Krzyż w miejscu zbrodni

Przemysław Kucharczak

|

GN 05/2008

publikacja 31.01.2008 09:47

Większość z tych krzyży własnoręcznie wykuli mordercy. Dlatego są czasem takie nieforemne.

Krzyż w miejscu zbrodni Ksiądz Józef Świerczek przed krzyżem w miejscowości Bujaków. Na krzyżu można odczytać napis: „IHS 1691 dnia zmarła panna Katarzyna Kisielońska” fot. Marek Piekara

Mijamy je często bezmyślnie i do głowy nam nie przyjdzie, jakie niezwykłe historie z nimi się wiążą.

Sztylet na krzyżu
W Rogowie koło Wodzisławia Śląskiego stoją aż dwa takie krzyże pokutne. Wyglądają niepozornie. Jeden jest okaleczony, ma ubite ramię. – Jak za dziecka przychodziliśmy na religię do kościoła, to się na nich nieraz siadało. Ale intrygowało mnie, co to takiego w ogóle jest – wspomina ks. Józef Świerczek, dziś ojciec duchowny w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach. W dzieciństwie znalazł w końcu rysunek krzyża pokutnego w starej niemieckiej encyklopedii. Nie umiał przetłumaczyć notatki przy rysunku. Ale zrozumiał, że to chyba jakieś „krzyże winy”.

Później dowiedział się więcej. I zafascynował się. Złapał aparat fotograficzny, wsiadł na motorower i ruszył na poszukiwanie krzyży pokutnych w okolicy. Napisał o nich pracę magisterską. Dzisiaj ks. Józef pokazuje te krzyże wysłannikom „Gościa”. – Chodźcie tu, popatrzcie na ten krzyż od tyłu! – woła nas w miejscowości Studzionka koło Żor. Trzeba wsadzić głowę między żywopłot a krzyż. I dopiero wtedy na plecach krzyża widać wyryty sztylet. Ledwie widać jego zarys na chropowatej powierzchni. – To może być sztylet albo też miecz. Prawdopodobnie to jest narzędzie zbrodni – mówi ksiądz Świerczek.

Morderca kuje w piaskowcu
Jakiej zbrodni? Otóż krzyże pokutne stawiali mordercy na miejscu zabójstwa. Zaczęli to robić na początku XIII wieku. – Porządkowano wtedy stare prawo zemsty, które głosiło zasadę: oko za oko – mówi ks. Świerczek. Gdzieniegdzie w Azji jeszcze niektórzy trzymają się tego starożytnego klanowego prawa. Ale i w Europie długo przetrwała wendeta na Sycylii czy krwawa zemsta na Bałkanach. W odwecie za zabicie członka rodu musiał zginąć ktoś z rodu zabójcy. Rodziło to klanowe wojny, które trwały przez wiele lat. W naszej części Europy wiele się jednak w tej sprawie zmieniło właśnie w XIII wieku. – Prawdopodobnie wiązało się to z interwencją Kościoła. Morderca w ramach pokuty własnoręcznie wykuwał krzyż, najczęściej w piaskowcu. Ale to był tylko jeden z wielu elementów jego pokuty! – mówi ks. Józef. – Zabójca musiał też zapłacić rodzinie ofiary „główszczyznę”, czyli odszkodowanie za głowę. Miał troszczyć się o dzieci swojej ofiary. Czasem musiał odbyć dalekie pielgrzymki, stać godzinami pod pręgierzem, upokorzyć się przechodząc nago przez wieś. Warunki tej pokuty były spisywane w obecności przedstawicieli władzy świeckiej i duchownej, w dokumencie nazywanym compositio – opowiada z pasją.

Przebaczają nad krzyżem
Swój kamienny krzyż morderca zanosił na miejsce zbrodni. I tam spotykał się z rodziną ofiary. Stojąc nad krzyżem, strony przebaczały sobie wzajemne krzywdy i wyrzekały się zemsty. W Polsce zachowało się ponad sześćset takich krzyży. Większość na Śląsku i w województwie lubuskim. Ale pojedyncze są też na Pomorzu, w Wielkopolsce, w województwach świętokrzyskim i małopolskim. Na niektórych mordercy wydrapali wizerunki toporów, kusz, dzid, wideł, a nawet... stóp. – To pewnie narzędzia zbrodni. Choć jest też hipoteza, że to jakieś atrybuty zabitego, na przykład miecz, jeśli był rycerzem – tłumaczy ks. Świerczek. Na Śląsku mordercy stawiali krzyże pokutne przez ponad trzysta lat. Jednak w 1532 roku cesarz Karol V Habsburg, który rządził Śląskiem, wprowadził kodeks karny. Znikły wtedy umowy między zabójcą a bliskimi ofiar, a z nimi i pokutne krzyże. Dlaczego? Bo morderca był i tak już z urzędu ścigany i karany. – Ale ludzie i tak jeszcze przez jakiś czas stawiali z rozpędu kamienne krzyże. Ale już niekoniecznie robili to mordercy. Tylko na przykład rodzina, która chciała upamiętnić zmarłego tragicznie bliskiego – mówi ks. Świerczek.

