Ołtarz na wygnaniu

Szymon Babuchowski

|

GN 49/2007

publikacja 05.12.2007 11:13

Kiedy pociąg z Norymbergi wiózł do Krakowa ołtarz Wita Stwosza, wraz z innymi zrabowanymi w czasie wojny dziełami sztuki, na stacjach gromadziły się komitety powitalne i wiwatowały tłumy. Nikt wtedy nie przypuszczał, że na powrót ołtarza do kościoła Mariackiego przyjdzie czekać kolejnych 11 lat.

Ołtarz na wygnaniu W głównej części ołtarza znajduje się scena Zaśnięcia NMP. Henryk Przondziono

Wojna dopiero wisiała w powietrzu, a krakowscy historycy sztuki, wraz z urzędnikami warszawskimi, już myśleli o tym, jak ocalić ołtarz i inne dzieła przed grabieżą. Jednym z najgorętszych orędowników ukrycia najcenniejszych eksponatów był dr Karol Estreicher. W sierpniu i wrześniu 1939 roku zorganizowano ewakuację figur z ołtarza Wita Stwosza barkami do Sandomierza.

Udało się je ukryć w tamtejszej katedrze – nie na długo jednak. Wkrótce znalazł się zdrajca, który odkrył przed Niemcami miejsce przechowywania rzeźb. 7 października 1939 roku oddział SS prof. Paulsena przewiózł samochodami do Berlina 30 pak z figurami. Akcja została objęta ścisłą tajemnicą. Najpierw schowano figury w skarbcu Banku Rzeszy, później trafiły do rodzinnej miejscowości rzeźbiarza, Norymbergi, i tam spoczywały w schronie zbudowanym u podnóża zamku.

Ale to nie wszystko. Niemcy postanowili rozmontować także szafę ołtarzową w kościele Mariackim. W marcu 1940 roku przyjechała do Krakowa ekipa niemieckich historyków sztuki i cieśli. Nocami, podczas godziny policyjnej, rozpiłowywali nienaruszoną od XV wieku szafę na części. Niemcy obeszli się z nią brutalnie. Ta kradzież była szokiem dla mieszkańców Krakowa.

Historyk sztuki na tropie
Karol Estreicher był już wtedy w Londynie i tam, w rządowym Biurze Prac Kongresowych, zajmował się dokumentowaniem polskich strat kulturalnych. We wrześniu 1940 roku udał się do Berna, by u szwajcarskich antykwariuszy zasięgnąć języka na temat losów zrabowanego dzieła. Okazało się, że jeden z antykwariuszy, utrzymujący kontakty zawodowe z III Rzeszą, wiedział o miejscu przechowywania figur. Potwierdziły się przypuszczenia krakowskich specjalistów, którzy zauważyli, że szafę wywoziła norymberska firma spedycyjna.

Polski rząd w Londynie utrzymywał jednak wiedzę o tym fakcie w tajemnicy, by nie spłoszyć Niemców. Londyńskie radio celowo podawało, że ołtarz ukryto w Berlinie. W 1942 roku Karol Estreicher został oddelegowany do Stanów Zjednoczonych, gdzie wszedł w skład komisji rządowej do spraw rewindykacji. Dwa lata później wziął udział w powołaniu kolejnej, tym razem międzynarodowej komisji Vauchera. Jej zadaniem było przygotowanie regulacji prawnych i zorganizowanie restytucji dzieł sztuki po klęsce Niemiec.

Kiedy Amerykanie wkroczyli na teren Niemiec, rząd londyński rozpoczął oficjalne starania o przyjęcie delegacji polskich „ekspertów rewindykacyjnych”. Niestety, alianci nie chcieli się na to zgodzić. Być może dlatego, że wiedzieli, iż po Jałcie to nie rząd emigracyjny będzie negocjował sprawy powrotu dzieł. Estreicher natychmiast po wycofaniu przez aliantów poparcia dla rządu londyńskiego pojechał do Polski, gdzie udało mu się załatwić delegację z ramienia rządu ludowego na teren stref okupacyjnych angielskiej i amerykańskiej, nie dostał jednak wymaganego przez Amerykanów dokumentu na odbiór ołtarza. Dokument ten wysłano mu dopiero w grudniu 1945 roku. Historyk sztuki spędził kilka miesięcy nad identyfikacją dwóch tysięcy części ołtarza, które wraz z innymi średniowiecznymi rzeźbami zostały wrzucone do norymberskiego schronu. Szafę i skrzydła ołtarza, ukryte około 30 kilometrów od Norymbergi, zlokalizowano dzięki znalezionym przez Estreichera niemieckim dokumentom. – Estreicher twierdził, że to on sam odszukał szafę ołtarza. Czy tak było w istocie, nie wiemy na pewno. Być może stało się to przy udziale amerykańskiego wywiadu wojskowego. Cała sprawa grabieży i powrotu ołtarza kryje w sobie mnóstwo zagadek – mówi Agata Wolska, pracownik Archiwum Bazyliki Mariackiej.

