Spitsbergen - Dziennik polarny

ks. Stanisław Puchała, proboszcz katedry Chrystusa Króla w Katowicach oprac. Sz. Babuchowski

|

31.10.2007 11:43 GN 44/2007

publikacja 31.10.2007 11:43

Największa wyspa Norwegii na Morzu Arktycznym. Miałem ostatnio niespotykaną okazję, by poznać tajemnice tej polarnej krainy.

Spitsbergen - Dziennik polarny Msza św. pod krzyżem na Półwyspie Wilczka.

ks. Stanisław Puchała, proboszcz katedry Chrystusa Króla w Katowicach. Wieloletni duszpasterz akademicki został zaproszony do udziału w wyprawie polarnej jako kapelan i uczestnik badań naukowych na Spitsbergenie. Pełnił też rolę korespondenta Radia eM i Radia Katowice. Relacje księdza Puchały i rozmowy przeprowadzone z nim już po powrocie ułożyły się w dziennik podróży, którego fragmenty dziś prezentujemy.

Kiedy wychodziliśmy w morze z portu w Gdyni, kołysało nami dość znacznie. Nad ranem morze się uspokoiło, niebo było bezchmurne – i tak, z małą przerwą, aż do wieczora. Dzisiaj jesteśmy już na Morzu Norweskim. W sobotę wiało bardzo mocno – było od 8 do 9 stopni w skali Beauforta. Ale świeciło słońce i wiatr wiał od dzioba, więc dało się przeżyć silne kołysanie statku. W sobotę wieczorem odprawiłem Mszę św. w mesie załogowej. Stół kapitański służył za ołtarz. Niełatwo było utrzymać równowagę, więc prawie całą Mszę przeżywaliśmy w pozycji siedzącej. W niedzielę rano morze się uspokoiło, ale po południu, niestety, wiatr znowu się wzmógł. Teraz wieje z lewej burty, są 4 stopnie w skali Beauforta. Statek kołysze się z boku na bok i jeszcze trudniej utrzymać równowagę. Zjedzenie posiłku w tych warunkach to nie lada sztuka. Trzeba trzymać stół, krzesło i to, co się ma przed sobą.

Jak małe dzięcioły
Płyniemy po Morzu Norweskim, pomiędzy środkową Islandią a północną Norwegią. Mimo kiwania i bujania, życie na statku nie zamiera. Zmieniają się wachty na mostku kapitańskim, studenci w chwilach wolnych od zajęć czyszczą statek od pojawiającej się rdzy, stukając jak małe dzięcioły. Rytm dnia regulują na statku posiłki. Codziennie o 19.00 jest też Msza św. Pomiędzy tymi stałymi porami naukowcy przygotowują się do badań, aktualizują dane, planują prace stacji i wokół stacji w Hornsundzie. Przypłyniemy tam prawdopodobnie 14 września. Na wykonanie zaplanowanych zadań na Spitsbergenie będziemy mieli 13 dni. To niewiele. – W sobotę ruszymy na stanowiska do automatycznych kamer rejestrujących ruch lodowca Hansa, a dr Mariusz Grabiec z kolegami będą w tym czasie sondować grubość lodu tego lodowca i zawartość wody – zapowiada prof. Jacek Jania, dziekan Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.

Wodę widzę dokoła
Przede mną cudowna tęcza wydobywająca się z wody. Dzisiejszy dzień, fatimski, przywitał nas pięknym słońcem, błękitnym niebem i spokojną tonią morza. Statek łagodnie kołysze się na falach przy wietrze 0,5–1 stopnia w skali Beauforta. Przed dziobem pojawiają się wieloryby. Wczoraj opuściliśmy Morze Norweskie. Pod nami głębia – ponad 2,5 tys. metrów. Patrząc z mostka kapitańskiego, po sam horyzont widać tylko wodę. Jesteśmy sami na tym bezbrzeżnym terytorium. Patrząc na mapę, dostrzegam, jakby nieopodal, najwyższy szczyt Norwegii – Galdopiggen – prawie 2,5 tys. metrów. Ta świadomość różnicy między głębokością, a wzniesieniem robi wrażenie. Przed nami jeszcze 200 mil z całej, liczącej około 3600 km, drogi morskiej z Gdyni na Spitsbergen. Jutro rano już tam będziemy. W stosunku do planów to dzień opóźnienia. – Tak bywa na morzu – mówią ze spokojem oficerowie „Horyzontu 2”.

Gdzie ten niedźwiedź?
To już czwarty dzień pobytu na tej niezwykłej wyspie w Arktyce. Jest zimno, wieje wiatr, do tej pory jednak niebo było pogodne, słoneczne. Dzisiaj pada, ale nawet przy takiej pogodzie widoki ośnieżonych gór, lodowców i kolorowej tundry, pokrywającej najbliższe wzniesienia drobną roślinnością, robią niezwykłe wrażenie. Zatoka wypełniona jest większymi i mniejszymi bryłami lodu. Słońce, które w różny sposób oświetla w ostatnich dniach okolicę, mgły, chmury sunące bardzo nisko – sprawiają, że krajobraz zmienia się nieustannie.