Zabójstwo podwójne?
Taki właśnie jest krzyż w Krzyżowicach koło Jastrzębia- -Zdroju, prawdopodobnie z XVIII wieku. Dzisiaj jego fragment jest wmurowany w ścianę kapliczki. – To ciekawa historia. Otóż ten krzyż przed laty zaginął. Ale w 1988 roku przyjechali go poszukać ksiądz Jerzy Kempa i pan Andrzej Scheer, prezes Bractwa Krzyżowców ze Świdnicy. Pytani mieszkańcy pamiętali tylko, że ktoś ten krzyż zahaczył kiedyś wozem i uszkodził. Ale przy kościele leżała kupa gruzu. Obaj zaczęli więc w niej grzebać. Odwrócili jeden kamień – a tu piękny napis po polsku: „Macy Frisz spad z konia na drodze swój żiwot dokonal...” – opowiada ks. Świerczek. – „Macy”, czyli po prostu Maciej. W tej okolicy do dzisiaj jest popularne nazwisko Frysz – dodaje. Wcześniejsze, wykonane przez samych zabójców, krzyże zwykle nie są tak ładne, jak ten z Krzyżowic. Bywają nieforemne. – Czasem nawet jedno ramię mają wyżej, a drugie niżej – śmieje się ks. Świerczek. Jednak nawet wśród krzyży pokutnych zdarzają się wykute staranniej. Taki jest wysoki na półtora metra krzyż w Rydułtowach niedaleko Rybnika. To jeden z czterech krzyży w Europie z podwójnymi ramionami. Jest na nim napis z 1628 roku, z informacją o rozpoczęciu budowy kościoła w Rydułtowach. – Jednak ten napis został dodany później! Ten krzyż jest o wiele starszy i zapewne też jest pokutny – uważa ks. Świerczek. Skąd jednak podwójne ramiona krzyża? – Nie wiadomo. Być może to pamiątka po jakimś podwójnym morderstwie? – dodaje.

Uwaga na remonty
Czy coś jeszcze można odkryć w tych niepozornych zabytkach? Wbrew pozorom, wiele. – O, a na tym widać tak zwane kubki! – ks. Józef pokazuje jeden z dwóch krzyży pokutnych w miejscowości Studzionka. – Kubki to wydłubane w krzyżu otworki. Czasem ludzie na wsi traktowali te krzyże w zabobonny i magiczny sposób. Ucierali wydłubany kawałek krzyża na proszek i na przykład podawali chorej krowie, żeby ją wyleczyć... – tłumaczy nasz przewodnik. Dobrze, jeśli lokalna społeczność pilnuje tych krzyży. Często stoją one przy drogach, dokładnie w miejscach morderstwa sprzed wieków. I dlatego nieraz gubią się, kiedy koparki przyjeżdżają drogę poszerzyć. W czasie remontu ulicy w miejscowości Bujaków proboszcz przeniósł taki krzyż do ogrodu przy kościele – bo robotnicy wykopali go, rzucili na pobocze i prostowali na nim łopaty. Podczas podobnych prac ziemnych całkiem zaginął granitowy krzyż w Cieszynie-Pastwiskach. Do dzisiaj się nie odnalazł. Być może leży gdzieś zagrzebany w ziemi. I może zostanie tam już do końca świata. Chociaż niekoniecznie... Mieszkańcom miejscowości, w których krzyże pokutne już zaginęły, może kiedyś dopisze też szczęście. Pokazuje to przykład Żor-Rogoźnej. Kiedyś krzyż stał tam przy drodze. Było na nim widać zarys kuszy albo łuku. W czasie poszerzania tej drogi w 1970 roku – krzyż zniknął. A jednak w 1984 roku, w czasie kolejnych prac w tym miejscu, odnalazł się.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.