Najdroższy pociąg Europy
26 kwietnia 1946 roku wyruszył z Norymbergi specjalny pociąg, złożony z 27 wagonów. Można zaryzykować twierdzenie, że był to jeden z najdroższych pociągów w całej historii Europy. Cały załadowany dziełami sztuki: obrazami, meblami, eksponatami warszawskich muzeów. Zachowały się zdjęcia, na których amerykańscy żołnierze, stojący na tle wagonu, pakują do skrzyni „Damę z gronostajem” Leonarda da Vinci – bowiem pociągiem jechały też arcydzieła zrabowane w krakowskim Muzeum Czartoryskich. W kilku wagonach wieziono odzyskane zbiory Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wszystkie części Ołtarza Mariackiego znalazły się w wyściełanych skrzyniach. Przewożono je z wielką ostrożnością. Dowody tego możemy znaleźć na fotografiach wykonanych niedługo po transporcie. – Proszę zwrócić uwagę na tak delikatny element jak dłonie Matki Boskiej – pokazuje Agata Wolska. – Nie odłamał się nawet mały kawałeczek. Świadczy to o tym, jak dobrze zorganizowany był transport. Szybka rewindykacja ołtarza Wita Stwosza była konsekwencją osobistego rozkazu Eisenhowera. To on zdecydował, żeby odstąpić od zasady, że dzieło zwraca się państwu, a nie konkretnemu właścicielowi. Ołtarz został więc zwrócony kościołowi Mariackiemu.

Kiedy pociąg zbliżał się do Krakowa, na stacjach gromadziły się komitety powitalne i wiwatowały tłumy. Polskim władzom nie było to na rękę. Komuniści obawiali się manifestacji sympatii do USA. Miasto zamówiło Mszę dziękczynną, był już nawet przygotowany klęcznik dla Bieruta, ale ten w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd. Do celów propagandowych wykorzystano za to rzekomą pijacką strzelaninę po uroczystym bankiecie w Krakowie, w której jeden z amerykańskich konwojentów miał zastrzelić dwóch milicjantów. Według badaczki Lynn H. Nicholas, bazującej na amerykańskim raporcie, żołnierz uczynił to jednak w obronie własnej. Po uroczystości przekazania ołtarza parafii rozpoczęły się prace konserwatorskie w pracowni na Wawelu.

A było co naprawiać. – Wnętrza figur, a przede wszystkim predella, czyli dolna część ołtarza, zostały zupełnie przeżarte przez kołatki – Agata Wolska prezentuje nam fotografie, na których widać wyraźnie, jakie szkody poczyniły te owady żerujące w drewnie. Konserwacją ołtarza kierował prof. Marian Słonecki, który postanowił dotrzeć do oryginalnej polichromii, co wzbudzało początkowo pewne kontrowersje. Okazało się jednak, że dzięki jego wizji udało się wydobyć wiele szczegółów wcześniej niewidocznych, np. motywów roślinnych, mających znaczenie symboliczne. Proboszcz bazyliki Mariackiej ksiądz infułat Ferdynand Machay finansował m.in. prace rzemieślnicze przy ołtarzu i zakup złota do pozłocenia figur.

A Panna Maria usypia
Wydawało się, że nic już nie stoi na przeszkodzie, by ołtarz wrócił na stałe do kościoła Mariackiego. A jednak! W 1950 roku komuniści postanowili urządzić na Wawelu wystawę i tam pokazywać dzieło Wita Stwosza. Powstały filmy propagandowe, mówiące o tym, że ołtarz jest własnością narodu, a wystawę zaczęły obowiązkowo odwiedzać wycieczki szkolne z całego kraju. – Z dokumentów, do których dotarłam, wynika, że decyzja o pozostawieniu ołtarza na Wawelu zapadła na najwyższych szczeblach partyjnych – mówi Agata Wolska. – Była to część zmasowanego ataku na Kościół, który rozpoczął się pod koniec lat czterdziestych. Nie pomogły starania księdza Machaya, który słał listy do Ministerstwa Kultury i Sztuki, domagając się podania terminu zwrotu dzieła. Zbywano je odpowiedziami, że wystawa musi trwać, aby umożliwić dostęp do ołtarza „najszerszym rzeszom”. W końcu władze przestały w ogóle odpowiadać na listy. Ołtarz powrócił na swoje miejsce dopiero po październikowej odwilży, 13 kwietnia 1957 roku.
Dziś ta największa w Europie gotycka nastawa ołtarzowa nadal cieszy nasze oczy. Turyści i pielgrzymi z całego świata przybywają, by podziwiać dzieło mistrza z Norymbergi. Dzięki pracom konserwatorskim złocone szaty apostołów na nowo lśnią dawnym blaskiem. Zwraca uwagę naturalistyczna wręcz dbałość o szczegóły, z jaką artysta wyrzeźbił swoje postacie, którym nadał rysy współczesnych mu mieszkańców Krakowa. Podobno Stwosz posunął się w tym realizmie tak daleko, że możemy odgadnąć, na jakie choroby cierpieli poszczególni mieszczanie! Możemy też dowiedzieć się sporo o codzienności XV-wiecznego Krakowa, panujących w nim zwyczajach i noszonych wówczas ubiorach.

Przede wszystkim jednak jest ołtarz Wita Stwosza traktatem teologicznym, w którym każdy element ma istotne znaczenie. Kiedy szafa pozostaje zamknięta, oglądamy płaskorzeźby przedstawiające 12 scen z życia Jezusa. Po jej otwarciu naszym oczom ukazuje się sześć Radości Maryi – od Zwiastowania po Zesłanie Ducha Świętego, a w samym środku – scena Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Gdy spojrzymy nieco w górę, dostrzeżemy Matkę Bożą unoszoną przez Syna do nieba, a na samym szczycie ołtarza – scenę Jej ukoronowania na Królową nieba i ziemi. Trudno w kilku słowach przybliżyć piękno przedstawionej w głównej części ołtarza historii. Najpiękniej zrobił to chyba Zbigniew Herbert w wierszu „Wit Stwosz: Uśnięcie NMP”. Oddajmy więc na koniec głos poecie: „A Panna Maria usypia. Idzie na dno zdziwienia/ trzymają ją w wątłej siatce umiłowane oczy/ upada coraz wyżej jak strumień przez palce przenika/ a oni schylają się z trudem nad wstępującym obłokiem”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.