Potrzebne od zaraz

Maciej Kalbarczyk

|

25.08.2022 00:00 GN 34/2022

publikacja 25.08.2022 00:00

Istnieje obawa, że Polska nie otrzyma środków z Krajowego Planu Odbudowy. Jakie mogą być tego konsekwencje?

Ursula von der Leyen zapowiada, że wypłata środków z KPO będzie możliwa po spełnieniu przez Polskę warunków określanych jako kamienie milowe. Ursula von der Leyen zapowiada, że wypłata środków z KPO będzie możliwa po spełnieniu przez Polskę warunków określanych jako kamienie milowe.
JULIEN WARNAND /epa/pap

W czerwcu Komisja Europejska ogłosiła akceptację dla polskiego Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Przewodnicząca tej instytucji Ursula von der Leyen podkreśliła jednak, że wypłaty środków ruszą dopiero po wypełnieniu przez nasz kraj tzw. kamieni milowych. W odpowiedzi na te oczekiwania, które dotyczyły m.in. wymiaru sprawiedliwości, rządzący przyjęli ustawę przygotowaną przez prezydenta Andrzeja Dudę. Na jej mocy zlikwidowano Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, a w jej miejsce powołano Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Komisja Europejska stwierdziła jednak, że wprowadzone zmiany nie są wystarczające, ponieważ nie gwarantują sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. W związku z tym środki z KPO wciąż pozostają zablokowane. Chociaż zmiana tego stanu rzeczy nie jest wykluczona (wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz stwierdził, że szanse na wypłatę są nadal „bardzo duże”), warto zastanowić się, czy Polska poradziłaby sobie bez tych pieniędzy.

Zielona transformacja

Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności jest odpowiedzią Unii Europejskiej na kryzys wywołany pandemią COVID-19. Zgodnie z jego założeniami Polska miałaby otrzymać 158,5 mld zł, w tym 106,9 mld zł w postaci bezzwrotnych grantów oraz 51,6 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek. Pieniądze te miałyby zostać przeznaczone na realizację 54 inwestycji i 48 reform w takich obszarach jak: konkurencyjność i innowacja, cyfryzacja, zdrowie, zrównoważony transport, jakość instytucji oraz zielona transformacja. Tylko na ostatni z wymienionych komponentów postanowiono wydać 42,7 proc. budżetu KPO. – Duża część tych środków miała zostać przeznaczona na rozwój alternatywnych źródeł energii. To pozwoliłoby nam uniezależnić się od węglowodorów. Jest to bardzo istotne w kontekście perturbacji gospodarczych wywołanych wojną za naszą wschodnią granicą. Żeby przejść przez obecny kryzys, musimy zmniejszyć energochłonność przemysłu oraz gospodarstw domowych. Potrzebujemy do tego pieniędzy z KPO – mówi „Gościowi” Agnieszka Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej.

Na środki, które mają zostać przeznaczone na transformację energetyczną, czekają szczególnie mniejsze firmy. To właśnie dla nich wysokie podwyżki cen energii elektrycznej, gazu i paliw są dzisiaj najbardziej uciążliwe. – Zaledwie kilkanaście tysięcy polskich przedsiębiorstw jest w stanie samodzielnie wygospodarować środki na inwestycje w alternatywne źródła energii. Tymczasem aż 97 proc. wszystkich firm w naszym kraju stanowią mikroprzedsiębiorstwa, które nie mają takich pieniędzy i potrzebują wsparcia. W podobnej sytuacji są samorządy, które także realizują projekty z KPO – mówi „Gościowi” Piotr Wołejko, ekspert ds. społeczno-gospodarczych Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Dodaje, że środki z KPO byłyby także pomocne m.in. w przyspieszeniu zielonej transformacji sektora transportu oraz cyfryzacji naszej gospodarki. Jego zdaniem czas pandemii pokazał, że w tej drugiej kwestii Polska ma wiele do nadrobienia. Jako przykład można wskazać problemy w dostępie wielu uczniów do nauki zdalnej.

Pożyczymy gdzie indziej?

Z informacji przekazanych w czerwcu przez głównego ekonomistę Ministerstwa Finansów Łukasza Czernieckiego wynikało, że w tym roku Polska miała otrzymać z KPO 12 mld zł. W przyszłym roku byłoby to ok. 30 mld zł, a w latach 2024–2025 nawet 40–50 mld zł rocznie. W opinii większości ekonomistów to znaczące kwoty, które powinny jak najszybciej zasilić nasz budżet. Profesor Zbigniew Krysiak jest jednak innego zdania. – Na program Rodzina 500 Plus oraz na wypłatę trzynastych emerytur wydajemy ok. 40 mld zł rocznie. Jak widać, nasza gospodarka potrafi wygenerować takie środki. Dlatego nie obawiam się utraty wsparcia z KPO. W porównaniu z wieloma europejskimi państwami mamy niski dług publiczny w relacji do PKB. To nieco ponad 50 proc., co daje możliwość pożyczenia pieniędzy gdzie indziej. Warto pamiętać o tym, że nawet gdybyśmy zaczęli pobierać środki z KPO, nasz dług i tak by wzrósł. Musielibyśmy przecież oddać zaciągnięte pożyczki. A już dzisiaj płacimy od nich odsetki, co jest kuriozalne, ponieważ żadnego wsparcia nie otrzymaliśmy – mówi ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej i prezes Instytutu Myśli Schumana.