Wczoraj, kiedy szliśmy na pomiary, oglądaliśmy ogromne stada reniferów. Wyglądają inaczej niż na kontynencie – są bardziej masywne i mają krótsze nogi. Nie widziałem jeszcze niedźwiedzia, chociaż już zostałem przeszkolony w posługiwaniu się bronią i rakietnicami – na wszelki wypadek. Przez ostatnie dwa miesiące obok stacji przeszło już piętnaście niedźwiedzi polarnych. Podobno są lękliwe, najczęściej uciekają przed człowiekiem. Fok też jeszcze nie widziałem – przebywają w głębi fiordu, przy lodowcach. Większość ptaków odleciała, bo to już późna jesień.

Lodowiec się cieli
Wczoraj padał deszcz, mimo to badacze pracowali nieustannie. Nam z prof. Janią przypadł dyżur w kuchni i w stacji. Troska o porządek, posiłki, nasłuch radiowy i telefoniczny. Pod wieczór pogoda stała się prawie słoneczna, więc po skończonym dyżurze mogliśmy wyruszyć w teren. Wybraliśmy się łodzią motorową przez zatokę w pobliże lodowca Hansa. Stanęliśmy przed czołem lodowca wysokiego na 40–50 metrów, czyli więcej niż mierzy dziesięciopiętrowy blok mieszkalny. Wcześniej oderwały się od lodowca dwie góry lodu. Na naszych oczach, po ogromnym huku, jakby ktoś strzelał z haubicy, oderwały się mniejsze fragmenty. Wpadły do wody, wywołując fale i zostawiając na czole lodowca piękne, seledynowe kolory. – Lodowiec cieli się – mówi profesor.

Woda płynie, jeśli się ją przyniesie
Już trzeci dzień spędzamy przy lodowcu Werenskiolda, nocując w małym, drewnianym domku, zbudowanym w 1971 r. przez Stanisława Baranowskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego. Poranna toaleta mogła się odbyć w maleńkiej łazieneczce, w której woda płynie, jeśli się ją przyniesie, ale lepiej było umyć się w rwącym potoku, obok domku. Temperatura rano wynosiła około zera. Wczorajszy krajobraz przed czołem lodowca był iście księżycowy. Morena, po której chodziliśmy, to kamienie i po trosze piach. W miejscu, w którym lodowiec się wytopił, pozostały wzniesienia, niczym hałdy, z większych lub drobniejszych kamieni. Po takim terenie chodziliśmy wczoraj z GPS-em przed czołem lodowca Werenskiolda, żeby określić jego obecne granice. 35 lat temu czoło lodowca było na morenie, na której w tej chwili stoję z telefonem satelitarnym, niedaleko domku „Baranówka”. Dzisiaj do lodowca idziemy mniej więcej 2,5 km. Przypadkowo odnaleźliśmy czujnik pomiaru temperatury, który, jak mówi prof. Jania, prawie 12 lat temu został wwiercony w lodowiec na głębokość 30 metrów. Teraz w tym miejscu nie ma śladu lodowca.

Gwiazdo zaranna...
Piątek rozpoczął się wędrówką do czoła lodowca Werenskiold. Weszliśmy na morenę środkową, a potem szliśmy 5 km po lodowcu, w rakach założonych na buty, do miejsca za granicą wiecznych śniegów, gdzie „rodzą się” lodowce. Pod nami lód grubości około 300 m. Na jego powierzchni firn i śnieg. Cudowne widoki: ostre szczyty gór, ośnieżone, wyniosłe. Słońce przebijające się przez chmury, pozostając niewysoko nad horyzontem, rozświetlało przestrzeń.

Sobota, dzień moich urodzin, rozpoczęła się piękną zorzą polarną, która pojawiła się tuż po północy na rozgwieżdżonym niebie. A kiedy o czwartej rano poszliśmy z prof. Jackiem Janią pobrać próbki wody, wypływającej spod lodowca, na rozjaśniającym się od wschodu niebie zobaczyliśmy gwiazdę zaranną. To planeta Wenus. Tak mocno świecącej, pięknej i jasnej „gwiazdy” jeszcze nie widziałem. Spontanicznie zacząłem śpiewać: „Gwiazdo zaranna, śliczna Jutrzenko”…

Nie do zatrzymania
Uniwersytet Śląski bada lodowiec Hansa od 25 lat. Przez ten czas lodowiec skrócił się o kilometr. – Badamy zmiany kształtu, zasięgu lodowców, badamy także szybkość ruchu i objętość masy lodowej, która obłamuje się do morza – wyjaśnia profesor. – W tym roku zainstalowaliśmy automatyczne kamery, które rejestrują ze stoku wysokiego wzniesienia czoło takiego uszczelinionego lodowca. Co godzinę wykonywana jest fotografia. To unikatowy eksperyment, porównywalny jedynie z badaniami, które koledzy amerykańscy przeprowadzali na lodowcu Columbia w południowej Alasce.

