Na tropach prawdy

Szymon Babuchowski, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 31/2010

publikacja 04.08.2010 09:23

"Lato świętych kobiet" Kto szuka prawdy - szuka Boga, choćby nawet tego sobie nie uświadamiał - napisała św. Edyta Stein. Sama przeszła drogę od judaizmu, przez religijną obojętność, uporczywe poszukiwania w świecie filozofii, chrzest, klasztor - aż po męczeństwo.

Na tropach prawdy Henryk Przondziono

Pod pomnik gęsiarki na getyńskim rynku podchodzi barwny korowód. Młody mężczyzna przywieziony w zabawnym wózku, ozdobionym kolorowymi balonikami, wkłada kwiaty do rąk gęsiarki i całuje policzek z brązu. To świeżo upieczony doktor. Getynga jest miastem o silnych tradycjach akademickich. W końcu na 130 tys. mieszkańców aż 30 stanowią studenci. Nic dziwnego, że młoda Edyta Stein przyjechała tu z Wrocławia w poszukiwaniu prawdy. To właśnie tutaj wykładał jej późniejszy mistrz Edmund Husserl, tu poznała Maksa Schelera i Romana Ingardena. – Mimo że spędziła w mieście stosunkowo niewiele czasu, to właśnie ten rozdział zajmuje najwięcej miejsca w jej wspomnieniach – podkreśla w rozmowie z nami Mary Somers Heidhues, autorka przewodnika po getyńskich śladach świętej. 

Niewiara załamana

Edyta przybywała do Getyngi, gdy po okresie religijnego zobojętnienia, jakie przeżyła w wieku nastoletnim, zaczął w niej narastać duchowy niepokój. Po porzuceniu judaizmu, spowodowanym m.in. samobójstwem wuja i stryja, dręczyła ją pustka, której „psychologia bez duszy”, studiowana we Wrocławiu, nie mogła zapełnić. Za to fenomenologia Husserla, odwołująca się do intuicji, coraz bardziej przybliżała ją do metafizyki. – Ten nurt filozoficzny cechuje podejście do każdej rzeczy bez uprzedzenia. To zmieniło jej spojrzenie na religię – mówi Mary Somers Heidhues. Wiedziona ciekawością, właśnie w Getyndze pierwszy raz zastukała do drzwi kościoła katolickiego. Było to w Boże Narodzenie 1916 roku. Edyta słyszała już wcześniej od koleżanek, że w czasie Pasterki panuje w katolickich świątyniach specyficzna atmosfera. Jednak w te święta kościół św. Michała okazał się zamknięty. Mimo to już wtedy zaczęła nurtować ją myśl o przejściu na katolicyzm. Wpłynęły na to zarówno wykłady Maksa Schelera, jak i świadectwo życia młodego małżeństwa Reinachów. O profesorze Adolfie Reinachu pisała: „Zdawało mi się, że dotąd żaden człowiek nie podszedł do mnie z taką bezinteresowną dobrocią serca (…) Jakbym pierwszy raz ujrzała zupełnie nowy świat”. Jeszcze silniej ten świat ujrzała, gdy po śmierci profesora na froncie I wojny światowej spotkała wdowę po nim, pełną pokoju, a nawet pogody ducha.

Reinachowie, oboje pochodzenia żydowskiego, rok wcześniej przyjęli chrzest w Kościele katolickim. Dla późniejszej świętej postawa Anny Reinach stała się dowodem prawdziwości religii chrześcijańskiej. „Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela on tym, którzy go niosą – wspomina. – Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy krzyża”.

Kobieta nowoczesna

Dzisiejsza Getynga zdaje się nie odbiegać zbytnio od tamtej, której ulice codziennie przemierzała Edyta Stein. Wojna oszczędziła to miasto, możemy więc podziwiać średniowieczne i renesansowe kamienice. W ozdobionej malowidłami Karczmie Junkerskiej z XVI wieku, gdzie kiedyś przesiadywali młodzi adepci filozofii, nadal można smacznie zjeść. Nikt już jednak nie toczy tak zażartych dyskusji. Ocalał dom, w którym mieszkała Edyta, ogród botaniczny, gdzie często spacerowała z przystojnym studentem Hansem Lippsem, i – oczywiście – budynki uniwersyteckie. Tyle że filozofia nie jest dziś najmodniejszym kierunkiem w Getyndze. Królują tu nauki ścisłe. – Nie ma żadnego seminarium, na którym zgłębiano by myśl Edyty Stein – ubolewa Mary Somers Heidhues. Sama stara się na wszelkie sposoby szerzyć wiedzę o świętej. Przez wiele lat przewodniczyła kole zajmującym się popularyzacją tej patronki Europy. Co roku koło przyznaje nagrodę imienia św. Edyty Stein. Laur otrzymują osoby szczególnie zaangażowane w dzieła miłosierdzia i ekumenizm. Mary pochodzi z Filadelfii. W Stanach po raz pierwszy usłyszała o Edycie Stein. – Chodziłam do szkoły prowadzonej przez zakonnice – opowiada. – Reguła sióstr była surowa, nie pozwalała im opuszczać terenu klasztoru. Pamiętam, że kiedy podczas lekcji dowiedziałam się, że esesmani wtargnęli do klasztoru, by aresztować Edytę Stein, byłam wstrząśnięta. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak można naruszyć świętość takiego miejsca.