W czasie pandemii stworzono mechanizm, w którym Polski Fundusz Rozwoju oraz Bank Gospodarstwa Krajowego generowały dług przez emisję obligacji. Najpierw były one skupowane przez banki komercyjne, a później odkupywane przez NBP. Wygenerowane w ten sposób środki trafiły do przedsiębiorców. W celu pozyskania funduszy na inwestycje z KPO rządzący mogliby sięgnąć po podobne rozwiązanie. Alternatywą byłoby zwiększenie zadłużenia zagranicznego. Zdaniem Piotra Wołejki to jednak zły pomysł. – Unia Europejska, która pozyskała środki na KPO w imieniu całej Wspólnoty, jest wiarygodnym partnerem dla globalnych instytucji finansowych. Dzięki temu udało jej się wynegocjować dobre warunki pożyczki. W Polsce panuje obecnie wysoka inflacja, a w dodatku znajdujemy się w bliskim sąsiedztwie konfliktu zbrojnego. Te dwa czynniki sprawiają, że inwestorzy zagraniczni wysoko wyceniliby ryzyko pożyczenia nam tak dużej kwoty. Byłoby to nieopłacalne – uważa nasz rozmówca.

W ostatnim czasie w debacie publicznej pojawił się pomysł pozyskania środków potrzebnych na realizację inwestycji z KPO od Chin. Piotr Wołejko zwraca jednak uwagę, że ten kraj jeszcze nigdy nie udzielił nikomu tak dużej pożyczki. Zdaniem naszego rozmówcy gdyby zrobił dla nas wyjątek, wraz z dużymi pieniędzmi pojawiłyby się naciski na podejmowanie decyzji politycznych korzystnych z punktu widzenia Państwa Środka.

Okrojone plany

W sierpniu Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej podpisały umowę z Polskim Funduszem Rozwoju, zgodnie z którą zobowiązał się on do sfinansowania części projektów realizowanych w ramach KPO. Środki na ten cel mają pochodzić ze zwrotów z tarcz antycovidowych, z których skorzystały firmy w okresie pandemii. W jednym z wywiadów wiceprezes PFR Bartosz Marczuk stwierdził, że na prefinansowanie inwestycji z KPO zabezpieczono już 8 mld zł. Po rozpoczęciu wypłat z unijnej kasy Fundusz ma ponownie otrzymać te środki. Jednak w związku z blokadą KPO nie wiadomo, czy do tego dojdzie. – Myślę, że niezależnie od dalszego rozwoju wydarzeń rząd będzie starał się udowodnić, że panuje nad sytuacją i realizuje projekty z KPO. Nie sądzę natomiast, aby wystarczyło mu pieniędzy na sfinansowanie wszystkich inwestycji. Możliwe, że wiele planów zostanie okrojonych, a część trafi do kosza – mówi Agnieszka Durlik.

W ramach KPO zamierzano m.in. zainstalować ponad 791 tys. nowych źródeł ciepła w budynkach jednorodzinnych, a 70 tys. domów i mieszkań miało zostać poddanych termomodernizacji. Zdaniem Piotra Wołejki bez unijnych środków osiągnięcie tych celów nie będzie możliwe. – Potrzeby w tych dwóch obszarach są ogromne, a pieniądze z KPO oraz te wypłacane w ramach Perspektywy Finansowej na lata 2021–2027 i tak nie pozwoliłyby ich w pełni zaspokoić. Bez unijnego wsparcia w tym zakresie nie posuniemy się znacząco do przodu. Termomodernizacji zostanie poddanych może kilka tysięcy budynków – prognozuje nasz rozmówca.

Zaciągamy hamulec

Szacuje się, że napływ środków z KPO mógłby podwyższyć dynamikę naszego PKB nawet o 1 punkt procentowy w skali roku. Na blokadzie ucierpią zatem nie tylko konkretne projekty, lecz także cała gospodarka. – Co prawda konsekwencją braku tych pieniędzy nie będzie głęboka recesja, ale bez nich nie utrzymamy tak wysokiego tempa rozwoju jak w państwach, które mogą liczyć na wsparcie. W efekcie będzie nam trudniej wyjść z kryzysu. Zaciągamy ręczny hamulec i nie pozwalamy rozpędzić się naszej gospodarce – mówi Agnieszka Durlik.

W czerwcu zapowiedź zawarcia porozumienia w sprawie KPO pomiędzy rządem a Komisją Europejską doprowadziła do tego, że złoty umocnił się względem euro o 0,7 proc. Za sprawą blokady unijnych środków może dojść do odwrotnej sytuacji, czyli deprecjacji polskiej waluty. – Gdybyśmy otrzymali te kilkadziesiąt miliardów euro, zostałyby one szybko wymienione na złotówki. Dzięki temu nasza waluta uległaby wzmocnieniu, co pozwoliłoby obniżyć inflację. Pozostaje więc mieć nadzieję, że rząd przystanie na warunki KE i wypłaty w końcu ruszą. Chociaż dużo czasu już zmarnowano, jeszcze nie jest za późno na realizację najważniejszych inwestycji – podsumowuje Piotr Wołejko. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.