Naukowcy twierdzą, że działalność człowieka tylko w niewielkim stopniu ma wpływ na zmianę klimatu. – Z całą pewnością powinniśmy oszczędzać energię, zmniejszać emisję gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla, ale ten proces jest nie do zatrzymania – przekonuje prof. Jania. – To my powinniśmy się dostosować do zmian klimatycznych, tzn. do upalnych sezonów letnich, do silnych wiatrów, a także – paradoksalnie – do wystąpienia dużych opadów śniegu. To też jest efekt ocieplenia klimatu, gdyż ocean intensywniej paruje, a coś z tą wodą musi się potem stać. Spada w postaci deszczu, a zimą w postaci dużej ilości śniegu.

Idziemy do Hansa
Dr Mariusz Grabiec i Tomasz Budzik z Uniwersytetu Śląskiego kolejny dzień pracują na lodowcu Hansa: – My, polarnicy, podchodzimy do tej pracy i do jej obiektów bardzo emocjonalnie. Kiedy wychodzimy w teren, do lodowca, to traktujemy go jak swojego przyjaciela. Mówimy: „idziemy do Hansa”. Grupa, w której pracuję, odpowiedzialna jest za badanie struktury lodu lodowcowego. Dokonujemy również płytkich wierceń w celu pobrania prób rdzeniowych, na podstawie których ustalamy, co to za rodzaj lodu i skąd się wziął. Najbardziej jest dla nas interesujące, jak zmienia się środowisko polarne, w tym również i lodowce, pod wpływem zmieniającego się klimatu. W tym roku linia równowagi na lodowcu Hansa, powyżej której masa lodowca się zwiększyła, jest bardzo nisko. Jest to związane z tym, że opady zimowe były dosyć wysokie, a lato niezbyt ciepłe – mówi dr Mariusz Grabiec.

Ptaki zmieniają pióra
Rozmowy z badaczami, odkrywanie współzależności występujących w przyrodzie, precyzji, z jaką skonstruowany jest świat, a przede wszystkim samo przebywanie w terenie nienaruszonym przez człowieka – wszystko to budzi zachwyt Bogiem-Stwórcą. Dziś wieczorem znowu odprawię Mszę św. przy krzyżu na półwyspie Wilczka, tradycyjnym miejscu modlitwy polarników. Wcześniej, po południu, będę spowiadał, szczególnie te osoby, które spędzą w polskiej stacji polarnej całą długą zimę, również noc polarną. Wczoraj towarzyszyłem oceanografom i ornitologowi w wędrówce na szczyt Fugla w poszukiwaniu pardw. Pardwy to ptaki, które przebywają stale na Spitsbergenie, nie odlatują na zimę. Zmieniają tylko upierzenie, by nie były widoczne. Latem są szaro-brązowe jak skały, a zimą białe jak śnieg. Wczoraj były już białe. Nogi mają również opierzone i wyglądają, jakby chodziły w wysokich, ciepłych, białych walonkach. Mieliśmy szczęście – spotkaliśmy ich całe stado, 16 sztuk.

Kołysze niemiłosiernie
Po 2 tygodniach ponownie jestem na mostku kapitańskim „Horyzontu 2”. Na Morzu Grenlandzkim statkiem znowu kołysało niemiłosiernie. Boczne przechyły do 38 stopni – tak było prawie przez całą noc. O trzeciej nad ranem statek wpłynął do portu w Longyearbyen, zarzucił kotwicę. Dzięki temu mogliśmy jeszcze kilka godzin przespać spokojnie. Longyearbyen to miasteczko na Spitsbergenie. Mówią o nim: „stolica”, choć liczy niespełna 2000 mieszkańców. Oprócz niego są na wyspie jeszcze dwa osiedla, które trudno nazwać miasteczkami. W Longyearbyen jest uniwersytet, kopalnia węgla kamiennego, kościół i muzeum. Nasza wyprawa dobiega końca. Prof. Jania cieszy się, że udało się zrealizować zamierzenia badawcze prawie w stu procentach. Wracamy do kraju, do naszych rodzin, do czekających zadań. Żeby było prędzej – samolotem – nad surową Norwegią, zieloną Danią, niebieskim Bałtykiem, krętą Wisłą, kolorową szachownicą pół, łąk i lasów – do domu. W Polskiej Stacji Polarnej na Spitsbergenie pozostało dziewięciu polarników gotowych na przeżycie tam w trudnych warunkach aż do lipca. Obiecałem im modlitewne wsparcie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.