Kiedy znalazła się w Niemczech, jeszcze bardziej zainteresowała się postacią świętej. – Dostrzegłam w niej nowoczesną kobietę, podobną do mnie – wyznaje. – Też studiowałam jak ona, długi czas byłam czynna zawodowo, zajmowałam się nauką. Przez żydowskie pochodzenie również stała mi się bliska, bo wiele moich amerykańskich koleżanek było Żydówkami. Zresztą Edyta nigdy radykalnie nie zerwała ze swoimi korzeniami. Nawet na dzień swojego chrztu wybrała 1 stycznia – ówczesne święto Obrzezania Pańskiego.

To jest prawda!

Nim doszło do chrztu, święta przeszła drogę duchowego oczyszczenia. Niemożność uzyskania habilitacji, zerwana współpraca z Husserlem – wszystko to sprawia, że narastają w niej wewnętrzne ciemności. A jednak coraz silniej zawierza Bogu, zaczyna się modlić. Wie już, że sama filozofia nie wystarcza. Pisze: „Układam plany na dalsze moje życie i ze względu na nie obmyślam życie obecne. Jestem jednak w głębi przeświadczona, że zdarzy się coś takiego, co wyrzuci na śmietnik całe moje planowanie”. Zdarzyło się. Któregoś dnia natrafiła u przyjaciół na autobiografię św. Teresy z Avila. Lektura tak ją zafascynowała, że czytała ją jednym tchem, całą noc. Gdy zamknęła książkę, wiedziała już, że „to jest prawda”. Na chrzcie w 1922 roku przybrała imiona Teresa Jadwiga. Wkrótce rozpoczęła nauczanie w seminarium pedagogicznym sióstr dominikanek w Spirze. Jej erudycja, talent literacki i znajomość kilku języków nadały jej pewien rozgłos. Jeździła po Europie z wykładami na temat powołania kobiety i jej zadań w społeczeństwie. Być może dlatego niektóre feministki próbują z niej dziś uczynić swoją patronkę. – Twierdziła, że kobieta może wykonywać każdy zawód, jednak nie powinna zapominać o tym, co jest dla niej specyficzne: matczynym podejściu. To z pewnością byłoby trudne do zaakceptowania przez współczesne feministki – uśmiecha się Mary Somers Heidhues. Edyta przyjęła też stanowisko docenta w Instytucie Pedagogiki Naukowej w Münster. Wkrótce jednak utraciła prawo do nauczania, gdyż do władzy doszli naziści. Przyjmuje to z pokorą: „Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego Krzyżem zostaje teraz obarczony naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, ale ci, co rozumieją, muszą w imieniu wszystkich wziąć go na siebie. Moim pragnieniem jest to uczynić, niech On mi tylko wskaże jak”.

Poszukiwacze
Wychodząc z podziemnego parkingu w samym sercu Kolonii, nieoczekiwanie natrafiamy na pomnik Edyty Stein. Czyżby to ona nas prowadziła? Monument z brązu przedstawia świętą w trzech fazach życia. Pierwsza figura wyobraża zamyśloną Żydówkę. Druga postać ma przepołowioną twarz i trzyma w ręku pisma. To Edyta filozof, targana wątpliwościami. Trzecia jest już ubrana w habit i trzyma przed sobą krzyż. Edyta Stein wstąpiła do Karmelu właśnie w Kolonii. Nie było to łatwe. Przeszkodę stanowiły wiek świętej (miała 42 lata), brak posagu i żydowskie pochodzenie. Dodatkowy ból sprawiał jej silny sprzeciw matki, która nie mogła pogodzić się z myślą, że jej córka zostanie katolicką zakonnicą. Mimo to Edyta spełniła swoje postanowienie i przyjęła zakonne imię Teresa Benedykta od Krzyża.

