki i pieniędzy podatników, szorstkim, pozbawionym salonowego wdzięku sposobem bycia i przekonaniem o potrzebie niezależności powierzonego mu urzędu.

I tak właśnie powinno być. Bo szef banku centralnego, niezależnie od kraju, w którym sprawuje swój urząd, nie musi być lubiany. Jego zadaniem jest skuteczne pilnowanie naszych pieniędzy przed zakusami polityków. Także dlatego na kandydaturę Skrzypka patrzę bez optymizmu. Nic nie wskazuje na to, żeby akurat on – pupil prezydenta i premiera – potrafił skutecznie im się przeciwstawić, broniąc naszych pieniędzy. A o to w końcu w tym wszystkim chodzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.