Socjalizmem w rowerzystę

Komentarz - Przemysław Kucharczak

|

GN 05/2009

publikacja 02.02.2009 01:03

Za dużo mamy w Polsce ministerialnych urzędników. Niektórzy tak bardzo chcą udowodnić, że są potrzebni, że wymyślają tysiące dziwnych przepisów, które drogo kosztują zwykłych ludzi.

Przemek Kucharczak Przemek Kucharczak

Niektórzy żartują nawet, że taniej by wyszło, gdyby państwo tego typu urzędnikom płaciło pensje za to, żeby absolutnie nic nie robili. Wtedy narobiliby mniej szkód niż w chwilach, kiedy biorą się za pracę.
Nie chcę obrazić urzędników, którzy wykonują swoją pracę rzetelnie. Jako stary rowerzysta jestem jednak przekonany, że urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury nie dbają o mój interes.

Twierdzą, że planowane utrudnienia dla rowerzystów są dla ich dobra. Jednak efekt będzie taki, że mnóstwo rowerzystów w ogóle zrezygnuje z rowerowych wycieczek, zamiast spełniać dodatkowe wymagania. Ale to urzędników nie obchodzi. Zapatrzyli się na te kilka europejskich państw, które w socjalistyczny sposób regulują przepisami każdą dziedzinę życia.

Są jednak też inne europejskie państwa, w których ludzi zachęca się, żeby dojeżdżali do pracy na rowerach zamiast samochodami. W miastach Holandii jest mnóstwo rowerzystów – i nikt im życia takimi przepisami nie utrudnia.

Przedstawiciele stowarzyszeń rowerzystów pokazują statystyki, że tzw. słabo widoczni rowerzyści są przyczyną zaledwie jednego procenta wszystkich wypadków z ich udziałem. Nie ma też dowodów, że rowerzyści doznają w wypadkach najczęściej urazów głowy, a nie np. kręgosłupa. Ale co to obchodzi urzędników. Ministrowi infrastruktury niezbyt wychodzi budowanie dróg, a przecież też chce udowodnić, jaki jest pracowity.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.