Dziś nie ma już klasztoru, w którym mieszkała Edyta Stein. Został zbombardowany w czasie wojny. Ewa Śliwińska z Polskiej Misji Katolickiej w Kolonii prowadzi nas w to miejsce. Na nowo zbudowanym domu widnieje tablica upamiętniająca pobyt świętej. „Żydówka – filozof – pedagog – karmelitanka – męczennica” – tych pięć wyrazów starcza za całą biografię. Karmelitanki w 1945 roku przeniosły się do swojej pierwotnej siedziby – klasztoru Maryi Królowej Pokoju. Niedawno przy klasztorze zostało otwarte archiwum Edyty Stein. Spotykamy w nim obłożonego książkami ojca Christofa, karmelitę bosego ze Szwajcarii. Pisze pracę o świętej. Oprowadzająca nas s. Ancilla, przełożona Karmelu, kładzie palec na usta. – Nie przeszkadzajmy w pracy – mówi. W archiwum znajduje się ponad 25 tys. rękopisów Edyty Stein. Do dyspozycji studentów jest pomieszczenie biblioteczne, gdzie obok pism świętej przechowywane są biografie na jej temat i książki przedstawiające kontekst historyczny czy filozoficzny. – Przychodzą głównie studenci filozofii, ale nie tylko chrześcijanie – podkreśla s. Ancilla. – Powiedziałabym, że nawet dominują osoby spoza Kościoła katolickiego, za to szczerze poszukujące prawdy. To, co s. Ancillę najbardziej fascynuje w św. Edycie Stein, to fakt, że nigdy nie ustała w swoich poszukiwaniach: – Pokazała, że trzeba odkrywać najpierw własne wnętrze, dopiero wtedy człowiek będzie zdolny do konfrontacji ze światem. Miała wielkie serce i świadomość, że nie jest w klasztorze oddzielona od ludzi. Swoją modlitwą chciała obejmować wszystkich.

Siostry starają się żyć podobnie. – Raz w miesiącu w katedrze kolońskiej odbywają się czuwania młodzieży. Młodzi piszą na kartkach swoje intencje, a potem przynoszą je do naszego kościoła pod wizerunek Edyty Stein. Podczas każdego czuwania zbiera się 200–300 takich kartek, więc mamy co robić – uśmiecha się s. Ancilla.

Idziemy za naród

Karmelitanki są także w holenderskim Echt, oddalonym zaledwie 15 kilometrów od niemieckiej granicy. Kaplica klasztorna, z witrażami przedstawiającymi Edytę Stein, jest otwarta codziennie. W ogóle w niewielkim Echt mnóstwo jest śladów pamięci o świętej. Oprócz relikwii i tryptyku jej poświęconego w XIV--wiecznym kościele św. Landryka znajdujemy w miasteczku kilka tablic pamiątkowych, ulicę jej imienia, a także Centrum Spotkań, prowadzone przez Fundację im. Edyty Stein. – Jest tutaj bardzo popularna – potwierdza starszy mieszkaniec Echt Jo Kurvers, którego zastajemy w Centrum podczas lubianej przez holenderskich emerytów gry koersballen. Do klasztoru w Echt święta została przewieziona w 1938 roku, by nie ściągnąć nienawiści nazistów na siostry. Dołączyła do niej wkrótce rodzona siostra Róża, która przyjęła chrzest w 1936 roku. W Echt Róża pełniła funkcję furtianki. Jednak i tutaj zakonnice nie były bezpieczne. W 1940 roku do Holandii wkroczyli Niemcy. Represje nasiliły się w 1942 roku, po telegramie holenderskich biskupów do generalnego komisarza w Hadze, w którym protestowali przeciw deportacji Żydów. To rozwścieczyło nazistowskie władze. Żydzi, którzy przeszli na katolicyzm, zostali uznani za wrogów numer jeden. Miejsce przy ulicy Peyerstraat, z którego gestapo zabrało Edytę i Różę, jest zaznaczone specjalną płytą chodnikową z wyrytymi imiona sióstr, datą i godziną zdarzenia. Zostały aresztowane 2 sierpnia 1942 r. o 17.00. „Chodź, idziemy za nasz naród” – miała wówczas powiedzieć Edyta do siostry. Zaledwie tydzień później zginęły razem w komorze gazowej w Birkenau.

U podnóża kolońskiego pomnika Edyty Stein artysta umieścił odciśnięte ślady stóp, symbolizujące tych wszystkich, którzy wraz z nią zginęli. I koronę cierniową – znak, że nawet w takich chwilach nie jesteśmy sami. – Jest świętą, która dodaje odwagi, niesie ukojenie innym – mówi s. Ancilla. – I tą, która łączy, jedna ze sobą ludzi. Nic dziwnego, że została patronką Europy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.